Sabinko
nie wiem dokładnie o jaki płaszcz ci chodzi,ale obiekty moich westchnień są w Peek&Cloppenburg.Jednego jestem właścicielką,tani nie był nawet po przecenie ale jest przepiękny.W typie Anna Karenina tylko z szalowym kołnierzem z jakiegoś futerka i cały z ciemno granatowego flauszu.Mają wiele fasonów na każdą sylwetkę do rozmiaru 50.Są świetnej jakości,dość drogie ale po przecenie w styczniu raz na kilka lat można zaszaleć.Mój ma 3 lata ,jest noszony a ciągle wygląda jak zdjęty ze sklepowego wieszaka.Więc wart wydanych pieniędzy.A poza tym ilekroć patrzę na siebie w nim w lustrze to zawsze mimowolnie się uśmiecham.A to jest bezcenne.Kupowałam go jak miałam rozmiar 50 a płaszcz ma 48.Ze względu na fason mocno taliowany a szeroki w biodrach mogłam go nosić.
To jedyny ciuch,którego będzie mi okropnie żal,jak jeszcze schudnę.
U mnie niedziela każda inna.
W sezonie rano najpierw rower potem śniadanie,jesienią odwrotnie,a zimą tylko śniadanie.
Potem trochę komputera,trochę telefonów,trochę ogarniania.
Obiad to różnie,jak mam wenę.
czasem rano jedziemy do ikei lub czegoś takiego,bo w tygodniu mąż pracuje dlugo a ja nie jeżdżę.Wtedy obiad jest jakiś szybki.
Po obiedzie czasem kino,czasem znajomi,czasem nicnierobienie.
Kolację każdy sam sobie organizuje,wieczorem jak pogoda pozwoli jakiś spacer,albo wyprawa nad dalsze morze.
Właściwie każda niedziela jest inna,czasem razem lub osobno gdzieś wyjeżdżamy.do kościoła chodzi tylko mąż.