Wiem...znowu kilka dni mnie nie było i może trudno uwierzyć,ale ostatnie dni naprawdę mam zabiegane...pracowite.Czasami nie wyrabiam i wieczorami jestem już tak zmęczona,że nie siadam do komputera,albo zaglądam tylko na chwilkę.Zdarzyło mi się nawet zasnąć nad klawiaturą
W czwartek i piątek mąż miał wolne.Pierwszego dnia koszenie było,różne inne roboty koło domu i duże zakupy.Zrobiliśmy też zakupy mamie,bo w tym upale nie wolno jej wychodzić,ze względu na serce.
Drugiego dnia zaczęło nam coś wc szwankować,niby nic się nie zatkało,a trzeba było po kilka razy wodę spuszczać.Mąż odkręcił muszlę i okazało się,że tyle kamienia się zrobiło.Oczyścił ile się dało,zamontował z powrotem i....i zaczęło się na łączeniu laćTak to jest jak się stare ruszy...ech.Musiałam lecieć po nowe kolanko w tym upale-dobrze,że nie daleko.Zamontował nowe,podłączył wodę i....i tym razem pływak w spłuczce zaczął szwankować i ja znowu do sklepu.A nowy pływak miał felerny gwint...i znowu wymienić.Nalatałam się w tym upale.Robota,co miała zająć godzinkę lub dwie,bo przy okazji inaczej muszlę ustawialiśmy....zajęłam 5 godzin w tym upaleWieczorem po prostu padłam i już komputera nie włączałam.Sobota miała być dla mnie.....taaaaa.....wieczorne plany wzięły w łeb,bo przyszła okropna burza,wietrzysko,grad sypał.Długo trwało,a potem okazało się,że netu nie ma.Musiało gdzieś światłowód pozrywać,bo dopiero w niedzielę późnym wieczorem naprawili.Co prawda syn miał wykupione ileś tam netu w telefonie i weszłam tu,na fb na chwilę,ale po pierwsze nie chciałam mu zużyć,bo miał końcówkę,a po drugie i tak nie umiem pisać z takiego telefonu.Wzięłam się więc za prasowanie.Wczoraj resztę wieczorem wyprasowałam-w sumie parę godzin mi to zajęło.W niedzielę wyjeżdżamy z mężem na tydzień ,więc czas na pakowanie,szykowanie,gotowanie-bo trochę młodemu przyszykuję i zamrożę.
Wczoraj zięć miał całodniową trasę,córka na 11 szła do pracy,to maluchy były u mnie,bo już mają wakacje od przedszkola.Musiałam iść z Gabi do lekarza.W sobotę po południu dostała lekką gorączkę,a wieczorem już miała 38.4.W niedzielę rano stan podgorączkowy,bez kaszlu czy kataru,a wieczorem skok na 38.8.Odsiedziałam w poradni 1.5 godz-okazało się,że mała ma paskudną anginę.Lekarka aż głową kręciła,że nie ma kaszlu ani ją to gardło nie boli.Dostała antybiotyk,w czwartek kontrola i mogą na szczęście wyjechać,bo w piątek jadą na 10 dni do Karpacza.Oby Szymek od niej nie złapał.
No i tak minęły te dni co mnie nie było.Dzisiaj wcześniej wstałam i poszłam raniutko do taty na cmentarz porządek zrobić i znicze zapalić-bardzo za nim tęsknię,a kiedy sama go tam odwiedzam,to mogę do niego mówić,mogę się wypłakać.
Teraz kończę-widzę,że na deszcz się zbiera,więc chcę po pieczywo wyskoczyć.Plany na dziś to gotowanie dla Mateusza "bezglutenowców" i porządki.Ogródek zarósł,ale nie wiem czy dam radę wyplewić przed wyjazdemJutro rano z mężem na zakupy-zrobić zapasy zdrowego jedzenia dla młodego i psu kupić karmę suchą i puszki.Po południu do mamy.W czwartek musimy jeszcze pojechać za drzewem do palenia,bo nam się kończy.Mam nadzieję,że zięć już do czwartku nie będzie miał trasy i nie będę musiała zostać z dziećmi.No i przed samym wyjazdem jeszcze do mamy i jej zrobić zakupy-te cięższe.
Miłego dnia -pamiętam o Was i tęsknię.