Dzień dobry
trochę mnie nie było ale jakieś smutki mnie dopadły, spać nie mogę pomimo moich tabletek, tak się zastanawiam czy poprosić o zmianę tabletek lekarkę która już mnie zna i wie o co biega czy zmienić lekarza, może jakieś świeże spojrzenie na moje problemy potrzebne??? Musze się nad tym zastanowić....
Poza tym obżarstwo mi się włączyło straszne, w zasadzie mogę powiedzieć, że waga wyjściowa z mojego suwaka jest aktualna, powtarzam "wyjściowa"!!!!, kolejny raz wielkie obietnice, ładne kilka czy kilkanaście dni i do dooopy, wróciłam do punktu wyjścia i co gorsze na razie nie widzę nawet nikłego światełka w tunelu
Ładnie pisałyście o przyjaźni, przyjaciołach a w zasadzie przyjaciółkach, zawodach jakie czasem was spotykały z ich strony ale i pięknych chwilach kiedy mogłyście i możecie na nich polegać...pięknie napisałaś Agnieszko o swoim mężu, tylko pozazdrościć takiego przyjaciela, zresztą nie raz i nie dwa przy okazji naszych rozmów podkreślałaś, że jest świetnym człowiekiem i zawsze możesz na niego liczyć.
Ja jakoś nie miałam i nie mam prawdziwych przyjaciół, czy nawet przyjaciółki, generalnie jestem typem samotnika, który sam leczy swoje rany, zamyka się w sobie, nie uzewnętrznia, nawet jak miałam problemy ze swoim eks to nikomu o tym nie opowiadałam, nie żaliłam się, nie wypłakiwałam na czyimś ramieniu, tłamsiłam to w sobie i stąd pewnie moje różne problemy ze sobą, z bezsennością, ze swoją niską samooceną, pesymizmem i szukaniem dziury w całym, bo przecież nie może być za dobrze.
Moja "piwna" koleżanka jest mi najbliższa, znamy się kupę lat ale to zwykle ona coś mi opowiada, zwierza się, narzeka na swojego męża czasami...ja jestem wydaje mi się dobrym słuchaczem i słucham, czasem próbuje doradzić, otworzyć jej czasem oczy na pewne sprawy ale niestety swoje problemy zostawiam dla siebie, sama próbuję sobie z nimi poradzić, nie "sprzedaję" ich innym, zresztą w przypadku tej właśnie koleżanki to mam wrażenie, że nie bardzo mnie słucha i czeka tylko na moment, żeby znowu zacząć nadawać a ja zbyt rozmowna nie jestem, lubię ją, lubię spędzać z nią czas chociaż jest zupełnie różna ode mnie ale to raczej nie jest przyjaźń....
Za to doceniam J., wiele trudnych chwil miał ze mną, szczególnie na początku naszego "związku" i wiele razy przekonałam się, że to świetny człowiek i zawsze mogę na niego liczyć, wiele przeszedł w życiu i teraz bardzo trudno wyprowadzić go z równowagi ale bywało na początku naszej znajomości różnie, dowalałam mu strasznie, byłam okropna, po nieudanym małżeństwie i okropnym eks nie wierzyłam, że może być inaczej.