W Warszawie dzisiaj mocno sypnęło śniegiem, ciężko się jeździ i chodzi, bo miasto jest nie odśnieżone. Dawno nie pamiętam już takiej sytuacji, chociaż zawsze mnie wkurzała ilośc soli sypana na ulicach, to uważam, że jednak brak odśnieżarek to przesada.
Koty wychodzą i zapadają się po łebki w śniegu na tarasie, Kluska jest oszalała ze szczęścia i wcale nie chce do domu wracać. Szkoda, że dziś nie mam czasu, żeby iść z nia na spacer i popatrzeć. Ale w weekend na pewno to zrobię, jeśli snieg się utrzyma.
Należałoby ja trochę poodchudzać, bo tyje w oczach – poważnie podejrzewam, że kradnie kocie żarcie, kiedy nie widzimy. I wszystko zjada, co uda jej się wyżebrać – wczoraj surową paprykę, ostatnio marchewkę. Przez zimę zaokrągliła się znacznie – a jedyny sposób na psa, to obciąć porcje o 1/3. No ale jak mam to zrobić, kiedy ona patrzy błagalnym wzrokiem. Albo kiedy koty dostają puszkę, to co mam jej dać? Tylko suche? Za miękka jestem, zresztą nie tylko ja. Kluska to najmilszy pies swiata, łagodny, pogodny, kocha wszystkie małe zwierzątka i po kolei wychowuje nasze koty od ich dzieciństwa. I teraz, kiedy duże koty są dorosłe, to nadal po przyjściu ze spaceru, podstawiają jej uszka do wylizania, to widocznie ich sposób na witanie się z nią. A już to, co całe dnie wyprawia z Mią, przechodzi pojęcie kota i psa w domu. Duże koty bawią się trochę z Mią, ale dość szybko im się nudzi i wtedy mała dostaję po głowie, bo ona chce nadal a one ją ustawiają do pionu. Za to Kluska ma święta cierpliwość do tego, że Mia obgryza jej ogon, łapie za uszy i wskakuje na spiąca Kluskę z góry. Nigdy ani jednego warknięcia czy kłapnięcia zębami. Bawi się, oblizuje uszy i tak śmiesznie podgryza mała w brzuszek. Kluska ma 10 lat i naprawdę mam ogromną nadzieję, że zostanie z nami jeszcze bardzo długo, bo nie wyobrażam sobie domu bez niej.
Przede mną bardzo intensywny weekend, usiłuje wykombinować czas na siłownię i jakoś mi nie idzie Wczoraj spotkałam się z przyjaciółką, nasze cotygodniowe posiedzenie w miłej knajpce przy naparze imbirowym. Wieczorem upiekłam sernik na dzisiejsze spotkanie z chłopakami – Michał zastrzegł, że ma być coś lekkiego, a już chyba nic bardziej dietetycznego nie wymyślę On za to ma ugotować kolację i też ma być chudo……. To ich sposób na sylwetkę, chude jedzenie i dużo wina, to podobno nie tuczy Mam nadzieję, że tego wina nie będę za bardzo nadużywać, bo ta jutrzejsza siłownia i zumba nęcą, no ale zależy o której wrócę do domu. Trzeba się wyspać, bo w sobote impreza karnawałowa u znajomych. I analogicznie – jeśli wrócimy z niej o ludzkiej porze czyli nie 6 rano, to pójde na siłownię Po południu idziemy do teatru na musical „Czarownice z Eastwick” Jestem bardzo ciekawa, bo znajomi byli zadowoleni i bardzo im się spektakl podobał.
Same widzicie, że chęci na ćwiczenia są, ale czasu brak
Natomiast dieta z wagą współpracują – małymi kroczkami, ale dobre i małe, skoro cały czas w jedynym słusznym kierunku. Własnie pomyślałam, że skoro weekend nie będzie specjalnie dietetyczny, to chyba nie mam wyjścia, trzeba pójść poćwiczyć…..