Zanim znalazlam jakąś kawę do wrzucenia to ty już zdążyłaś nas tu ochrzanić i masz rację
Dzień dobry.6f538f8148058d8fc33ea4512b28-1.jpg
Zanim znalazlam jakąś kawę do wrzucenia to ty już zdążyłaś nas tu ochrzanić i masz rację
Dzień dobry.6f538f8148058d8fc33ea4512b28-1.jpg
No wlasnie Agnieszko. O mało co, a bylaby dzisiaj kawusia ode mnie
Dobrego czasu z tak milymi goścmi .
Spokojnej niedzieli wszystkim.
Wykorzystuję ciszę poranną, żeby zagościć na wątku.
Wczoraj po powrocie z lasu zrobiłam sobie retrospekcję z wpisów dotyczących Kołobrzegu.
Coś tam mi z tego przemyślania wyszło, ale czy dobrego to się okaże.
Dzisiaj dzień na spotkanie z moją koleżanką Anką, oj z nia mam też niełatwe relacje.
Moja pani terapeutka uważała, że nasze relacje są tak trudne do ułożenia bo jesteśmy zbyt podobne do siebie i nasze losy z grubsza były takie same.
Co jakiś czas biegły równolegle , a co inny robiły meandry i zakrętasy.
Chodziłyśmy do jednej podstawówki, liceum i obie studiowałyśmy włókiennictwo.
Zawsze byłyśmy w różnych klasach, grupach na innej specjalizacji.
Po studiach zaczęłyśmy pracować w jednym Zakładzie, który podzielony został w kryzysie lat 90 na dwie części i jedna z nich(ta ratowana) obciążyła długami ta drugą(skazaną na upadłość). Ona trafiła do tej uprzywilejowanej, ja miałam niefart do tej drugiej.
Ale ja wtedy wykorzystałam szansę jaka mi się trafiła i wymówiłam umowę i przeniosłam się na następne (okazało się bardzo szczęśliwe 22 lata) do Ariadny, jednego z nielicznych zakładów włókienniczych w Łodzi, który przetrwał zwycięsko kryzys lat 90 i produkuje do tej pory.
Ta szczęśliwsza część mojego zakładu(tego pierwszego po studiach) powoli upadała, Ania została przy syndyku,miała jeszcze 7 lat do emerytury.Ja jej wtedy pomogłam przenieść się do mnie, do Ariadny i tam dopracowała do emerytury.
Wbrew pozorom to raczej pogorszyło nasze wzajemne relacje.
No ja byłam tam na stanowisku, u siebie osadzona wśród kadry kierowniczej, a ona mi "zawdzięczała" pracę.
Nie jest łatwy taki układ.
W dodatku obie nigdy nie wyszłyśmy za mąż i nie mamy dzieci. Ona ma brata i bratanków, ja siostrę i siostrzeńców.
Jesteśmy dla siebie naturalnym wsparciem, mieszkamy w tej samej dzielnicy, pomagamy gdy któraś choruje, ona teraz jest niezastąpiona dla mnie z uwagi na koty, ale zawsze jest między nami element rywalizacji, porównań.
Nie umiemy się tak naprawdę zaakceptować takie jakie jesteśmy.
Nie wiem , czy u mnie problem z akceptacja innych w takiej formie w jakiej ich życie ukształtowało nie jest problemem ogólnym.
Rozpatruję ten aspekt głębiej z uwagi na próbę ułożenia sobie powtórnie bardzo dobrych relacji z Kasią.
Krysiu jedna rozmowa nie rozwiązała naszych niedorozumień, bardzo mi to węwnętrznie doskwiera, staram się zrozumieć dlaczego sie pogorszyło i zaradzić temu.
Z moją łódzką Ania o tyle jest łatwiej, ze nigdy nie byłyśmy tak naprawdę zaprzyjaźnione.
Ona ma zupełnie inne upodobania. Pochłaniaczka książek, teatrów, koncertów.Jednocześnie najbardziej sceptyczny człowiek, malkontent, bojący się podjąć jakiejkolwiek decyzji.
A ja co chwila rzucająca sie w wir nowych przyjaciół, wyzwań(internet, sport, pływanie, angielski), podróży, związków(kiedyś z mężczyznami, teraz osiadłam przy kotach).
Ania woli psy, ale nie będzie brała psa, bo boi się wieczorem wychodzić z domu bo, kiedyś napastnik jej wyrwał torebkę (wszedł za nia na klatkę schodowa). Bardzo nad tym boleję bo dałaby jakiejś bidzie schroniskowej wspaniałe troskliwe serce.
Od kilku lat siostra moja i ja (na jej zresztą prośbę) usiłujemy jej znaleźć w pobliżu mieszkanie, ale podjecie decyzji na tak ją niestety przerasta.
Mam wrażenie, że powoli zaczynam ją akceptować taką jaka jest na bazie wyrozumiałości. Nie wiem czy to słuszny kierunek, bo takie patrzenie trochę z góry, jak na dziecko niezdolne do pewnych działań jest może zarozumiałością.
Ale może i do dorosłych można, a nawet trzeba czasami przyłożyć taką dziecięca miarkę i być dla nich życzliwie wyrozumiałym (tylko ich przy tym całkowicie z dorosłych reakcji nie zwalniać).
Chętnie bym posłuchała waszych wypowiedzi w temacie relacji przyjacielskich, akceptacji ludzkich odmienności, tolerancji zachowań.
Może mi te wypowiedzi w jakiś sposób pomogą w moim zyciu osoby samotnej, która musi przyjaciółmi zastąpić rodzinę.
Rodzinę kocha się pomimo, a nie za coś. W stosunku do ludzi obcych dopuszczanych do statusu bliskości ten mechanizm nie działa.
Tu już trzeba sobie "zasłużyć" na miłość.
Ostatnio edytowane przez TinnGO ; 10-02-2019 o 10:15
Ale się zmówiłysmy w jednym czasie
Sabinko, normalnie kusisz takim ciastkiem , chociaż najtrudniej chyba byłoby się oprzec Gruszce.
A to może zostawię jeszcze troche refleksji dietetyczno- wagowych, tak na dobry dzień
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Moja wczorajsza impreza, to znaczy impreza z rodzinką J. była nawet udana. Późno wróciliśmy i byłoby wszystko ok gdybym w trakcie nie zajrzała do telefonu. Okazało się, że Maja miała mały wypadek na rowerku. Mają tam takie specjalne górki do jeżdżenia rowerami i spadła z roweru i szorowala brodą po takiej górce
Skończyło się to wizytą na ostrym dyżurze i jakichś szwach klamrowych... Jakbym nie zajrzała do telefonu to bym nie wiedziała, Czasem lepiej dowiedzieć się później. Zdjęcia oczywiście też były. Trochę mi to popsulo humor .
Agnieszko miłego dnia z rodzinką. Smakołyki na pewno wszystkie znikną
Marti wiem, że spektakl był świetny i mam także nadzieję, że dużo dobrej energii przekazałaś od nas komu trzeba.
Krysiu no aż tak zimno jak u twojej teściowej to tam nie było ale na pewno chłodniej niż w typowym mieszkaniu. Dobrze, że się nie wygogoliłam za mocno Super, że frania się przydaje, nawet nie pomyślałabym, że może być wykorzystywana do takich celów.
A nasza Frania bardzo płakała jak Maja miała wypadek. Wszyscy byli razem - jedna na rowerku, druga na hulajnodze. Bardzo przeżywała to co się stało.....
Teresko, relacje międzyludzkie często nie są łatwe. Ja tak sobie myślę, że w ogóle łatwiej jest się po prostu kolegować niż przyjaźnić. Kolegowanie nie wymaga od nas aż tak dużo jak przyjaźń.Dlatego w przyjaźni łatwiej o konflikt, bo oczekujemy w niej bezwzględnej lojalności, wierności i " stania po mojej stronie". A to nie jest łatwe. Powiem Ci z własnego doświadczenia. Pomijam tu mojego męża, który jest moim jedynym, prawdziwym przyjacielem i on nie będzie w moim wywodzie brany pod uwagę, bo jest poza konkurencją. I Was, bo jesteście dla mnie Podmiotem Przyjacielskim Zbiorowym i też poza wszelką konkurencją
Mam w swoim otoczeniu trzy dziewczyny, które uważam za swoje przyjaciółki. Zwłaszcza dwie wiedzą o mnie najwięcej i im najchętniej się zwierzam.Ale jednocześnie wiem, że ja dla nich nie jestem najlepszą przyjaciółką. Mają swoje, bliższe. Taki paradoks, ale to jest bardzo dobry układ. Dla mnie, bo wiem o tym i ponieważ mam swojego Andrzeja, to mi to nie przeszkadza, nie wymagam od nich cudów wianków, ale wiem, że w każdej najtrudniejszej sytuacji pomogą mi i będą przy mnie stały, zawsze mogę na nie liczyć. Dla nich, bo oprócz swoich najbliższych przyjaciółek wiedzą, że i na mnie mogą polegać jak na Zawiszy, jestem wobec nich bardzo lojalna. Zwykle jestem po ich stronie, a wobec innych osób ZAWSZE jestem po ich stronie. Czasem bez słów rozumiemy się w lot i robimy dokładnie to samo. Ale czasem , gdy jestem na którąś zła, mam ten komfort, że bez zbędnych skrupułów, mogę poplotkować o nich z mężem , ale, że najczęściej szybko mi mija, to nasza babska przyjaźń jest niezagrożona. Wiesz, my się nawet w domach nie spotykamy! Wszystkie jesteśmy zapracowane i nasze życie toczy się między domami a pracą. Jeśli więc się spotykamy to w kinie, kawiarni, pracy. Ale jest jedno ale...nas bardzo dużo łączy- z jedną praca, z dwiema kino, książki, teatr, z trzecią, która została w moim rodzinnym mieście wspólna przeszłość. To są nasze główne platformy porozumienia i kontaktów. Może dzięki temu, że nie oplatamy się jak bluszcz codziennymi rozmowami, spotkaniami, łatwo jest nam się przyjaźnić? Potrafimy nie rozmawiać ze sobą całe wakacje, nie spotykać się cały rok, ale wiemy, czujemy, że to jest dobra przyjaźń. I wcale nie jesteśmy dla siebie ani przesadnie tolerancyjne( każda z nas ma wady, które nas wkurzają), ani wylewne, ani nie zapewniamy się o naszej przyjaźni w co drugim zdaniu. Jesteśmy chyba trochę do siebie podobne choć nie identyczne. Ja chyba nie mogłabym się przyjaźnić z kimś, kto jest zupełnie inny niż ja. Na czym oparłaby się wtedy nasza przyjaźń? Moim zdaniem musi być między ludźmi coś co będzie ich łączyło. Dla mnie niemożliwa byłaby przyjaźń z kimś o innych poglądach, kulturze, wierze, obyczajach itp. Mogę taką osobę bardzo lubić, spotykać się z nią, rozmawiać, chodzić do kina, zawsze będę tolerancyjna dla jej odmienności, ale nigdy się z nią nie zaprzyjaźnię.
Tak to wygląda u mnie, myślę, że u każdej z nas trochę inaczej, a może nawet bardziej inaczej, ale to dlatego, że każda z nas jest inna.
hej witam w miłą słoneczna niedzielę
Ja mam jedną pzryjaciólkę Iwonę ktora ma poglądy polityczne zupełnie pzreciwne do mnie po za tym jestęśmy podobne, więc jest układ że o polityce nie rozmawiamy ...
Z drugą drogi się rozeszły kiedy wyszła za mąż i spotkałyśmy sie po 20 latach kiedy się rzostała z mężem najpierw miałam opory, bo jak ktoś się tak zachował że odstawił przyjaciólkę bo jest mąż.... ale Iwona powiedziała żeby się z nią spotkać i zobaczyć co ma do powiedzenia. I gadałyśmy jakbyśmy się rozstały wczoraj. To dwie moje "najstarsze " przyjaciólki . Spotykamy się regularnie choć nie za często i możemy gadać i gadać i temat zawsze jest.
A dlaczego się nie spotykałyśmy tyle lat... okazało się że mąż Marzeny zabraniał, była maltretowana o czym nie wiedziałyśmy, dlatego ja się staram nigdy nie oceniaćpochopnie czyjegoś postępowania.
A dziś umówiłam się z moja koleżanką prawniczką, mamy się wybrać na koncert piosenek pzredwojennych. Może będzie fajnie
Sabinko jak przykro czytac o wypadku Mai, a jak się ona dziś czuje?
Wczoraji dziś ćwiczyłam na siłowni na maszynach, plecy coraz mniej bolą, waga minus 0,5 kg w tym tygodniu, łącznie od początku roku będzie minus 3, jeszcze sporo nadwyżki zostało od wagi z Gdyni ale idzie ku dobremu
Witajcie!
Sabinko, czyli na przyjęciach telefon jednak w odstawkę . Przykra sprawa i nie dziwię się, że się zdenerwowałaś. Najważniejsze jednak, że był to, jak określiłaś, mały wypadek. No i oby nie ostała się żadna „pamiatka” . Biedna Maja i cudna Frania.
Tereniu, to co napisałaś pokazuje, jak trudno czasami określić, co tak naprawdę posłuży wzajemnej relacji. Teoretycznie podobna historia zyciowa (nawiązując do koleżanki Ani) powinna zbliżac, ale rozbieżne nastawienie do codzinności robi jak widać swoje. No i ten duch rywalizacji tez raczej nie wplywa na porozumienie. Z drugiej strony odmienne charaktery (co ma też miejsce w przypadku Ciebie i Kasi) na pewno zaciekawiają na początku i stanowią miłe wyzwanie. Trudniej może być z czasem, zwłaszcza gdy pojawia się chęć zmiany tej drugiej osoby. Problem robi się zwłaszcza wtedy, gdy trafi to na mocne charaktery i gdy dotyczy dorosłych, ukształtowanych już osobowosci. Nie wiem, jak wyglądała wasza rozmowa, ale mogę się tylko domyślać, że było tam sporo prob przekonania do swoich racji. Czy były proby wzajemnego zrozumienia? Wracasz do tematu, wiec wiem że Cię to męczy (podejrzewam, że Kasię podobnie) i chciałabyś to rozwiazac. To daje nadzieje, że może się udać. Ale na innych zasadach. Bo rozwiązanie jest, tyle ze wcale nie proste. Jego realizacja może być trudna, wymagająca zmian przede wszystkim u siebie. To rozwiązanie nazywa się - wzajemna akceptacja. Ale nie taka o jakiej wspominasz pisząc o Ani, bo sama czujesz że to chyba nie tak. W żaden wiec sposób nie może być pozycji wyższościwej u którejkolwiek ze stron! Masz jednak do czego sięgac, chociaż się przed tym bronisz. Chodzi o to zdanie „rodzinę kocha się pomimo, a nie za coś”. Jeżeli tak spróbowałabys potraktować Kasie a ona Ciebie, to problem po prostu by się rozwiązał. Bo za tym poszłoby nie ocenianie siebie, nie negowanie swojej inności, nie naklanianie się wzajemnie do przyjęcia naszego punktu widzenia, pozwalanie na dokonywanie wlasnych, choc czasami trudnych do zrozumienia wyborów. Po prostu akceptacja. Zasługiwanie na miłość, o którym wspominasz, to niestety zaprzeczenie akceptacji .
Jeszcze może o tym, co jeżeli coś nas niepokoi. Oczywiście, że można a nawet trzeba wtedy mówić, gdy coś nam się nie podoba w zachowaniu bliskiej osoby. Rzecz w tym, że co innego wyrazic troskę a co innego skrytykować. Być może u was zaszwankowało coś i w tym sposobie przekazu i odbioru. Nie wiem, tak sobie gdybam i oczywiście mogę się w każdym punkcie mylić. Pozwoliłam sobie jednak napisać to wszystko, bo prosiłas nas o zdanie, no i wiem, ze nam tez zależy na tym, żebyście znalazly z powrotem tą drogę do siebie.
Agnieszko, masz rację, że kolegować się jest latwiej, ale jak już się trafi taki ktos na potencjalnego przyjaciela, to trochę szkoda to przeoczyć. Czy tak jest z Kasia i Terenia nie mam pojecia, chociaż wydawalo się, ze tak. To prawda jednak, co piszesz o tym, jak ważne są podobieństwa dotyczące najistotniejszych wartości życiowych. Może moja lista jest nieco inna, ale wiadomo o co chodzi. Natomiast różnice w tym, co mniej istotne często dodają kolorytu i ubarwiają relacje, więc też fajnie że są.
Maniusiu, czy koleżanka prawniczka to też ta od sprawy? Baw się dobrze. Na pewno będzie fajne, bo przedwojenne piosenki mają w sobie całkiem sporo uroku. Ale napisz potem, jak je odebrałaś. Duże gratki za systematyczny spadek!
Marti czekamy na relację ze spektaklu, chociaż nie ukrywam, że myślami sięgam też trochę dalej.
Bardzo mądry ten tekst Krysiu. Fragment z podkreśleniami wkleiłam.Dieta dobrych emocji
Tym, o czym często zapominają osoby na diecie, jest to, że poza karmieniem się odpowiednimi pokarmami i ograniczaniem innych powinny też przejść na odpowiednią dietę emocjonalną. Wdzięczność, współczucie dla siebie, miłość, zadowolenie - wiele zapowiada, że to do tych stanów emocjonalnych wraca ludzkość w XXI wieku po stuleciach skupiania się na lęku. Świeży powiew psychologii pozytywnej i nie tylko pytanie "z czym masz trudność i dlaczego" przemienia w "z czym sobie dobrze radzisz i dlaczego". Dodatkowo popularne ostatnio ruchy związane z Mindfulnessem rozpowszechniają ideę świadomej, nieosądzającej uważności skoncentrowanej na chwili. Zachęcają do doświadczania siebie i świata takimi, jakie są, w sposób akceptujący i pozbawiony oczekiwań.
Twoje ciało służy ci na co dzień. Wykonuje niezliczoną liczbę różnych, skomplikowanych procesów jednocześnie. Większość bez absorbowania twojej uwagi. Krew w każdej sekundzie dostarcza tlen i składniki odżywcze wszystkim komórkom ciała. Ciało transportuje cię tam, gdzie sobie zażyczysz, wykonuje niemal wszystkie zaplanowane przez ciebie ruchy. Pracuje - często zbyt długo. Śpi - często zbyt mało. Mimo to daje z siebie wszystko. Jak by to było, gdybyś poczuł wdzięczność dla niego za to wszystko? Gdybyś poczuł współczucie dla siebie? Otoczył troską tę część w sobie, która chcąc cię chronić, krytykuje i odmawia ci prawa do zadowolenia? Poczuł swoją moc. Za każdym razem, gdy ci się uda, wiedz, że właśnie zrzucasz z siebie emocjonalny balast, który tak ci ciążył i wkraczasz na lżejszą drogę życia.
Więcej: [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Psychologia pozytywna, nie wiedziałam , że to ma taki kierunek ewolucji.
Ja kilkutygodniowy kurs mindfulness przechodziłam. Bardzo silnie go odbierałam i przeżywałam.
Ale czy nastąpiła we mnie istotna zmiana, chyba nie.
Mam głównie pod górkę z doświadczaniem świata takim jaki jest w sposób akceptacyjny i pozbawiony oczekiwań.
Ba może to za dużo i szeroko powiedziane, bo nie chodzi o cały świat.Chodzi raczej o ludzi .
Zwierzęta, zwłaszcza odkąd mam koty nauczyłam się przyjmować z całym bagażem osobniczych cech gatunku i charakteru.
Ale ludzie są trudniejsi w odbiorze.
Nie umiem zrozumieć dlaczego jednych, bardzo różnych ode mnie akceptuję , nie oczekuję zmian z ich strony ot są jacy są.
Wybieram, swoją postawę i stopień bliskości lub oddalenia od nich.Przeważnie są to ludzie co do których mam letni stosunek emocjonalny.
Ale tacy z bliskiego mi gatunku, tacy których jestem ciekawa, tacy na których obecności w moim życiu mi zależy no w stosunku do nich własnie tworzą mi się schody.
Boli mnie ich krytyka, próby wpływania na moje postępowanie,a sama nie umiem wyłączyć większych oczekiwań względem nich i nie frustrować się zauważanymi "skazami". Nie umiem akceptować w całości, no jakby porównać do spożywania w trakcie połykania mi pewne elementy stają w gardle.
To tak jak by mieć w klasie bardzo zdolnego ucznia i chcąc z niego zrobić championa w sumie zaczyna się mu właśnie podnosić poprzeczkę i oczekiwania.
Do kolegowania się by wystarczyło do przyjaźni jestem bardziej wymagająca.
No może dlatego, że ja generalnie jestem wymagająca sama od siebie i jak kogoś zaczynam obdarzać większym uczuciem i uwagą(przyjaźń , a nie kolezeństwo) to zaczyna mi się zacierać świadomość ,że ta osoba nie jest mną.No i nie jest moim dzieckiem i nie ustrzegę jej od konsekwencji jej własnych wyborów.
I tym na których mi zależy usiłuję może nie zmienić ale ustrzec, namówić do wyboru innej drogi.
No ale problemy między mną a Kasią zaczęły się wraz z tym jak ja przestałam do niej podchodzić jak do dziecka , które ma te swoje "rozkoszne" wady i niekonsekwencje , chce mieć ciastko i zjeść ciastko- no bo takie było w sumie podłoże dylematu Kołobrzeskiego.
No bo model: przyjeżdżamy na dietę i ćwiczenia, bo trzeba zacząć się odchudzać, ale jednocześnie nagradzamy siebie jedzeniem, czy opuszczaniem zajęć, niwelując efekty uzyskane ruchem , albo na tyle je zwalniamy, że za chwilę brak efektów spadkowych na wadze spowoduje całkowity spadek motywacji i wiary w sukces do żadnej zmiany naszych gabarytów nie doprowadzi.
Ja to wiem i wiedziały dziewczyny i Kasia też, ale my wybrałyśmy skręt w lewo ona szła swoją drogą.
W rozmowie o własnych wyborach trudno jednak było nie nazwać rzeczy po imieniu.
Kasia uważa, że ja katuję swoje ciało, ja że ona się zapuszcza.
No i obie ze swojego punktu widzenia i usposobienia maja rację. Jak się porozumieć????
Każda ma świetny pomysł na" tą drugą". I kwadratura koła.
Ja tam zostałabym przy swoim, jak zawsze , słucham wszystkich, ale i tak robię swoje i innym też na to pozwalam. Przyznam szczerze, że nie jestem w stanie pojąć, dlaczego Kasi przeszkadzało wasze 100 % zaangażowanie w turnus, a Wam, jej powiedzmy 50 %, , serio, musi być na tym tle konflikt??? Czy może jednak chodzi o coś zupełnie innego
Wczorajsze zdanie dokończyłam dziś, bo wczoraj gościłam się akurat z gośćmi , więc mogę od razu polać kawki, zaczynam ferie, więc idę do pracy Udanego tygodnia.
Ostatnio edytowane przez Agnieszka111 ; 11-02-2019 o 06:49