Minęło sporo czasu. W fatalny sposób tyję. Powolutku, podstępnie, prawie niezauważalnie. I w ciągu paru lat dobiłam do... 75
Alaaaaarrrrrm!!!!!
Z dietą na razie krucho...
W ciągu dnia w miarę, miarę, ale wieczorami... porażka na całego :/
Ale chociaż ruszyłam zad- drugi dzień pędzimy z kumpelką przez godzinę przez pola i lasy. I gadamy przy tym jak nakręcone, a o przecież też wspomaga spalanie kalorii![]()
A już myślałam, że nie odzyskam zawartości mojego pamiętniczka. A tu niespodzianka!
No, to o dzieła.
Od jutra kołek w zęby i dieta .
I ruch.
I daj Boże cud![]()
Hmmm
Na powyzszym tekście własciwie moglabym zakończyć
Dieta poszła w kąt
Fajki- wrecz przeciwnie
Baterie do wagi w dalszym ciagu nie kupione- boję się
Ale za to.... ruch, ruch, ruch. 2 godziny dziennie... odśnieżania
Chociaz tyle, nie?
Ach, no i postanowiłam ... rzucić palenie.
Wiem, że na zdrowy rozum funduję sobie 2 potężne stresy : brak żarcia + brak fajek, ale przemyślałam sprawę i to jedyny chyba sposób, by nie przytyć .
Pewnie zwariuję w najblizszych dniach.... Muszę się zaopatrzyć w Validol....