I nie napisalam ze komus musi sie podobac to co nam sie podoba, ale ze to jest mile sercu gdy tak jest...
Wersja do druku
I nie napisalam ze komus musi sie podobac to co nam sie podoba, ale ze to jest mile sercu gdy tak jest...
Madzia, mój płaszczyk :)
Załącznik 42899
Kasiu, jak zwał, tak zwał, zupełnie nie o to mi chodziło :money:
Aga sliczny
aga-bardzo ladny ten plaszczyk. tez bym go sobie kupila. w jakim sklepie go nabylas?????
moze mam taki w okolicznych centrach handlowych.
Dzień dobry :love:
Witam się stęskniona za Wami, po bardzo fajnym, udanym weekendzie. Dziękuję, że wspierałyście mnie i namawiałyście na wyjazd. Było naprawdę super i nie kilogramy sie liczą, a człowiek - to może służyc za całe podsumowanie moich obaw i tego weekendu. Tak jak powiedziałas kiedyś Teresko, nie jestem pępkiem wszechświata, uwaga innych wcale nie skupia się na mnie. A może to, że jestem towarzyska, fajna i do rany przyłóż :rofl: jest ważniejsze od tego, że jestem gruba. Na pewno widzieli, trudno zresztą nie zauważyć aż TAKIEJ różnicy, ale wszyscy byli serdeczni i mili i widać było, że się za mna przez te kilka/kilkanaście lat stęsknili. Tak jak ja za nimi.
Zresztą, w tej decyzji wsparła mnie również pani Renata, terapeutka, do której chodze od dłuższego czasu, żeby uporządkować głowę i różne traumy z przeszłości. Zapytała: a co będzie, jeśli pani nie schudnie? Zabraknie siły, możliwości, albo insulinooporność panią pokona? Co wtedy? Do końca życia nie będzie się pani chciała z nikim spotykać? Bo gruba, to niewarta uwagi? Cała sesja została temu poświęcona: zakończona dość brutalnym stwierdzeniem, że w mojej głowie waga przesłania absolutnie wszystko – tak jakbym była nie dość fajną mamą, nie dość dobrą żoną, panią domu, przyjaciółką. Wszystko przesłania to jak wyglądam – i nad tym będziemy pracować. Pierwszy krok – to jednak wyjazd, którego bałam się, a jednocześnie chciałam pojechać.
I warto było. Z nami 12 dorosłych osób i 3 dzieci – P ma dużą rodzinę; to jego rodzeństwo stryjeczne. Na weselach się już nie spotykamy, na pogrzebach, tfu tfu, wolimy nie, więc kilka lat temu zostały wymyślone zjazdy rodzinne pokoleniowe. Tata P i jego 4 braci z żonami spotykają się tak już od lat, a my dopiero 4 raz.
Przepiękne okolice Niedzicy – jesień w górach jest cudna; a jeszcze przy takiej pogodzie az żal było siedzieć w domu, więc zwiedziliśmy zamek, popłynęliśmy statkiem na rejs po jeziorze Czorsztyńskim i pochodziliśmy wokół domów, gadając i gadając jak nakręceni :rofl: To przypadłość tamtej fajnej rodziny – mówią wszyscy naraz i głośno, jak włoska rodzina. Widać, jak bardzo się wszyscy lubią (wiadomo, jedno bardziej, inni mają trochę rezerwy), ale wszyscy sa jednakowo serdeczni i mili. Jedną z kuzynek dopiero poznałam, 18 lat temu nie była na naszym slubie. A jedną, najfajniejszą jak się okazało, parę zobaczyłam dopiero teraz po latach od naszego wesela. I od razu była ta nić porozumienia, coś pyknęło we wzajemnych rozmowach, to ludzie, którzy "znają Józefa" i już wiemy, że będziemy chcieli podtrzymywać dalszy kontakt; nie czekając do następnego zjazdu w 2019 roku.
Mieliśmy do dyspozycji dwa obszerne domy, każda para miała swój własny apartament: pokój dzienny z kominkiem, aneksem kuchennym, wielką rozkładaną kanapą i telewizorem, do tego sypialnia i duza łazienka (przy okazji bardzo polecam, gdyby się któraś z Was wybierała – pięknie i w dodatku dość tanio https://www.booking.com/hotel/pl/domki-u-kromki.pl.html). Właściciel, znajomy mojego szwagra, na pytanie, dlaczego te apartamenty sa takie duże, spokojnie mógłby zamiast 2 wielkich na parterze, zrobić 3 mniejsze i też byłoby dobrze – powiedział, że on jeżdżąc w delegacje zawsze wkurzał się na mini pokoje i mini łazienki, więc u siebie zrobił takie, że można w nich na rowerze jeździć :rofl: Zupełnie inaczej niż pensjonaty kaszubskie, które odwiedzam - tam wszystko jest mini mini i naprawde w łazience ciężko sie odwrócić.
Mało czasu spędzaliśmy osobno, siedzielismy wszyscy na kupie w jadalni; pierwszego wieczoru wszyscy czekali na nas z imprezą, co było bardzo miłe, bo jednak dojechaliśmy jako ostatni, z 5 godzin po pierwszych gościach, a oni dzielnie trwali przy herbatce i ukradkiem podżerali kabanosy :rofl: Impreza przeciągnęła się do 3 rano :rofl: Jedna z sióstr mojego P przywiozła nalewki, więc obie z Anetą (tą, która mnie widziała 18 lat – i jakieś 45 kilo temu :rofl:) testowałysmy, która jest najlepsza. Na szczęście jej najbardziej smakowała malinowa, mnie wiśniówka, więc zgodnie się dzieliłyśmy, nie było walki :D Następnego dnia plan był ambitny, o 9 śniadanie, zjadamy a potem jedziemy na wycieczkę. Hhehehe, jakbym tej rodziny nie znała :rofl: śniadanie oczywiście przeciągnęło się do prawie 14, więc w końcu żal nam się zrobiło pięknej pogody i ruszyliśmy tyłki. Niecałe 4 godziny później już byliśmy z powrotem i tym razem siedzieliśmy w grillowni, gdzie pan Janek rozpalił wielkie palenisko, usadził nas na ławach i wrzucił w wielkich misach zamacerowaną 2 dni wcześniej baraninę i golonki do upieczenia w ogniu. A dla „wyrzutków”, czyli wege, były mini oscypki. Niby oprócz mnie sami mięsożerni, ale na moje oscypki z żurawiną wszyscy się rzucili :D W sumie dobrze, bo i tak toczyłam się jak kuleczka po tym góralskim ciężkim jedzeniu. No….. dietetycznie nie było na pewno – sąsiadka Słowenka upiekła kilka pysznych ciast, więc słodkości tez wpadały. Tym razem impreza była krótsza, po 22 towarzystwo rozeszło sie po pokojach.
W niedzielę rano śniadanie i niestety musieliśmy się pożegnać; jeszcze tylko pożegnalne grupowe zdjęcie, hasło: zaraz jedziemy, więc przez kolejne półtorej godziny były ostatnich rozmowy, żarty i uściski i wyruszyliśmy na koncert.
Stare Dobre Małżeństwo, w trochę zmienionym i okrojonym składzie we wzruszający sposób przypomniało nam nasze studenckie lata i mieszkanie w akademiku. Fajnie było do tego wrócić i powspominać dawne czasy, ale to już nie to samo…. Starzejemy się nie tylko my, niestety. Nasi idole z młodych lat również i to zmęczenie widać. I po raz kolejny prawdziwe okazało się powiedzenie, że ludzie lubią te piosenki, które znają – utwory z nowej płyty niektóre bardzo fajne, ale jednak wielka aula ożywiała i spiewała przy starych przebojach. Koncert był bardzo wzruszający, jeśli kiedyś jeszcze zagrają w pobliżu, na pewno pójdziemy z sentymentu.
Do domu wróciliśmy wykończeni podróżami po 22 po bardzo udanym weekendzie. Zaraz pozaglądam, co Wy napisałyście przez ten czas. Buziaki zostawiam.
Madzia ja kupiłam w solarze ale prawie identyczne za 1/3 ceny były w stradivariusie :)
Marti super że wyjazd sie udał :)
Lecę na kije
Krysiu, bardzo, bardzo się cieszę, że wróciłaś cała i zdrowa :love: I że w sumie szpital dało się obłaskawić, miałaś chwile oddechu dla siebie. Mam nadzieję, że Twój zdrowotny problem cofnie się albo jakoś inaczej się rozwiąże, bez konieczności ponownej operacji. Szkoda mi bardzo lekarzy, ich jest po prostu zwyczajnie zbyt mało, a ci co są, maja taki ogrom pracy (również niepotrzebnej papierkowej, która powinna załatwiać sekretarka medyczna), że są przemęczeni. W wielu zawodach przemęczenie może mieć tragiczne skutki, ale chyba w żadnym przepisy nie są tak bardzo naginane i omijane, jak u lekarzy i pielęgniarek.
Witajcie i zapraszam na popołudniową herbatkę :)
Załącznik 42900
Marti, dobrze, że się stęskniłaś i bardzo dobrze, że pojechałaś na spotkanie :money:. Nie tylko uszczęśliwiłaś męża, ale też miałaś okazję potwierdzić prawdę oczywistą, że dla życzliwych ludzi liczy się człowiek a nie kilogramy. Już nie mówiąc o tym, jak cudnie spędziłaś ten czas. Podobają mi się przy tym refleksje i podsumowania , które pojawiały Ci się na koniec całej tej przygody. Zazdroszczę (oczywiście pozytywnie) tych cyklicznych zjazdów rodzinnych. Chyba znowu możecie sobie podać rękę z Agnieszką, która dopiero co wróciła z takiego. Fajnie, że to taka zgrana i rozgadana rodzinka, no i najważniejsze, że wszyscy się lubią. Czegóż więcej trzeba? A daleko mieszkacie wszyscy od siebie? Masz rację, że czasami dobrze mieć kilka dni na takie zupełne wyciszenie się. Takie też były dla mnie dni pobytu w szpitalu. A lekarzy naprawdę szkoda. Oczywiście nie tych ustawionych, ale tych naprawdę ciężko pracujących.
Kasiu, „nie ma przypadkowych spotkań i ludzie też nie stają na drodze naszego życia od tak”. Cytuję, to co wkleiłaś, bo też czasami mam takie poczucie. Trudniej, gdy nie są to osoby, z którymi chcielibyśmy mieć do czynienia, czy takie które nas ranią. Niełatwo wtedy zapytać siebie jaki to miało sens, ale może właśnie warto :confused:. Co do powięzi, to trochę mnie wstrzymuje informacja o tym, że boli, ale na pewno spróbuję. Bardziej jeszcze chciałabym się jednak dowiedzieć, czy potem rzeczywiście odczuwasz pozytywne skutki tego zabiegu i w jakim stopniu. Acha i czy od razu, czy dopiero po większej ilości spotkań. A jak większej, to ile minimum.? Bardzo zachęcająco opisałaś wrażenia Madzi z pielgrzymki. Na pewno poczułam się znowu zachęcona do myślenia o tym szlaku. Dobrze, że nie trafiliście do tej pięknej ale jednak dalekiej Kanady. Myślę, że przy Twojej rodzinności byłoby to bardzo trudne doświadczanie.
Agnieszko, dobrze że tym razem nie skupiłaś się na odchudzaniu, tylko na skutkach zdrowotnych. Twoje ciało wie, co robi. Też jestem ciekawa, co uda Ci się osiągnąć na koniec, ale i tak już dużo uzyskałaś. Podobnie jak Kasię, zaintrygowało mnie, dlaczego nie chcesz polecać nam filmów :oh:. Traktujemy Cię jak naszą ekspertkę, zwłaszcza że pasjonujesz się filmami i naprawdę znasz się na nich. Oczywiście, że odbiór tego, co się ogląda jest bardzo indywidualny i może być bardzo różny, co nie oznacza krytyki wyboru. Dla mnie to raczej zachęta do dyskusji. To znaczy powinna być to zachęta, bo faktem jest, że raczej informujemy się o swoich wrażeniach z filmów, niż przegadujemy je. Do Łodzi chętnie bym przyjechała, gdyby to było na dłużej. Na krótko jest mi za daleko, już nie mówiąc o tym, że dla mnie to sprawa trzech przesiadek, a więc i dojazd jest bardzo wydłużony w czasie. Ale na pewno będę tam z wami myślami. Płaszczyk bardzo ładny, muszę pokazać córci :).
Sabinko jak to dobrze, że odnalazłyście się z tą koleżanką :money:. Mam wrażenie, że obie was to uskrzydla i oby tak było jak najdłużej.
Gorczynko, ciekawe jest to, co napisałaś o swoich wyborach smakowych, albo raczej o tym, jak się zmieniły. Dokładnie to samo obserwuję u siebie, Coraz wyraźniejszy odwrót od wszystkiego co mięsne. Co do Twojej pasji do ogrodnictwa i kwiatów, to mam nadzieję, że szybko będziesz miała możliwość, żeby poznać bliżej naszą Kasieńkę. A co ze spotkaniem w Łodzi, wybierasz się?
Kalahari, wiem że żartowałaś :). Ja też :mdr:. Pisząc o pięknie naszej jesieni miałam na myśli nie tylko to, co za oknem, ale przede wszystkim obraz drzew z naszych lasów. Może a raczej na pewno nie są tak rozległe, jak te w Kanadzie, ale na tyle zauważalne w swojej mikroskali, że też potrafią robić wrażenie :). Lubię wszelkie historyjki, więc dlaczego nie mogłoby być o wujku :confused:. Już nie mówiąc o tym, że być może z jego osobą wiąże się Twój większy sentyment do Kanady.
Gruszko, mam nadzieję, że paczka z pysznościami już przygotowana i wysłana i pojawisz nam się tu zaraz :money:.
Krysiu, absolutnie nie chodzi o krytykę wyboru, absolutnie nie. Ja lubię dobre kino, podobają mi się dobre filmy, więc jeśli ktoś je krytykuje lub na nie nie chodzi, to jego problem, nie mój :mdr: ale ponieważ zawsze staram się odpowiadać na posty do mnie bezpośrednio skierowane, a na ten, nie potrafiłam odpowiedzieć w inny sposób, to wyszło jak wyszło. Rozumiem, że mogło to was zaintrygować :mdr:, nie taki był mój cel, ale mam swoje powody, dla których odpowiedziałam własnie w taki sposób. Filmów natomiast polecać nie będę, ale zawsze napiszę na czym byłam i jakie są moje wrażenia :)