Witajcie, chyba potrzebuje jakiegoś solidnego kopniaka. Mam jakiś wewnętrzny zastój i nie potrafię się zmobilizować do czytania i pisania. Nie lubię tak, bo jednak chciałabym się poodnosić do waszych wpisów. Poczekam na wenę i wszystko ogarnę, a na razie wpiszę chociaż trochę do Marti, bo wczoraj obiecałam. Tak właściwie to wczoraj chciałam od razu pisać, bo mnie ruszyło, ale byłam za bardzo zmęczona. Bardzo krytycznie potraktowałaś swoje ciało. I chociaż rozumiem tą samokrytykę, to nie mam poczucia, że ma to sens. Patrzenie na siebie wyobrażonym okiem innych ludzi raczej nie pomaga. Dobrze, że dostrzegasz jaki masz problem, bo uświadamia Ci, że trzeba cos z tym zrobić. Natomiast związany z nim brak akceptacji dla siebie zdecydowanie utrudnia pracę. Napisałaś trochę o przyczynach, które stoją za Twoimi niepowodzeniami. To nie jest tak, że one nie są ważne, bo są i to nawet bardzo, ale jeżeli będą Ci przesłaniać tu i teraz, to nie ruszysz z miejsca. Dobrze, że jesteś w terapii, bo to pozwoli Ci na wypracowanie w sobie zgody, która jest niezbędna do zmian. Jeżeli dołączysz do tego to, czym podzieliła się tak pięknie Agnieszka, to naprawdę jest szansa, że coś z tego będzie.
Trzymajcie się na razie.