Ach żeby nie te wiosenne dolegliwości z kolanami to ja bym nad taką wyprawą poważnie się zastanawiała.Ale na pewno chciałabym iść minimum z jedną osobą. Ja do zwiększenia poczucia szczęścia potrzebuję się nim z kimś dzielić.Mam tak samo z lękiem, strachem jak się podzielę to część spada ze mnie.
Pytam całkiem poważnie czy dla was w małżeństwie mąż jest tym pierwszym do "podzielenia się".
Dla mnie to jest siostra albo przyjaciółka.
Tylko jeśli chodzi o koty to jestem ja, one i świat.Dlatego tak się o nie lękam bo tylko dla mnie są takie ważne.
Postanowiłam dzisiaj zabrać się za roboty jesienne. No bo gdy ręce grabieją to pewne czynności są wyjątkowo przykre. Ponieważ kosić można dopiero po południu gdy trawa przeschnie rano zdemontowałam łańcuchy deszczowe. Obawiam się złomiarzy. Przeczyściłam rynny, podcięłam wierzbę japońską i resztę winogrona. Wywiozłam to do pojemnika na odpady zielone. Teraz mam jeszcze w planie koszenie trawy. Może ostatnie w tym roku.
Zawsze dotąd się cieszyłam wracając do domu i kończąc sezon działkowy, ale ta piękna pogoda we wrześniu mnie zupełnie odmieniła. Żal mi tego słoneczka przeświecającego przez drzewa, okrywających się rumieńcem hortensji, pięknych ciągle begonii, zakwitłej drugi raz weigeli, ptasich głosów , przelatujących motyli i mojej bujawki z rurek na tarasie.