Witam!!!
postanowiłam założyć nowy wątek gdyż ten ostatni na temat SB starcił sens zupełnie, gdyż doszłam do wniosku, że to kompletna pomyłka powrót na SB. Dieta dla mnie to styl życia, coś na zawsze, a nie na 2 tygodnie czy miesiąc. Za dużo już było diet w moim życiu. Teraz zostaje tylko MŻ i ruch - jako forma spalania tłuszczu, produkowania endorfin, zaspkojania swojej potrzeby robienia czegoś dobrego dla siebie, metoda na to żeby nie zwariować w dzisiejszym świecie - tzw. odstresowanie . Gdy nie chodze na fitness czuje się źle. Teraz miałam 3 tygodniowy urlop i przerwe w cwiczeniach....czuje sie źle zarówno fizycznie i psychicznie. Od następnego tygodnia powrót na dobre tory i MŻ - czyli jedzenie w okolicach 1200 - 1300 kcal. Eliminacja słodyczy, elimacja obżerania się bezsensownego, kontrola durnych nawyków, jedzenia dla zabicia nudy (np.w kiepskim towarzystwie - kiedyś paliłam, a teraz jem np. orzeszki czy paluszki), jedzenie żeby nie zrobić komuś przykrości - np. mamie, cioci, teściowej etc. Jeżeli cos dla nich znaczymy zrozumieją, że jedzeniem nas nie uszczęśliwią = wręcz przeciwnie. Moja mama na szczęście to zrozumie. Ale prawda jest taka Kochani, że na siłę nam nikt nie wtyka do buzi jedzenia. Poza tym zawsze mozna zjeśc naprawdę odrobinkę, żeby komuś nie robić przykrości a samemu nie zrobić sobie krzywdy. Będę w tym wątku starała się opisywac również psychologiczne aspeky mojej diety, a raczej sposobu odżywiania. Właściwie o dietach wiem chyba wszystko i o zdrowym odżywianiu również. Wiem co powinnam robić, co jeśc, a czego nie. Jak ćwiczyć, żeby spalać kcal etc. Dlaczego więc ciągle mam nadwagę i nie czuje się ze sobą dobrze? Bo psychika zawodzi...zmęczenie myslami o wadze, o tym że MUSZE SCHUDNĄĆ. To mnie wypala, męczy, terroryzuje i w efekcie ze stresu zaczynam podajadac nieodpowiednie rzeczy, zarzucam ruch na jakiś czas, jakbym sama buntowała się przeciwko temu przymusowi odchudzania.Ale wiem, że gdy ładnie dietkuję i ruszam się = czuje sie super i jestem osobą zadowoloną z siebie, usatysfakcjonawaną. Będę dążyc do takiego stanu, a przy okazji pragę zrzucić ok 10 kg. Ze 3-4 kg najlepiej do konca sierpnia.Ale jak się nie uda - trudno. Nic na siłę. Ważne bym nie marnowała czasu na użalanie się nad sobą. i myśleniu - że kiedys tam sobie na pewnos schudnę. Nie odkładam tego, ale nie wariuję na tym punkcie. OD dzś - mniej żrę i nie zażarem emocjii. Od następnego tygodnia włączam fitness.
Jutro wyjeżdzam na weekend i bedzie znów ciężko w towarzystwie, ale dam radę. więcej uwagi skupię na rozmowie, a mniej na jedzeniu
Proszę o wsparcie i ewentualne wsakzówki. Wiem ze na to forum ZAWSZE można liczyć