Wiesz, w małżeństwie, przyjaźni są czasem takie sytuacje, gdy musimy pozwolić drugiej osobie, by sobie przy nas porozdrapywała te rany. I mnie się zdarza mężowi w mankiet ryczeć i w kółko wracać do tego samego. On to dzielnie wytrzymuje
Ale to ja sama w końcu zaczynam wiedzieć, że powinnam już skończyć
Tak więc nie demonizowałabym tych rozdrapywań
Owszem, przy nikim innym nigdy mi się to nie zdarzyło i nie zdarzy, ale to kwestia mojego charakteru. Potrafię jednak zrozumieć, że są osoby, które muszą długo i długo i długo. Też mnie to potrafi rozeźlić, ale wtedy to mówię temu komuś odnosząc się tylko do konkretnej sytuacji a nie całokształtu osoby jako takiej
A teraz oddalam się do Podręcznej... w szkole sajgon i chyba nie chce mi się zaczynać nowego roku