images (1).jpgimages (2).jpgimages (3).jpg
Jeszcze kilka zdjęć, bo uważam, że są piękne
Tak Krysiu, w Boże Ciało do Spycimierza przyjeżdża mnóstwo turystów, bo jest to piękna atrakcja
images (1).jpgimages (2).jpgimages (3).jpg
Jeszcze kilka zdjęć, bo uważam, że są piękne
Tak Krysiu, w Boże Ciało do Spycimierza przyjeżdża mnóstwo turystów, bo jest to piękna atrakcja
Nabrałam ochoty na przyszły rok na wybranie się tam. Koło Łodzi mamy piękne miejsca np arboretum w Rogowie.
Tam w okresie kwitnienia azalii i rododendronów zjeżdżają się tłumy. Ja byłam również jesienią. Moja instruktorka nordic walking czasami urządza nietypowe spotkania jak przebranie się w kolory wiosny czy jesieni, szukanie kwiatu paproci, marsz nocny zimą w Łagiewnikach z czołówkami (latarkami) na głowach.
Dlatego chodzę już 11 lat w tej grupie. Poznaje się też wielu ludzi, słyszy historie ich zycia.No jakby człowiek był pisarzem to nieraz miałby gotowy wątek.
A deszczu i burzy jak w Łodzi nie było tak nie ma, ale może to dlatego, że Agnieszka musi wrócić z wycieczki.
Wybieram się do kościoła, mam nadzieję, że mnie po złości nie zmoczy.
Witajcie, u nas po licznych deszczach i burzach temperatura trochę spadła przez co jest miło i rześko na dworze (czego też jak najbardziej życzę łodziankom) .
Oczywiście Kasiu nie ma jakiegokolwiek porównania do tego, co jest u Ciebie. Trafiłaś chyba na wyprawę marzeń . Każdy Twój wpis czyta się z dużą przyjemnością. Czuć tam tyle radości i oddechu . Domkiem z widokiem na samo morze też jestem zachwycona. Więc odpoczywaj ile tylko możesz.
A my Agnieszko musimy się zabrać za podbudowywanie zdrowia. U mnie niestety gardło i kaszel mają się dobrze. No i ten nieszczęsny ząb również . Obawiam się też, że stracę głos i będzie ciekawie w pracy. No ale zobaczymy. Dzisiaj zamiaruję poleżeć długo w łóżeczku. A obrazy kwiatowe rzeczywiście pięknie wykonane .
Tereniu, wcale się nie dziwię, że nabrałaś ochoty na wybranie się do tego Spycimierza. Gdybym miała blisko, to pewnie też by mnie zagnało (zwłaszcza po tym, co nam tu właśnie zaprezentowała Agnieszka). Piszesz jeszcze o arboretum w Rogowie, co może naszą Agusię też zaciekawi?
Przykra sprawa z tymi dolegliwościami. Miejmy jednak nadzieję, że to mimo wszystko stan chwilowy. No i może jednak zrób jakieś badania? Mindfulness to świetna sprawa, ale jak w większości takich działań (co pokazała też twoja koleżanka), wymaga pewnej gotowości i otwarcia. Na pewno jednak warto wiedzieć, że coś takiego jest.
Jola, fajnie że tak dokładniej napisałaś na czym polega Twoja pomoc córce i opieka nad dziećmi. Daje to bardzo przyjemny i rzeczywiście nie sprawiający wrażenia jakiegokolwiek nadwyrężania obraz bycia razem. Bo przyznam że wcześniej, po Twoich wpisach, też często miałam poczucie, że jesteś nadmiernie eksploatowana i przez to też często nadmiernie umęczona. Teraz już będę wiedziała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, że potrafisz dać sobie czas na to, co sprawia ci przyjemność i że naprawdę potrafisz o siebie dobrze zadbać, już nie mówiąc o tym, jak dużą przyjemność sprawia Ci taki stały kontakt z dziećmi. Wypracowaliście sobie fajny sposób współdziałania, przy którym nikt nie czuje się pokrzywdzony (tak jak ma to niestety miejsce w przypadku babć opisywanych przez Terenię) natomiast jest poczucie satysfakcji i zadowolenia z utrzymywania i stałego uściślania wzajemnych relacji. Można by tylko innym rodzinom życzyć, żeby też potrafiły sobie coś takiego wypracować. No a ja tym sposobem będę już na spokojnie i bez potrzeby wspierania czytać Twoje relacje z codziennej pomocy przy ukochanych wnukach .
Sabinko, mam nadzieję że po rozmowach wrócisz do Pape i będziesz nam tu trochę więcej o spotkaniach z nim pisała .
Maniusiu , tak z ciekawości – zrobiłaś sobie wczoraj ten dodatkowy trening?
Gruszko, a Ty już pewnie w trakcie swoich spotkań i podróży. Baw się dobrze .
Kalahari, dzisiaj chyba świętujecie, wiec spokojnego ale pełnego też dobrych wrażeń dnia . Jestem ciekawa dywanu kwiatowego zrobionego przez córcię i mam nadzieję, że będzie okazja zobaczyć go na fb.
Miłej niedzieli wszystkim .
I właściwie Agnieszko wcale się nie zdziwię, jeżeli Twoja wyprawa okaże się bardziej skuteczna dla ogólnego samopoczucia, niż moje leżakowanie
Mądrego dobrze zacytować .Pięknie to ujęłaś Krysiu.
Ja wam powiem jeszcze w tym temacie, że chodziło mi o to, żeby w byciu ofiarną dla swoich dzieci nie zapomnieć o samej sobie.
U mnie moja mama tego nie potrafiła zauważyć.
Siostra wyszła za leśnika, po skończonych studiach wyjechała za nim do leśniczówki w środku lasu gdzie miała 4 km do autobusu którym dojeżdżała do Wielunia do Stacji Sanitarno Epidemiologicznej. Siostra jest mokrobiologiem.
Jak Bóg przykazał na następny rok była w ciąży. Do końca jeździła jeszcze do pracy - na motocyklu bo młodzi nie mieli pieniędzy.Zresztą wyjechali , żeby dostać mieszkanie służbowe.Urodziła się siostrzenica u nas w Łodzi i siostra zostawiła ją ze mną na studiach , z mamą (która rzuciła pracę-siostra dawała jej 1000zł) i prawie 80- letnią babcią. No po niecałych 2 latach urodziło się 2 dziecko i również mama podjęła się głównej opieki.Małą w wieku 2,5 roku zabrała siostra do przedszkola, żłobków u nich na wsi nie było.
No i mamie starczyło sił tylko na 1,5 roku odchowania siostrzeńca. Ja pomagałam, babcia też, ale noce, niepokój, chorowanie to wszystko obciążało mamę. Po 4 latach takiego życia dostała pierwszego zawału.
Zresztą miała ich jeszcze 4, piątego nie przeżyła, zmarła w wieku 63 lat, ja jestem tylko rok starsza i wydaje mi się, że to jeszcze nie wiek na umieranie.
Teraz siostra gdy obie jesteśmy po 60 często mówi, że zupełnie nie zdawała sobie sprawy jakim wysiłkiem dla starszego człowieka (chorego-moja mama miała chore serce, uszkodzenie po anginach) jest opieka nad maluchami.
Jak mamy do czynienie z dziećmi teraz i jak sobie przypomnę tamten czas gdy miałam lat 20 parę to są to zupełnie inne czasy.
Młody człowiek nie ma pojęcia jak się czuje 50-60 latek, i nie ma się co dziwić.
Dlatego ważne jest to co napisała Krysia:
Trzeba samemu się sobą zaopiekować bo przede wszystkim to jest naszym zadaniem.
Pamiętam jak jednym z pierwszych zaskoczeń na terapii było dla mnie pytanie terapeutki "A jaką pani dla siebie przyjemność czy prezent przygotowała na imieniny"???? Buzia mi się rozdziawiła szeroko i się zatroskałambo właśnie ze 20 minut jej opowiadałam co zrobiłam dla Kazika, co mu powiedziałam, gdzie go zapisałam, jakie lekarstwa mu kupiłam, ale o czymś dla SIEBIE to nie pomyślałam.
No imieniny, przykry obowiązek, trzeba do pracy coś zanieść, w domu przygotować. Wydatek i dodatkowe zajęcie, a przecież i tak ciągle nie mam czasu, ciągle mało snu, ciągle gonię.
Gdzie by się człowiek jeszcze nad sobą pochylał, no w ogóle pomyślał.
Zresztą jak rozmawiałyśmy dużo później o lęku przed śmiercią, o samotności(ja nie mam rodziny no takiej najbliższej mąż, dzieci) to udało mi się oswoić te zjawiska właśnie troską o samą siebie. Gdy się rozpędzam w działalności na rzecz innych ludzi i stworzeń to mam taki wentyl bezpieczeństwa. Jest to myśl, a co ZE MNĄ, gdzie ja w tym wszystkim jestem, czy aby nie zepchnięta poza margines uwagi wszystkich, nawet swojej.
Ostatnio edytowane przez TinnGO ; 03-06-2018 o 11:53
Tereniu jak to czytam to jakbym o sobie czytała. Co roku przygotowywałam prezenty niespodzianki itp. dla innych o mnie raczej nikt nie pomyślał, a ja sama to już w ogóle. Jednak najważniejsze to zauważyć co jest nie tak i zadbać trochę o siebie, po okresie zdziwienia inni przyjmują do wiadomości że ja tez mam potrzeby i jest ok a nawet lepiej...
Czytam ciągle ta książkę poleconą przez Kasię - sztuka bycia nielubianym, czytam powoli po 2-3 strony dziennie potem analizuję i wyciągam wnioski dla siebie, książka jest dość ciekawa. dużo tam o mnie...
Dywan pokazany przez Magdę był bardzo precyzyjny i taki bardziej obraz, te pierwsze dywany które wkleiła Aga były dość proste choć ładne dlatego napisałam że ten Magdy był bardziej skomplikowany , mam nadzieje że Magda wklei i tegoroczny. Nie wiedziałam że jest w Polsce miasto z taką tradycja. wyobrażam sobie że musi to pięknie wyglądać.
No i musze powiedzie że dziś też wstałam z drapaniem w gardle i katarem , więc nie jest fajnie, jazda z klimatyzacja zrobiła swoje.
Krysiu nie poszłam na trening bo wróciłam późno, lało i długo jeszcze gadałam z sucharkiem, zeszło nam chyba do północy
Jak tam kaszląco-kichające chorowitki? Ja dzisiaj znowu sporo pospałam i wydaje mi się, że jest lepiej.
Tak swoją drogą drapanie w gardle i klimatyzacja. W aucie z reguły nie daję jej włączać. Wolę otwarte okna. Tak też wolę w autobusach. Ale ostatnio jest walka i skargi, że kierowcy nie włączają klimatyzacji. No to włączają. Przez jakiś czas więc marznę, bo jest mocno chłodzone, a za chwilę wychodzę na upał. Ot i nie dogodzisz .
Tereniu dobrze, że o tym wszystkim napisałaś, o tych skojarzeniach, które Ci się uruchomiły na podstawie własnych doświadczeń. To jeszcze bardziej rozjaśnia to, co i tak już było jasne. Serdeczna z Ciebie duszyczka i nie przestawaj pisać w tych tramwajach . Sama widzisz, że to czasami otwiera nowe widoki i poszerza spojrzenia, chociaż na początku wydaje się, że jest zupełnie inaczej.
O rany Aga, ale jak się na tą fizyke dostanie to ma pewnośc że będzie najlepszy na roku