Witam, na forum od kilku lat, jednak pierwszy raz postanowiłam sama coś napisać. Odchudzam się wiecznie i nieustannie od trzynastego roku życia - ale o tym za chwilę.
Aby odnieś w czymś sukces muszę się temu poświęcić w całości, każda moja dieta to prywatne studia dietetyki, godziny w kuchni i na stronach internetowych, codzienne ważenie. (Wiele osób Twierdzi, że nie jest to najlepsze rozwiazanie - mnie bardzo motywuje). Gdy sie odchudzam uwielbiam o tym mówić, a moi znajomi maja juz dość - stad pomysl pisania na tym forum.
Moja historia - dla was może mało ciekawa, ale jak już pisze, to wszystko
Byłam bardzo drobnym dzieckiem, do momentu dojzewania - ok 12-13 lat. Wtedy przestałąm rosnąć. Tzn rosłam dalej, ale już tylko w szerz - rodzice wysłali mnie na pełne badania hormonalne. Okazało się, że jestem w pełni zdrowym dziwadłem. Hormonu wzrostu brak.
Od tej pory zawsze miałam problem z nadwagą. Przy wzroście 145, w wieku 16 lat ważyłam 60 kg.
Moje pierwsze poważne odchudzanie odbyło się pod okiem cudownej lekarki. Dieta ustawiona idealnie - nie znoszę podstawowych warzyw (pomidor, papryka, salata, ogórek) - wczesniejsze konsultacje polegały na wmawianiu mi, ze musze je jeść i tyle, tym razem jednak dostosowano moja diete do upodoban (buraczki, marcheweczki cebula zamiast standardowych salatek zalatwily sprawe)
Jednak najważniejszym, tajemniczym elementem diety byla mieszanka :siemie lniane, otreby pszenne, platki owsiane zalane odrobiną gorącej wody, a do tego pół łyżeczki miodu. Dwie łychy takiej papki na pierwsze śniadanie i kolację i cały zawarty tam błonnik czyni cuda.
Powyższa dieta pozwoliła mi schudnąć z 60kg do 47kg utrzymalo się to ( z drobnymi wachaniami ) przez dwa lata - W tym czasie trenowałam taniec, niestety kontuzja nie pozwolila mi na dalsze treningi. Byłam załamana, a organizm przestał zuzywac tyle kalorii ile wcześniej i kilogramy wróciły.
Takich wzlotów i upadków było kilka. (odchudzałam się już sama, nieco modyfikując zalecenia lekarza.) Mogę się mylić ale mam wrażenie, ze nie jest to tradycyjny efekt jojo, gdyż każde "tycie" było poprzedzone jakąś dramatyczną zmianą w moim życiu, a nie zwyczajnym powrotem do dawnych nawyków.
Dziś:
Podjęłam kolejną próbę przedwczoraj - waga startowa 56kg
- cel 40 kg (Przypominam, ze mam 145cm wzrostu, a do tego dość drobną budowę - oczywiście, poza nie tak drobnym tłuszczem![]()
Moja dieta: (oczywiście czekam na sugestię, zaznaczam, ze wielu produktów nie lubię i lubic nie bede - kiedys przez miesiac probowalam sie przekonac do pomidorow - nie wyszlo)
Pierwsze śniadanie:
- 2 duże łyżki Mieszanki dr Genowefy = siemie lniane, otreby pszenne, platki owsiane + gorąca woda i pół łyżeczki miodu - całość popita szklanką letnie wody
- kawa z chudym mlekiem i 1/2łyżeczki cukru (5 lat na slodziku, postanowiłam sie odtruć)
a że poranna prasa przy kawie to najcudownieszy moment dnia to cukier nie podlega dyskusji![]()
Drugie śniadanie:
-jedno z poniższych dan
=> jajecznica (dwa jajka na teflonie, cebulka, szczypiorek i co tam warzywnego wpadnie - o tej porze pozwalam sobie na dodanie jednego upieczonego ziemniaczka - jest to wariant na zimny albo depresyjny dzien - w wielu moich daniach są takie warianty, zamiast siegac po slodycze siegam po male grzeszki - tutaj, ziemniaczek pieczony)
=> zupy, kochane zupy, chudziutki bulion na piersi kurczaka lub ligawie wolowej i wszystko warzywne co przyjdzie do głowy - kolejna potrawa gdzie ziemniak jest grzesznym wariantem. Gęste gorące, idealne na zimę - zazwyczaj duuuza ilosc pieczarek
=> gdy jestem poza domem, ok 0,5 kg owoców (poza tymi, co wiadomo, ze nie halo
Obiad:
=> mięski z drugośniadaniowej zupki
=> soczysty, idealnie przyprawiony stek z ligawy wolowej
=> grzeszny wariant, to makaron brązowy z odrobiną pesto - uwielbiam pesto!
=> lub inny chudomięsno/chudorybny posiłek, który akurat wymyślę
Podwieczorek:
=> z założenia ważywka, gotowane buraczki, surowe marcheweczki, kapusta kiszona, ogóreczki kiszone itp
=> grzeszny wariant to owoc
Pierwsza kolacja (pomijana, jeśli ide wcześnie spać - zazwyczaj śpie dopiero kolo 2-3 w nocy) - sama w sobie jest grzesznym wariantem posiłku
=> resztki z calego dnia, zazwyczaj śniadaniowa zupka
kolacja:
=> mieszanka dr Genowefy i cos o intensywnym smaku - intensywny smak zabija u mnie chec jedzenia innych intensywnosmakowych rzeczy (chipsy, slotycze itp), a o tej porze takie chęci się pojawiają, więc:
=> filiżanka soku z cytryny - bez dodatku
=> pare ogoreczkow kiszonych
=> grzeszna wariacja - garść rodzynek
Dzis juz drugi dzien i waga spadla o 2 kg - mimo swiadomosci, ze to woda itd, to zawsze mnie ten pierwszy skok mobilizuje - nastawienie bardzo pozytywne mam
Mam nadzieje, ze uda sie wam dotrzec do tej czesci postu, bo bardzo interesuja mnie uwagi, na temat diety. Dodam, ze czuje sie swietnie. Prowadze siedzacy tryb, zycia i jestem mala, wiec moje zapotrzebowanie na kalorie jest niewielkie - dla tego nie jest to dieta dla kazdego.
Przepraszam za literowki, ale jak juz postanowialam napisac, to chcialam to zrobic jak najszybciej
Pozdrawiam i czekam na uwagi