hej hej
No zajęta miłością to ja jestem. Pod koniec października Piotrek przyjechał do mnie i miał wracać z Okęcia w wszystkich świętych. Pojechałam odwieźć go do warszawy i... kurcze, samolot awaryjnie wylądował, lotnisko zamknięte a Piotrek mógł przebukować sobie bilety dopiero na niedzielę i takim oto sposobem został 5 dni dłużej. Byłam taaaaka szczęśliwa (a co tam, nadal jestem). Ale fakt, po tym jak już poleciał do siebie to przepłakałam pół nocy. Było ciężko i pewnie jeszcze przez te najbliższe dni tak będzie. Szybko przyzwyczajam się do jego obecności na codzień a jego nagły brak znoszę ciężkawo. Alejest ok. W końcu przyleci znowu. I tak mam wiele powodów do radości. Okazuje się, że najwspanialszy mężczyzna na świecie i mój chłopak to jedna i ta sama osoba. A
zakochana jestem po uszy... I powiem wam w tajemnicy, że on też. Jest super.
Dieta? No waga idzie w dół ale nie tak szybko jakbym chciała. Wczoraj rano na wadze zobaczyłam 63,4. Rewelacja. Tym bardziej, że kiedy Piotrek był w Polsce to jadaliśmy normalne polskie jedzenie (nie typowo południowo-plażowe). Zapychałam się słodyczami, ziemniakami i białymi bułkami. Z ćwiczeniami trochę gorzej ale mam zamiar do nich wrócić. Jak mi sie nie uda jutro albo pojutrze to w piątek już na bank. W końcu długi weekend nadchodzi. Super.