Odp: Zawziete po 40-tce- Wirtualna Grupa Wsparcia
Dzień dobry :-)
TinGo, w kwestii wyjazdu - to nie jest takie proste, niektórych nie widziałam od lat.... Cieszę się, że mój optymizm pomógł Ci wyjśc z dołka, polecam się na przyszłość :D :love: I Trzymam kciuki za jak najszybsze wyzdrowienie.
No tak.... potem doczytałam, że nie na długo. Proszę, nie zakopuj sie tam bez nas, ja Cie bardzo lubie i zawsze chętnie porozmawiam. Numer znasz, jakby coś :-) I wylewaj żale i frustracje ile chcesz - przynajmniej za siebie deklaruję. Po to między innymi chyba tutaj jesteśmy. Jeśli nie widzisz sensu w odchudzaniu dla urody, kotów czy innych, to zrób to dla swojego ciała. Mniejsze, sprawniejsze fizycznie, po prostu dłużej Ci posłuży. Może takie bardzo racjonalne podejście Ci pomoże? I zgadzam się z Agnieszką, że może wyłazić z Ciebie zmęczenie po harówce na działce. Ty naprawdę bardzo ciężko tego lata pracowałaś.
I popieram Krysię z pomysłem na wolontariat - lubisz czuc się potrzebna, a tyle tego jest wokół. Ty ze swoją miłością do zwierząt na pewno mogłabys dać coś od siebie.
Krysiu, nie stosuję na razie żadnej diety. To wszystko okazuje się zależy od głowy. I nie spodziewałąm się, że jedzenie ściśle wg zaleceń będzie dla mnie takie trudne. Mam 7 zestawów do wyboru, mogę je dowolnie mieszać, co kilka dni gotuję dla rodziny - dlaczego nie mogę ugotować też dla siebie? To jest zagadka, której nie potrafie rozwikłać. Przeczekuję ten czas, ratując się liczeniem kalorii. Na pewno za mało jem i to nie jest dobre, ale wrzuciłam sobie tak dużo zajęć na głowę, że zwyczajnie nie mam czasu. Rozsądku mi trzeba, ale gdzieś sobie chwilowo poszedł. Ja tak mam w stresie. Nie śpię i gorączkowo robię rózne rzeczy, nie zawsze mądre.
Jak się ma Twoja płynna dieta i od kiedy mocno zaciskać kciuki? Ode mnie przytulasy masz zawsze, bo jesteś tak ciepła, że lgnę do Ciebie jak opiłek żelaza do magnesu :rofl:
Tak, mój przyjaciel dużo podróżuje, dzięki niemu mam w kolekcji sporo magnesów i innych drobiazgów z różnych stron świata. No ale on nie ma rodziny i dzieci, więc może sobie na to pozwolić :D
Skoro kluby za daleko, to jednak proponuję filmiki w necie i tzw dywanowce w domu - każde usprawnienie jest na wagę złota. Ale wiem, że łatwo sie mądrzyć do kogoś, jak się ma samemu w tym temacie za uszami :rofl:
Agnieszko, nadal ciągniesz WO? I jak efekty? Jak radzisz sobie z wychodzeniem z diety?
Weekend minął, więc miałaś okazję nacieszyć się swoimi mężczyznami :-) W szkole juz się poukładało i toczy się rozsądnym torem? Jak Ci sie podobaja jesienne mgły i zapach ziemi rano? Wiem, że uwielbiasz to tak jak ja :-)
Bardzo, bardzo zazdroszczę Ci silnej woli, w kwestii odchudzania i walki z tymi kilogramami, których tak bardzo nie lubię, to kluczowa sprawa.
Bardzo współczuję sytuacji z mamą - to musiało byc okropne przeżycie. Dzięki naszej dzisiejszej rozmowie na apce zrozumiałam, o co chodzi w słowach "nie mam morza uczuć". Mam tak samo - nasze historie są bardzo zbliżone.
Kasiu, trzymam kciuki za liczenie punktów i codzienne mieszczenie się w limicie. I bardzo mocno Cie przytulam w nadziei, że znajdziesz sobie dużo, dużo siły :-)
Sabinko, ten lek, o którym piszesz bardzo szybko uzależnia, dlatego lekarze przepisują go doraźnie. Aczkolwiek znam osoby, które już od lat go biora i jest ok. U mnie wywoływał zmęczenie następnego dnia; na nic nie miałam siły, a jak jest u Ciebie? Jeśli go dobrze tolerujesz, może porozmawiaj z lekarzem rodzinnym na ten temat? Oni te z mogą wypisywać recepty na niego. Ja przy bezsenności chodze raz na jakis czas do specjalisty a częściej dostaje recepty od rodzinnego właśnie.
Gruschko, wiem że ruch jest dobry na wszystko, tylko trzeba czasem w głowie klapkę uruchomić, żeby zaskoczyło, a potem juz pójdzie z górki. To oczywista wymówka, że jakbym miała takie okoliczności przyrody..... bla, bla :rofl: Chociaz trochę prawdy w tym na pewno jest. Fajnie, że morze wietrzy Ci głowę, że masz różne przemyślenia i dietetycznie idzie ku dobremu. Bardzo mocno trzymam kciuki za powodzenie luzackiej misji - luzackiej, bo luz w jedzeniu ma być. I strasznie się cieszę, że do naszego wyjazdu nad morze zostały juz tylko 2 tygodnie i kilka dni. Mam nadzieję, na dłuuuuuuuga kawę w Twoim towarzystwie. Muszę sprawdzić te Mechelinki, jak daleko są od Gdyni i będziemy się umawiać. Oby udało Ci sie te remonty jak najszybciej zakończyć i wrócić do kupowania tych przyjemnych rzeczy - na przykład materiału ze mną :rofl:
Na Kamerdynera również się wybieram, bardzo dziękuję za polecenie go; ciekawa jestem, czy też tak mi się będzie podobał. Zauważyłam juz dawno podczas naszych spacerów, że dużą uwage zwracasz na światło i jego rozproszenie. I to chyba nie tylko ze względu na zawód - Ty masz duszę artystki po prostu :-) Bo mniej piszesz o akcji, a tak fajnie o świetle, kolorach i ujęciach.
Maniusiu, współczuje Wam tego włamania, ale dobrze, że to nie Ci, których podejrzewałaś. A może oni chcą zastraszyć całą okolicę? Co na to policja? Podzielisz sie przepisem na dżem z dyni i pomarańczy? Brzmi bardzo egzotycznie :-)
Tez już zaczęłam zbierać szyszki na stroiki, widzę że tak jak ja zaczynasz powoli myśleć o świętach i dekoracjach.
Odp: Zawziete po 40-tce- Wirtualna Grupa Wsparcia
Marti to raczej ktoś kto szukał łatwego towaru do sprzedania, tak więc paliwo, nowe kosmetyki czy tez u nas nowa pilarka ( jeszcze w pudełku z gwarancją )
może gdzieś coś jeszcze podprowadzili ale to się dowiem z czasem.
policja twierdzi że to ktoś tutejszy kto znał teren , ale niewykluczone że ktoś obserwował teren bo do kilku domów weszli i nic nie zabrali, więc jednak po omacku działali
Tak ja już o stroikach myślę i kolejnych fantach na psią duszkę, tym razem miałam mało zrobionych, jakoś tak czas zleciał szybko i nie zdązyłam
Odp: Zawziete po 40-tce- Wirtualna Grupa Wsparcia
Za mną dość intensywny weekend - trochę było dobrego, trochę smutnego, jak to w życiu. w Piątek po pracy poumawiałam się z dawno nie widzianymi znajomymi - spotkań było aż 3, w róznych częściach Warszawy, więc pojeździłam po mieście :D Moja zumbowa koleżanka wyjechała na warsztaty z masażu, więc stwierdziłam, że bez niej nigdzie nie idę i stąd pomysł spotkań z dawna odkładanych. Odnowiłam chyba fajną relację z kolega z pracy - odszedł jakis czas temu, a kiedys pracowaliśmy razem biurko w biurko. Zawodowo mnie rozumie jak mało kto, w końcu na tym samym wózku jechaliśmy kilka lat. Przyjemnie firmowa rozmowa ;-)
Z jednymi znajomymi jednak już po upływie dłuższego czasu nam nie po drodze, niestety. Tak to jest - ludzie zmieniają się, mają inne priorytety, inne poglądy na wiele spraw i po krótkim "co u Ciebie?" nie ma juz o czym rozmawiać za bardzo.
W sobotę zamiast przycisnąć porządki domowo-ogródkowe, to sie obijałam i tak łaziłam z kąta w kąt bez sensu, zastanawiając się nad przyczyną. Mogą być dwie: odstawiam całkowicie nasenne - trudno, będę się męczyć, ale mam wrażenie po raz kolejny, że na jedno pomaga, na drugie szkodzi. Po proszkach śpię, ale jestem następnego dnia smutna i bez życia, nic mi się nie chce i ja nie lubie tego stanu. Druga, może jakieś zaburzenia hormonalne - @ zaczyna pojawiać się, jak jej się chce, na pewno nie regularnie jak kiedyś. I to mnie martwi, czyżby to początki menopauzy? Głupie jest to, że można wykonać badanie czegoś tam (zapomniałam jak lekarka mi mówiła, a może wyparłam :D), zbadać poziom czegoś i będe miała odpowiedź. A ja się boję to badanie wykonać, bo jak sie okaże, że meno, to będzie mi chyba źle. Na pewno będzie mi źle.
Rozprawiam się z niechciejem w mojej głowie, układam, ale jakoś nie idzie. No nic, trzeba przeczekać.
A żeby przyspieszyc proces wracania na zajęcia, a co za tym idzie, układania w głowie i diecie, postanowiłam napisać do mojego dawnego instruktora zumby. To super chłopak, bardzo go lubię, jest ciepły, bardzo otwarty i wchodząc do niego na zajęcia człowiek ma wrażenie, że jest ulubioną kursantką. Postanowiłam napisać, co się zadziało u mnie, że chciałabym wrócić, ale źle mi z tym nadbagażem. Wiem, co Łukasz mi odpisze - i właśnie o to chodzi, że głupio mi będzie po jego słowach nie pójść na zajęcia - troche przewrotny sposób na zmuszenie siebie do aktywności, prawda? No ale musi podziałać.
Wrzucam Wam link z wydarzenia Superheroes, na którym chłopaki Łukasz (ten bez czapki) i Stefan zbieraja kilkaset dziewczyn - maraton zumby 3 lub 4 godzinny.
https://www.youtube.com/watch?v=IrDQt7nmLHg
Po południu w sobotę pojechaliśmy na urodziny do 8-letnich bliźniaków mojej kuzynki. Jestem mama chrzestną Hani. Zawsze jak się z nimi widzę, mam mieszane uczucia - super się rozmawia i naprawdę dobrze się dogadujemy, ale strasznie mnie drażni wygodnictwo Oli. Chetnie do nas przyjeżdżają, ale to nie są goście bezobsługowi i nie chce mi się wiecznie koło nich skakać, a my do nich wpadamy tylko raz w roku na urodziny dzieci. Tak samo jest ze świętami w większym rodzinnym gronie - każdy coś przynosi, tylko Ola kupuje sok w kartonie. Nie lubi gotować, uważa to za stratę czasu, no ale niefajnie jest kiedy przyjeżdżają na gotowe do kogoś i oczekuja absolutnie pełnej obsługi. I szkoda, że przez to te kontakty są rozluźnione, bo rozmawia się zawsze super, jak już się spotkamy. I trochę to jest pat, bo nie chcę jej zmieniać i żądać wzajemności w zapraszaniu się :rofl: a z drugiej strony też nie chce mi się zawsze tylko tych gości przyjmować.
Rozmawialiśmy we czwórkę o różnych trudnych sytuacjach w rodzinie i niby wszyscy mają zdanie takie, że nie ma co zamiatać pod dywan, lepiej wyjaśniać różne sprawy, a jednak potykam się już na wstępie o taki błahy problem.
Dzieciaki jak zwykle świetne, Hania jest kalką mojego Olka - diagnozują ją w kierunku ZA. To nie koniec świata, ale jednak utrudnia życie i o tym dużo rozmawialiśmy. Z kolei Jerzol to jak nasz Gaba, czyli doświadczenia z dziećmi mamy podobne.
Wieczorem kanapa, lampka wina i "Diagnoza" obejrzana z mężem.
W niedzielę przyjechali moi rodzice na obiad. Sympatycznie, ale bez rewelacji - mojej mamie nigdy nic się nie podoba i jest w stanie skrytykować absolutnie wszystko. Oni rzadko gdzieś wychodzą, więc jak już przyjeżdżają do nas, to wychodzimy gdzieś do restauracji albo pizzerii. Pół roku temu byliśmy w naszej ulubionej w okolicy - włosko-kubańskiej, z naprawdę dobrym jedzeniem. Rodzice wydawali się zadowoleni, chwalili smaczne jedzenie. Wczoraj dowiedziałam się, że do tamtej nie chcą jechać, bo jedzenie było takie sobie i trzeba było długo czekać. Tłumaczenie, że długie oczekiwanie oznacza świeżość i nie korzystanie z półproduktów nie przypadło mamie do gustu. Ok, poszlismy po prostu na bardzo dobrą pizzę. Trochę rozmawialiśmy o sytuacji rodzinnej - w kontekście mojej i siostry, ale też siostry i jej syna i synowej. Moja siostra ze wszystkimi aktualnie jest skłócona, a największy zarzut mamy jest o to, że usłyszała po prostu prawdę w oczy. A ja nie będę z kolei wyciągać ręki i próbować naprawić sytuacji i rozmawiać, bo jest mi przykro po tym, co zrobiła.
No i atmosfera była taka sobie - szkoda że mama jak zawsze olewa moje uczucia, nie jest ważne to co sie stało. Ważne, żeby był spokój.
No ale w sumie czego miałam się spodziewać? Dzisiaj na apce pisałam trochę o mojej sytuacji w domu rodzinnym i teraz takie zachowanie to nic innego.
Za to wieczór był super i o tym w następnym poście napiszę.
Odp: Zawziete po 40-tce- Wirtualna Grupa Wsparcia
Piękne ,potoczyste elaboraty:)O trudnych sprawach,a jednak optymistyczne:)
Czekam na Mechelinki i kocham twoją miłość do musicali też:)Spadam do pracy:)
Na zumbę biegaj koniecznie,to ci naprawdę dobrze robi:):great:
Odp: Zawziete po 40-tce- Wirtualna Grupa Wsparcia
Marti, gęba sama mi się śmieje do tych dwóch chłopaków i tej gromady dziewczyn za nimi :) Super :)
Jeśli chodzi o wo, to rozpoczęłam trzeci tydzień i mam szczery zamiar wytrwać całe 6. Po drodze jest co prawda Wszystkich Świętych, ale radziłam sobie już w podobnych sytuacjach więc nie powinno być problemu. Postanowiłam, że przerwę dietę jeśli tylko zacznie mnie uwierać jej uciążliwość. Nic na siłę :)Ta dieta ma dla mnie ogromną zaletę. Mimo, że zdarzają się bezsenne noce, to jest ich zdecydowanie mniej, no i nie biorę leków, nawet jeśli nie śpię, bo przy tej diecie nie wolno. Wzięłam chyba raz, ale uznałam, że niepotrzebnie i byłam na siebie zła. Wychodzenie, to trudny etap, ale muszę go przejść jeśli nie chcę sobie narobić biedy i dodatkowo zaliczyć mega jojo :D
W szkole już jest wszystko "normalnie", czyli skończy się jedno, a zaczyna kolejne :D...no, ale taki zawód :)
Kocham jesień, chodzimy na kije do parku, który zawsze jest piękny, ale o tej porze roku szczególnie :)
Wiesz, ja generalnie mam dużo silnej woli. Właściwie biorę za bary wszystko co najgorsze- i w pracy i w domu i raczej ze wszystkim rozprawiam się do końca :) dzięki niej rzuciłam fajki, zrzuciłam 15 kg, dopięłam swego w wielu rzeczach. A co najważniejsze we własnym tempie, bo sama chciałam, bo tak postanowiłam :D wiele razy oczywiście się potykałam, ale zawsze wracałam na właściwe tory. Raz szybciej, raz wolniej, ale zawsze. Natomiast nie wzięło się to ot tak, z niczego. Doszłam do tego, bo bardzo ciężko nad sobą pracowałam. Analizowałam co robiłam źle i powtarzałam wszystko od początku. Czasem byłam na siebie zła, wyzywałam się od beznadziejnych przypadków, papierosy podobnie
jak wagę rzucałam kilkanaście razy. W końcu się udało :)
Bardzo podobają mi się Twoje kontakty pozapracowe :)
Odp: Zawziete po 40-tce- Wirtualna Grupa Wsparcia
Sabinko ten tekst przysłała mi koleżanka, która mnie trochę zna, i wie, że czasem mam o sobie nienajlepsze zdanie. Chyba znalazła to na fb.
A książka tego młodego pisarza naprawdę jest fajna, przynajmniej mnie się podobała :)
Odp: Zawziete po 40-tce- Wirtualna Grupa Wsparcia
Witajcie!
Gruszko, dobry czas przed Tobą :). Zapowiadają na razie piękną jesień, a to pewnie oznacza codziennie morze i rower. Zastanowiłam się nad tym, co napisałaś o zagłębianiu się w smutek. „Wymyślać do końca”, ciekawe określenie. Ale chyba masz dużo racji, co nie zmienia faktu, że to jednak duże wyzwanie (mimo że sugerujesz coś innego). Z drugiej strony trudno się nie zgodzić, że poznanie przyczyny daje największą szansę na to, żeby pomóc samemu sobie.
Fajnie brzmi to co zaproponowałaś Sabince „sprzątanie niepotrzebnych myśli po jedzeniu” Teraz tylko mała zagwozdka, jak zrealizować owo „z umiarem i bez poczucia winy” :wink2:.
Dynię ciągle próbuję oswoić, ale niestety ciągle jakoś nie potrafię przekonać się do jej smaku.
Marti, faktycznie bardzo zajęty miałaś ten ostatni czas. Trochę przykro, jeżeli chodzi o spotkanie z rodzicami, ale pewnie już jesteście przyzwyczajeni do takich a nie innych reakcji :arf:. Beznadziejnie natomiast z tym rozpoczynaniem diety. Mogę napisać tylko jedno – niestety bardzo to rozumiem :(. Też co jakiś czas próbuję dietkować zgodnie z rozpiskami i nieustająco na tym polegam. Chyba nie lubię przymusów ;). Dlatego sensowne wydaje mi się obecne podejście Gruszki do tego tematu. Ale tak swoją drogą to ciekawe jakimi drogami podążają Twoje myśli czy też może podświadomość, że tak skutecznie udaje im się odwieść Cię od gotowania w tym samym czasie dla siebie. Z drugiej strony myślałam, że problemem jest zbyt obfite jedzenie a tu okazuje się, że jest wręcz odwrotnie :confused:. A meno wcale nie jest takie straszne i wcale ale to wcale nie musi Ci być z tym źle. To zwykła kolej rzeczy i może spróbuj tak po prostu do tego podejść. Ja mówiąc szczerze nie odczułam u siebie jakiś większych zmian w tym okresie. A co by było, gdybyś z tą Olą porozmawiała i powiedziała, co Ci leży na sercu w kontaktach z nią? Fajnie, że masz takiego super instruktora zumby :). Acha i jaką decyzję podjęłaś w sprawie wyjazdu na spotkanie z rodziną męża? No i w ogóle dzięki za dobre słowa, ale to u Ciebie widzę ogrom ciepła, otwartości i chęci pomagania. Dywanowce nie dla mnie, ale nad filmikami z ćwiczeniami dla seniorów rozmyślam.
Agnieszko, jeżeli wo oznacza poprawę w spaniu, to już bardzo dużo. Oby dało się tak utrzymać i potem. Przeczytałam recenzję nagrodzonej książki. Dla mnie zachęcająca i już wiem, że będę ją chciała przeczytać. Widzę, że znowu czeka Cię sporo pracy z dzieciaczkami, ale wiem że to ta część zadań, którą lubisz, więc tylko będę trzymała kciuki, żeby sprawnie wam poszło :).
Sabinko, aż się uśmiechnęłam na to Twoje „nie ma to tamto że zimno, chodzić trzeba” :D. I tak trzymaj. Mam nadzieję, że już tymi słowami i jeszcze tymi „dalej jedziemy z tym koksem a peselowi się nie dajemy” zachęciłaś Terenię, żeby zaraz i szybciutko ruszya do boju. A niskie temperatury w nocy już chyba zostaną. Ale co tam, ważne że w ciągu dnia ma być dosyć ciepło :).
Maniusiu tak swoją drogą bardzo niepokojąco brzmi stwierdzenie, że włamywacze tak po prostu i bez problemu weszli do kilku garaży :confused:.
Gruszko, Marti prawdziwe z Was podróżniczki :D.
Odp: Zawziete po 40-tce- Wirtualna Grupa Wsparcia
1 kg dyni
2 duże pomarańcze
1 cytryna
1 saszetka żelfix (1:3)
350 g cukru
PRZYGOTOWANIE
Dynię umyć, obrać ze skórki, wyjąć miękki miąższ wraz z pestkami. Pozostały twardy miąższ pokroić w kostkę i włożyć do garnka.
Dodać 4-5 łyżek wody i co chwilę mieszając gotować do miękkości przez ok. 20 minut.
Miękką dynię zmiksować blenderem na mus. Dodać sok z pomarańczy i cytryny oraz żelfix z saszetki, wymieszać i doprowadzić do wrzenia. Następnie dodać cukier, wymieszać i gotować przez 3 minuty.
Gorącym dżemem napełnić wyparzone gorące słoiki i od razu zakręcić. Przechowywać w spiżarce.
Przepis na dzem, poprosiłam koleżankęaby dała ponownie :)
Odp: Zawziete po 40-tce- Wirtualna Grupa Wsparcia
Aga ja jestem z tych co cukinię uwielbiają jeszcze bardziej jak dynię w każdej postaci
No ale dobrze że smaki są rózne
Zupa z dyni żeby była smaczna musi być dobrze doprawione, jesli nie jadlaś takiej to fakt może nie smakować
No ale mimo że ja twierdze że robię wyśmienitą, to lubię ją tylko ja i Marta :)
1 załącznik(ów)
Odp: Zawziete po 40-tce- Wirtualna Grupa Wsparcia
Dzień dobry
Załącznik 42848
U mnie dziś długi, trudny dzień- impreza, więc wrócę do domu i pęknę jak balonik , ale najpierw musi się udać ( Dzięki Sabinko, że tak we mnie wierzysz mam nadzieję, że będzie tak jak mówisz i za kciuki też dziękuję, i Tobie Krysiu też )
Marti, człowiek czuje się strasznie rozczarowany gdy się stara, a ktoś tego nie doceni, mnie się potem już nie chce starać.
Krysiu, nie przejmuj się, ja lubię dynię tylko w postaci marynowanej. Nie przyrządzam z niej nic, bo kiedyś jadłam zupę, która mi strasznie nie smakowała i uznałam, że skoro jest tyle pysznych rzeczy do jedzenia na świecie, to nie muszę przekonywać się do czegoś, na co nie mam ochoty. Mam jednak nieustanną nadzieję, że kiedyś zjem i wykrzyknę- lubię dynię Choć obawiam się, że czeka ją podobny los jak cukinię, czy np. kompot z suszu, lub pierś z kurczaka- niech zachwycają się inni, ja nie muszę
Udanego dnia dziewczyny