Przeklejone z Worda i widze, że tam gdzie były uśmiechy, są tylko kwadraciki a edycja jakoś mi się zacięła. Musicie uwierzyc mi na słowo
Przeklejone z Worda i widze, że tam gdzie były uśmiechy, są tylko kwadraciki a edycja jakoś mi się zacięła. Musicie uwierzyc mi na słowo
Dostałam od koleżanki wielką dynię, potem od drugiej kolejna
Potem trzecia zapytała czy chce dynię, no przywieź jedną...
No i przywiozła pełny bagażnik
a dzisiaj kolega pyta czy nie chcę dyni , bo wsadził ogórki a nasiona pomylił
co mi się wspomni to płacze ze śmiechu
W garażu mam już pomarańczowo w słoikach
Marti jak dla mnie możesz pisac nawet dłuższe "elaboraty"
Dzień dobry dziewczynki,
Dziś trochę później bo rano miałam kocioł w pracy.
Co do spotkania 28 października to dam znać. Wszystko zależy od pogody. Jeśli będzie zimno to już pewnie nie pojedziemy na działkę.
A co do wyboru lokalu to myślę, że dojdziemy do porozumienia. W manufakturze jest ich sporo.
Aguś – płaszczyk super aż Ci zazdroszczę nie wiem czy bym w nim dobrze wyglądała.
Marti- fajnie ze wyjazd był udany. Czasem myślę podobnie jak mam się spotkać z kimś kogo dawno nie widziałam. Ale później tłumacze sobie że nie ma się co przejmować, jestem jaka jestem i basta.
Nie przejmuj się znaczkami. Robią się takie jak się przekleja z worda. Ja czasem robię edycje po wklejeniu i likwiduje znaczki i wstawiam buśki, albo robię to już bezpośrednio na forum.
Siłownia znów się oddala – nie mam kiedy. Dziś spotykam się z koleżanka i kolegą na mieście w Manekinie na naleśnikach. W środę pewnie trzeba będzie jechać na zakupy. W czwartek gotowanie na weekend a piątek bezpośrednio po pracy jedziemy na działkę. I kolejny tydzień ……minie bez siłowni. Odpracuje to na działce i w lesie szukając grzybów.
Miłego popołudnia Wam życzę.
Marti
pięknie się rozpisałaś
Agnieszko
mam wrażenie ,ze to branie byka za rogi,o ktorym pisała Marti i które ja miałam na myśli,nie dotyczylo jeszcze większego skupienia się na diecie.Raczej powrót do życia i odnalezienia radości z różnych jego sfer pomimo posiadanych kg,z braniem pod uwagę tego,że mimo starań nie uda nam się jednak schudnąć.A gdyby tak bylo,to nie doświadczalibyśmy ich nigdy.
Najlepszym dowodem jest to ,że kontakt z Marti jest zawsze boski,niezależnie od jej wagi,a widziałyśmy się w różnych fazach,więc śmialo mogę to napisać.I byłam pewna,ze jak już podjęła decyzję o wyjeździe to na ile się dalo olała kg i była świetnym towarzystwem
Gorczynko
to co robisz na działce jest na pewno doskonałym zamiennikiem siłowni,a nawet jest o niebo lepsze.Więc korzystaj ile się da,szczególnie jeśli masz w otoczeniu tyle kwiatów w letnich kolorach.Siłownia to ostateczność na zimę,przynajmniej u mnie.
Marti
bardzo się cieszę,że też widzisz tę poranną grę światełChociaż i bez tego wiem,że widzi to wszystko więcej ludzi.Do opisania natchnął mnie niezły tłumek rano na bulwarze,zupełnie zaskakujący o tej porze dnia i roku.Wszyscy widok chłonęli,mnóstwo fotografów,wszystkie komórki w rękach i ten niemy zachwyt na twarzachTak bylo i w sobotę i w niedzielę.Mam nadzieję,że w Mechelinkach otworzysz rano na chwilę oczy,żeby żeby też ulec takiej magii.
Płaszczyk teoretycznie ładny,ale dołączam do dziewczyn ,ktore piszą - nie dla mnie...Ostatecznie bez paska,ciut dłuższy i w kolorze fuksji lub kobaltuZ resztą coś takiego z dużym kapturem chodzi mi po głowie.Mam wełnę w kolorze zgaszonej fuksjiTylko co zrobić z zeszłorocznym,założonym kilka razy....
Sabinko
po zdjęciach widać,że miałaś bardzo udany poniedziałekNie masz sumienia tak mnie drażnić swoim wyglądem
Też jestem ciekawa co u lekarza,oby to była owocna wizyta.
Maniusiu
to ruszaj śmiało po czerwony płaszczyk.Ja też nie lubię beżowego,czuję się w nim taka rozmazana,prawie zniknięta i cała beżowa i nijaka.
Dobrze,że u lekarza jakaś banalna sprawa.Spróbuj może takiej Dąbrowskiej ligt,którą sama zaleca,czyli jakieś płposty,np w dzień soki a na kolację coś lekkiego.
Kasiu
fajnie,że córka zadowolona
Ostatnio edytowane przez gruschka ; 16-10-2018 o 12:18
Nowa wiosna- nowe zadanie
Zaciskanie paska - na początek 6 cm.
Docelowo 20cm do zgubienia
http://www.jestemfit.pl/forum/tylko-...izacja-42.html
Zacznę od tego odniesienia.
Marti kocham każdy przecinek i literkę w tym co piszesz, a więc dla mnie pisz jak najwięcej.
Sama, tak jak Marti kocham pisać, mnie też wychodzą elaboraty, nie nadążam z odpowiedziami więc nawet nie próbuję tego układu chociaż podziwiam u innych .Kiedyś w pracy trochę kradłam czas na forum i było łatwiej, na emeryturze uwierzcie czasu jest psia kostka jakoś mniej i staram się przynajmniej wrzucać tematy nowe i odpowiadać na pytania. Już z dwóch seriali zrezygnowałam , ale za to na 2 gimnastyki się w tygodniu wybieram, więc jedno wchodzi w drugie.Nawet koty mi się przestały mieścić w "ramówce". Ale o kotach będę pisać raz i powielać na Celownik i tutaj. Nie mogę zaniedbać mojego pierwszego ukochanego wątku, a tamtejsze moje kumy też lubia o kotach poczytać.
Dzisiaj zamiast na działkę zostałam w domu żeby pouczyć się angielskiego.W czwartek idę w drugą grupę z Uniwersytetu III wieku, grupa już chodzi z soba kilka lat(3-4).Ja się uczę jakieś 1,5 roku.Ale trudności mnie zawsze mobilizują nie zniechęcają.
Więc w tym temacie mam pytanie do Sabinki. Z Fb mam namiar od ciebie na tego Jacka S. Czy ty kupowałaś może tą jego metodę.Muszę powiedzieć, że facet mówi w swoich filmikach fantastycznie i prosto o angielskim. Ale weszłam wczoraj w jego ceny i są dość duże od 1000 do 2 trzy razy więcej.Dlatego chciałam się zapytać czy to wypróbowałaś może??? Ja za angielski płacę 70 zł na miesiąc, a w drugim miejscu 170 zł na semestr plus książka.
Temat drugi do poruszenia samoakceptacja. Jest to dla mnie niesamowicie ważny element, który chciałabym wywołać na tapetę. Marti obiecałaś, że się tym w swoich postach zajmiesz(nie odpuszczę Ci).Mam wrażenie, że i Kasia Kwiatkowa mogłaby nam w tym temacie dużo powiedzieć.Ja kocham ten temat ponieważ u mnie nastąpił "cud". Po wielu dziesięcioleciach, wielu zmarnowanych życiowych okazjach przez wycofywanie się z lęku o to, że zostanę odrzucona( a to odrzucenie przez samą siebie było w mojej głowie barierą blokującą) nagle przestałam być sama dla siebie katem.
Nie chodzi o stawianie sobie zadań, perfekcjonizm w ich realizacji(tu jestem raczej podobna do Agnieszki), upór w dążeniu do celu. To dla mnie nie jest katowanie siebie, wręcz odwrotnie, zrealizowany cel daje mi naturalne endorfiny i służy zamiast proszka podnoszącego nastrój.
Miałam w swoim życiu etap uzależnienia od diazepin, więc obecnie bardzo ostrożnie wybieram z moim lekarzem każdy lek , żeby się nie uzależnić.Dlatego polecałam pramolan bo był przynajmniej dla mnie bezpieczny.
W czasie swojej walki z depresją i współuzależnieniem, postawiłam sobie cel wyjścia z uzależnienia(no bo skoro alkoholikowi zarzucałam słabą wolę to ja nie mogłam być taka sama). Udało mi się z lekiem, z oderwaniem od człowieka nie.Ale nauczyła mnie moja terapeutka osiągać w trudniejszy sposób ale to samo co proszkiem endorfiny , substancje szczęścia
Dla mnie właśnie jak dla Gruszki był to ruch(moje nordic walking, aerobik), jak dla wielu z nas na tym forum chudnięcie i endorfiny szczęscia z powodu spadku wagi, no o ciuszkach, kosmetyczce czy fryzjerze nie wspomnę, to oczywista oczywistość.
Ale cudem nazywam inne spojrzenie na samą siebie. I tu jest dla mnie zagadką jak to się stało.Jakimi mechanizmami życie czy terapia to we mnie uruchomiła.
No bo ja zawsze, od wczesnej młodości miałam kompleks brzydoty.Byłam ładnym dzieckiem i dziewczynką , która w okresie dojrzewania, 13-14 lat, zamieniła się w obrzydliwego pulpeto-paszteta ze skórą popękaną od rozstępów (zespół Stein-Loeventala, choroba endokrynologiczna). Fakt niepełnej kobiecości z uwagi na chorobę jajników uniemożliwiającą posiadanie dziecka i tusza(mając 18-19 lat miałam wagę obecną) spowodowały, że o sobie myślałam jak najgorzej.Bałam się ludzkich spojrzeń, wstydziłam się wejść do sklepu i zapytać o cenę, bo to było zwrócenie na siebie uwagi.O potańcówkach, randkach i WF-ie nie wspomnę.
No to zostały książki, filmy, nauka, później praca zawodowa. Pola na których uroda i kobiecość nie miały pierwszoplanowego znaczenia.
Jak teraz patrzę na te moje zdjęcia z młodości to ja byłam kretynką. W swoich oczach byłam potworem , uwierzyłam w to, że nie zasługuje na nic, ani dobrego partnera(no taki mocno niedoskonały jak alkoholik mógł być bo do sięgnięcia na lepszą półkę sama sobie nie dawałam praw) ani na dobrą pracę bo ja ciągle byłam skoncentrowana na tym czego nie wiem, czego nie umiem itp.
Mam wrażenie , że za wszystko wziął się mój anioł stróż. Po kolei życie przynosiło mi prezent za prezentem. Przyjaciół, ukochanego, a nawet 2(tylko, że takich jakichś wcześnie śmiertelnych, ale przynajmniej umarli, a nie wymienili mnie na inny model), niesamowicie satysfakcjonująca pracę, piekne podróże z nią związane , dobre wynagrodzenia(no nigdy nie byłam pazerna), pasję odchudzania i niezłego wyglądu(w interwałach).
Ale cudem było to, że ja w końcu dostrzegłam jaka jestem fajna, bogata w doświadczenia, jak sobie umiałam poradzić z trudnym i dość samotnym życiem, no przestałam karmić się okruchami sympatii i akceptacji otoczenia bo dotarło do mnie zdanie mojej terapeutki i zapado na trwałe, że jak sama dla siebie nie będę oparciem i w złej chwili siebie "porzucę" to jakim sposobem ratunek, akceptacja i miłość może przyjść do mnie z zewnątrz. Nawet rodzice, matka nie zawsze są dla dziecka taki bezwzględnym gwarantem miłości. Ale siebie mamy zawsze i jak tak się o coś złego poobijam to widzę ten obrazek, który narysowałam na terapii "taka duża dorosła JA obejmuję i prowadzę za rękę, tą małą i przestraszoną, zalęknioną dziewczynkę, to moje MAŁE ja".
Nie chodzi o to, żeby się nad sobą rozpaprywać, użalać i nie daj panie Boże narzekać i kaweczyć jaka to ja biedna jestem. Chodzi o to, żeby czuć się przez siebie kochaną i akceptowaną. Jak to zaczyna szwankować to wiedzieć czym sobie można pomóc.
Ale to kolejny temat rzeka. Co dla kogo jest pierwszą samopomocą.
Narka bo z mojej nauki angielskiego nici.
P.S. Gorczynko jaki będzie 28 października pogodowo nie wiem. Ale to w tą niedzielę gościmy Marti i Agnieszkę w Łodzi. Chciałabym również poznać Ciebie. Byłoby miło.
Ostatnio edytowane przez TinnGO ; 16-10-2018 o 12:20
Gruszko ale ja pisząc o braniu byka za rogi wcale nie miałam na myśli diety Myślałam o zmierzeniu sie z problemem w postaci opou Marti przed spotkaniem sie z dawno niewidzianymi ludźmi w sensie żeby spotkać sie z nimi- im szybciej tym lepiej
Marti dla mnie godzina 14 jest idealna i już sie cieszę obiad mi nie przeszkadza, wszedzie dostanę gotowane warzywa dla mnie, podobnie jak i innych możesz nawet napisać książkę