Dzień dobry
i dużo miłościw ten wciąż dla mnie dziwny dzień
![]()
Dzień dobry
i dużo miłościw ten wciąż dla mnie dziwny dzień
![]()
Takich troszkę czerwonych(miłosnych) i żółtych(zazdrosnych) serduszek do was wysyłam.
Nie przywykłam jednak do tych "amerykańskich" świąt typu Halloween czy Walentyn's Day . Wolałam tego goździka albo tulipana na 8 marca, zwłaszcza, że zwykle wtedy byłam w Juracie na wczasach odchudzających i instruktor Maciej(kochały się w nim wszystkie kuracjuszki i żeński personel ośrodka też) przychodził z szampanem.
Z Maćkiem się dobrze zakumplowałyśmy(ja i moja kumpelka Ewa). Ewa to może też się w nim kochała, ja na to byłam zbyt złego zdania o sobie, więc sobie nie zezwalałam na taka "śmiałość".
Rozśmieszyło i wzruszyło mnie wczoraj jak Marti wystosowała do mnie natychmiast zaproszenie takie jak do Sabinki jak tylko przypomniałam "starą Indiankę".
No mam sposób , żeby się wprosić do Warszawy jak rzeczywiście znajdę się w fazie "starej Indianki", wystarczy, że o tym wspomnę.
Martusiu dobry z ciebie człowiek jest, masz ogromne serce i takie jak z gumy.
Ja tylko chciałam podtrzymać na duszy Sabinkę.
Bardzo cię Sabinko polubiłam jak się lepiej poznałyśmy w Kołobrzegu i jestem na co dzień w podobnej sytuacji(mieszkam sama i to jest fajne, to samostanowienie) ale czasami ten spokój i cisza , zwłaszcza w ponure dni jesieni czy przedwiośnia potrafi fest dojeść.
Ja zwykle ratuje się wykonywaniem czynności, które mi później dadzą zadowolenie z siebie. No taki zastrzyk endorfin
Przedwczoraj usiadłam do angielskiego, bo pani zadała nam kolejny rozdział z książki, a te 3 pierwsze jeszcze chciałam utrwalić i 4 zrobić bo są ferie no to jest szansa , że podgonię to co zna grupa (ja do nich trafiłam na 12 rozdział).Grupa teraz powtarza, ale ja musze zrobić książkę(gramatyka, słownictwo,wymowa,zwroty potoczne i pisanie ze słuchu- takie są w każdym unicie części) i ćwiczeniówkę(zadania pisemne).
Wyjęłam ze ślicznego angielskiego pudełeczka(Agnieszko) płytę i niesamowicie sie ucieszyłam , bo to było DVD , a nie CD.
Ja chodziłam do szkoły Speak-Up na angielski i tam oprócz lekcji z lektorem (2 na tydzień) trzeba było zaliczać testy multimedialne (2 z komputerem). No i w tych wersjach multimedialnych moja książka sama do mnie mówi(no jest wymowa zwrotów) , jest zapis fonetyczny, którego się uczę, idzie więc dużo szybciej bo nie muszę każdego nieznanego słowa wbijać z klawiatury w tłumacza, klikam i z piękną wymową słyszę.Dodatkowo wszystkie ćwiczenia są oceniane , więc wiem czy robię dobrze bez dłubania w kluczu na końcu książki, jest możliwość "trzech poprawek". No to jak paręnaście razy miałam wyniki 70-100% dobrze to się pewniej poczułam.
Ja siebie znam , jak mnie ogarnia chandra to muszę się zmusić i zrobić coś co dawno nade mną wisiało, czego się boję, albo do czego się boję podejść(jak do tej nauki tańca).
To działa jak pigułka antydepresantu.
Tego nauczyła mnie na sesjach moja terapeutka, ale to nie jest tak, że ona mi to powiedziała i ja tak postanowiłam zrobić.
Ona mi zadawała mnóstwo pytań. Nie znosiłam pytania jak się z tym czuję, ale ono było kluczowe.
Ta silna "pytajność"u naszej Krysi to chyba z zawodem trochę powiązana jest.
Odpowiadając, usiłując odpowiedzieć nauczyłam się myśleć jak ja się z tym czuję czyli ujrzeć swoje uczucia, emocje, zdać sobie z nich sprawę.
Ale jak już po śmierci Kazika miałam taki okres lęku przed śmiercią, przed emeryturą czyli "zgonem" zawodowym i rozpaczliwie szukałam podparcia, oparcia, przyjaciół, rozpatrywałam zamieszkanie z siostrą czy na stałe opiekę nad Jasiem(wtedy Antka jeszcze nie było na świecie), zwróciła moją uwagę, na jedyny element stały, który będzie z nami w chwili śmierci.
Tym stałym elementem jesteśmy my sami i jak w sobie nie znajdziemy oparcia to z zewnątrz ono do nas nie przyjdzie.
Sorry, że takie refleksje snuje w Dzień Zakochanych, ale jak czyta ktoś kto nie ma pary tak jak ja to może się przyda.
No ale tak gwoli uściślenia, to nie jest hymn do egocentryzmu.
Jak człowiek samego siebie umie zrozumieć i sobie wybaczyć to automatycznie z wyrozumiałością i zrozumieniem patrzy na innego człowieka.
Jak umiemy kochać siebie tak porządnie z ogromną temperaturą, to tej ciepłej aury wystarcza na innych. Lgną do nas inni bo czują nasz spokój, zgodę ze światem, z sobą.Jest koło nas tak jak wokół kwiatów.Pachnie.
Tylko tego się nie wie na stałe. To jest uczucie.
Jak każde uczucie trzeba podsycać, karmić. Dla mnie takim pokarmem są moje małe dzieła. Coś poznać, czegoś się nauczyć(pływania,tańca,angielskiego), coś pokonać(na przykład łakomstwo własne, zrzucić wagę), do czegoś być przydatnym(np zająć się chorym dzieckiem, czy kotem ).
Jak wpadam w dołek depresyjny to zwykle przy pomocy takich stopieńków (powodów do zadowolenia) wyłażę z nory.
Ostatnio edytowane przez TinnGO ; 14-02-2019 o 12:20
Kochana Teresko, sprostowanie od razu, bo widzę, że jesteś - zaproszenie do Wwy masz od dawna i gdyby nie Twoja jelitówka, to już dawno poznałabyś moje koty![]()
Dzień dobry Dziewczyny :-)
Zarządzam w pracy 20 minut przerwy, muszę się odstresować i zresetować, będę jedną ręka pisała, a drugą trzymała widelec z sałatką. Kilogramowa wyjazdowa nadwyżka po 2 dniach poszła precz, na szczęście. Myślę, że gdyby nie długie spacery, to byłoby więcej tej nadwyżki, bo wyjazd nie był dietetyczny w żadnym stopniu. Założyłam sobie, że święta i wyjazdy rządzą się swoimi prawami.
Krysiu, z opóźnieniem napiszę, że cieszę się z Twoich odpowiedzi na pytania; tak niby troszkę się dowiedziałyśmy, ale tyci tyci. Tajemniczą Kobietą jesteś
Wcale Ci się nie dziwię, że tęsknisz już za wyjściami, ale mam wrażenie, że każdego dnia słońce świeci mocniej i wypiera zimę – oby! Bo już chyba wszystkie tęsknimy za wiosną ;-) Jak idzie fizjoterapia? Planujesz już powrót do pracy?
Tak, zgranie się w pasjach to duże szczęście w naszym przypadku, jak tez to, że my się przyjaźnimy. Myślę, że w dużej mierze to scala bardzo każde małżeństwo.
Zdjęcie chusty oczywiście zrobię, jeśli chcesz – chociaż moje dzieci leżały ze smiechu, kiedy zobaczyły mnie w niej. No doprawdy nie wiem, dlaczego
Agnieszko, fajnie że Kuba podjął taka mądrą i świadomą decyzję, możecie być z niego dumni. W kwestii przebrania jesteś taka sama jak ja – tylko księżniczkaAle fajnie, że dziewczyny mają różne pomysły :-) Może uda Ci się wyrwać z mężem gdzieś chociaż na weekend?
Naprawde mamy wiele wspólnego– kawa w innym niż moje ulubione kubeczki nie smakuje, nie mówiąc już o herbacie. Posiłek jest lepszy jedzony ulubionym widelcem, itd., itd. Fanaberia? Chyba nie…… ot, może takie małe dziwactwo, ale nikomu nie szkodzi ;-)
Fajny masz teraz czas i bardzo dobrze go wykorzystujesz – bycie dobrą dla siebie powinno być mottem każdej z nas :-) Brawa za dietę!
Kasiu, w przypadku Radka nie wiem, co powiedzieć. Może zasięgniecie opinii specjalisty, może już czas „rzucić go na głęboką wodę”? Wyjazdu bardzo pozytywnie Ci zazdroszczę, możliwości zobaczenia tych wszystkich pięknych miejsc. I dziękuję za zdjęcia :*
Maniusiu, dobrze, że z mama lepiej i że chce nosić pieluchomajtki, chociaż trochę pracy i martwienia o nią Ci odpada. Nadal z zapałem trenujesz? Pochwal się, co tym razem – ten indor walking czy coś innego? I wygląda na to, że Twój nawiedzony pan od jogi wiedział co robiGratulacje za spadek! Możesz w ogóle ćwiczyć na WO? Ja wtedy ledwo nogami przebierałam, nie było mowy nawet o zumbie.
Teresko, w kwestii ludzkich relacji i przyjaźni zapisuje sobie Twój post do przemyślenia i postaram się na niego odpisać, bo też mnie czasem dręczą wątpliwości. Ale naprawdę serio serio chciałabym, żebys przyjechała i mogłybyśmy po prostu pogadać :-) Pierwszy weekend marca zostaje sama z Klaudią, w niedzielę planuję wycieczkę do Katowic, co Ty na to? ;-)
Pamiętam, jak kiedyś przez chwilę miałam krótki romans z jogą i instruktorka zawsze powtarzała, że nie ma lepszego sposobu na usprawnienie się w wieku dojrzałym, więc może spróbujesz na dobre się zaprzyjaźnić z jogą?
Nie czytałam artykułu o sztywnieniu szyi, czy ktoś może napisać dwa zdania, jak sobie z tym poradzić? Wiesz, że za Twoim (swiatłym) przykładem postanowiłam się pozbyć jednego z moich kompleksów i odkurzyć mój baaaaaaardzo zapomniany angielski. Prawie nic nie pamiętam i zapisałam się właśnie do szkoły
Jestem niezmiennie pełna podziwu dla pracy, jaką włożyłaś w siebie i terapię. I dla jej efektów, aż przyjemnie poczytać Twoje dzisiejsze refleksje
Monka, akurat w kwestii zup i podobnych mieszanych potraw liczę istotne rzeczy na oko, albo wpisuję w kalkulator np. „zupa pomidorowa zabielana”. Wiem, że to nieprecyzyjne, ale nie musze mieć policzonych z dokładnością do 1 kalorii – ustaliłam sama ze sobą, że dopuszczam margines 100 kcal jako bezpieczny błąd. A ponieważ ludzie zwykle mają tendencję do zaniżania wartości posiłków niż do ich zawyżania, po prostu do tego co zjadła dodaje ok 100 kcal. To takie liczenie na oko, ale pomaga, skoro kiedy nie przekraczam 2000 kcal, to waga spada.
Kaniu, witaj w klubie nie-umiejących-dobrze-wyjść-z-diety. Pomimo tego brawo za efekty ozdrowieńcze :-) Jedziesz w marcu jeszcze raz do Kołobrzegu – też na tydzień? Trzymam kciuki za ten wyjazd i pozytywnie go zazdroszczę :-)
Kalahari, nie wiem, co konkretnie chciałabyś wiedzieć o Poznaniu? Termin ustalony 23-25 sierpnia, link do mieszkania też chyba był tutaj dawany (ewentualnie mogę wrzucić jeszcze raz) – mieszkanie spokojnie zmieści 9 osób, jest duże, 150 m. W dzielnicy Jeżyce, czyli centrum miasta. Tak sobie oglądam jeszcze mieszkania w Ogrodach, bo może trafi się coś fajnego w zieleni. Mieszkanie można odwołać do początku sierpnia, więc nic nas nie wiąże.
Sabinko, część już napisałam wczoraj, a dzisiaj tylko dorzucę, że Twoja pani od jogi ma fajne teksty, mnie by motywowało; mam nadzieję, że i z Toba tak będzie. I zaraz wiosna – jak ja Ci zazdroszczę możliwości pojechania przynajmniej raz w tygodniu nad morze; jeszcze teraz nie ma ludzi a za moment zrobi się naprawdę fajnie – ciepło i bezludnie na plaży.
W niedzielę mam zamiar iść na jeszcze inny taniec brzucha, na siłownię obok mojego domu i będę miała porównanie, bo Olę – instruktorkę miałam wczoraj ochotę zastrzelić. Czuje się w tej grupie fajnie i bezpiecznie, poznałam bliżej trochę świetna dziewczynę, która tańczy obok mnie i strasznie mi się ten taniec podoba, ale instruktorka…… wrrrr Mylenie rąk prawych i lewych, rąk z nogami ma swój urok, do czasu. Ale już gorączkowe zastanawianie się, co dalej było, czego się dalej mamy uczyć, jaka jest kolejna część układu i mylenie kroków fajne nie jest. Gdyby to były zajęcia zumby, których w Warszawie jest multum i jest w czym wybierac, to już by mnie tam nie było. Ale tańca brzucha jest mało, to raz. Poza tym chodzą młode szczupłe dziewczyny, ja i moje kompleksy nie mają tam co robić. A tu grupa pań 40+, w różnym stopniu szczupłości, więc mogę mieć luz.
Wczoraj wyszłam z zajęć zirytowana, z mocnym postanowieniem szukania nowych, ale zaczęłam w szatni rozmawiać z Agatą. Od początku zastanawiałam się, co ona tu robi, dużo młodsza od nas, śliczna (naprawdę piękna – ruda burza loków i wielkie błękitne oczy, cera jak u 20-latki, na oko dziewczyna ma 32-35 lat), SZCZUPŁA, co ważne w kontekście tego, czego się dowiedziałam. Nie filigranowa, ale myslę, że rozmiar 40, max małe 42. Czyli normalna, fajna babka – figure łatwo ocenić, bo była w obcisłych dresach i koszulce. Tak zaczęłyśmy gadać i od słowa do słowa Agata powiedziała mi swoja historię – że od czasów nastoletnich tyła i chudła po 40 kg w ciągu roku-dwóch, nie mogła utrzymać wagi. Ćwiczyła incydentalnie, w zrywach. A 3 lata temu z powodu tuszy zostawił ją mąż i zaparła się, że dość ma takiego życia. Schudła, zaczęła ćwiczyć 5x w tygodniu i to okazało się jej sposobem na życie, bo zmieniła też sposób jedzenia.
Natomiast martwi się, bo w głowie pozostała cały czas grubą osobą – najwięcej w zyciu ważyła 120 kg. Teraz jest szczupła, normalna, a nadal nie ma odwagi pójść na taniec; wydaje jej się, że niezgrabnie chodzi i niezgrabnie siada. Widzi po ubraniach, że jest dobrze, a jednak w głowie nie jest w stanie przewalczyć kompleksów. I uwierzyć, że naprawdę jest śliczna – powtórzyłam jej to wiele razy. I najlepsze na koniec – Agata, z cerą dwudziestoparolatki, wyglądająca na 30+ ma 45 lat. Szczękę gubiłam na schodach. Szok. Opowiedziała trochę o swojej drodze, jak to się stało, że doszła do takiej wagi, o rodzicach.
Całą droge do domu o niej myślałam – jak zupełnie nie wiemy, co w innych ludziach siedzi. Ta sliczna dziewczyna obok mnie, tak ładnie się ruszająca, z łagodnym uśmiechem na twarzy, a w środku tak strasznie poraniony człowiek. Smutne. No ale mam kolejny powód, żeby chodzić na ten taniec. Jak się człowiek uprze, to i słaba instruktorka nie zaszkodzi
Dobrego dnia :*
Antoni Słonimski
Walentynki
Pizza już zamówiona,
Na kanapie kot śpi.
Puszczam Eltona Johna
W duecie z Kiki Dee.
To z playlisty ,,Love duos”,
Na taki dzień w sam raz.
Wraca do mnie ta czułość,
Choć stępiona przez czas.
W promocji ,,Pyszna miłość”
Zniżka na większość pizz.
Dziś w nocy się mi śniłaś,
Jak gdyby nigdy nic.
Dałem ci serca-kolczyki
Myślałaś, że to żart.
Elton śpiewa do Kiki
,,Don’t go breaking my heart”.
Kiki czule mu nuci
,,You take the weight off me”.
To, co było, nie wróci.
Na kanapie kot śpi.
Wróciłam ze sklepu, pożarłam mała chałwę i nadziewaną gorzką czekoladę z kokosem.
Czuję się miło zemdlona i nie mam dalszego parcia na słodycze.
No oprócz kotów coś mi się w Walentynki należy.
Ale co jutro powie na to waga wolę nie myśleć.Pójdę na gimnastykę i zumbę może bilans wyjdzie na 0.
W kwestii wątpliwych rozkoszy nocnych z Szarlotkiem obcięłam kotom pazury i niechcący nadepnęłam czy najechałam wypakowanym rydwanem emeryta na Kasię.
Kasia jest najciekawsza i włazi mi pod nogi jak wchodzę do mieszkania.
Staram się wejść szybko bo czasami któreś ma fazę turystyczną i ganiam moje koty po schodach. Najgorzej jak wyprysną dwa, jedno w górę drugie w dół.A ponieważ główne szafy mam w przedpokoju jest on wąski jak kiszka stolcowa i zmieszczenie się z ciężkim wózkiem, drzwiami i plączącymi się pod nogami kociastymi kończy się wrzaskiem jakbym kota maczała we wrzątku i skórowała.
Natychmiast obejrzałam łapy i ogon i dałam ulubionego smaczka, kawałki piersi kurczaka, pojedynczo pakowane, 10 szt za 6,99 zł, ale ostatnio były w klubie Rossman po 4,99zł.
Chyba już jesteśmy kwita po tym rannym ugryzieniu(Kasia zdenerwowała się , że ją głaszczę i wzięła moją rękę między zęby, nie zacisnęła, ale uraziła moje uczucia, coprawda smarowałam sie uprzednio maścia żmijowa i kotek mógł mieć awersję do zapachu ale mamcię w reke gryźć).
Tak świadomośc swego ciała z jaką wejdziemy w życie dorosłe to ja mam wrażenie , że przylepia nam się jak smoła do obcasów.
No przylepia się do mózgu.
Ja znam z autopsji przypadek własny, kiedy stajac sie nastolatka stawałam sie grubym pasztetem, i te kompleksy brzydkiego podlotka i brzydkiej młodej kobiety zostały ze mną bardzo długo.
Miałam jednak szczęście, tu zadziałała moja zadaniowa natura.W wieku 30 lat postanowiłam schudnąć.
Miałam motywację, najlepszą z możliwych, niedomoga estrogenowa zmniejszała się wraz ze spadkiem masy ciała (a ja chciałam mieć dziecko)i ja schudłam do 60-63 kg.Stałam sie wtedy zupełnie ładną młoda kobietą, mówią mi o tym moje zdjęcia, mówił stosunek mężczyzn i koleżanek(kilka zaczęło mnie zdecydowanie mniej lubićtaka kolej rzeczy).Ale ja nie umiałam na siebie spojrzeć po nowemu, obiektywnie, nabrać pewności siebie. Marzyłam o dziecku, ale nie starałam się o rodzinę i męża. Od mężczyzny chciałam dziecka.
Zresztą trafiali mi się żonaci, a nie było moim zamiarem zabawa w komórki do wynajęcia.
Ale obserwowałam w swojej drodze przez tuszę , że odchudzenie nie kończy się wraz z osiągnięciem najniższej czy zamierzonej wagi, utrzymuje się ją(te wagę) poprzez "dietę na całe życie" jak to jest w tytule wątku Kasi.
Może być utrzymywanie stałe, interwałowe , ale nic nie jest nam dane w temacie raz wyhodowanych komórek tłuszczowych na stałe. Organizm zawsze z uporem maniaka będzie nas prowadził do odzyskania największego zgromadzonego zapasu tłuszczu.
Ale to działa i w drugą stronę, np mam koleżanki, śliczne w młodości, zapasione teraz do granic obrzydliwośc , które ciągle na Fb wklejają przepisy kulinarne, zdjęcie jęczących stołów i co chwila aktualizują swoje kolejne wcale nie lepsze zdjęcie z nakładką kwiatkową , motylkową, makijażem, diademem, złotą przywieszką itd.
No mam wrażenie , że ciągle patrzą na siebie jak na te piękności z końca podstawówki czy czasu zamążpójścia.
No zostały w swoich oczach "tymi ładnymi" i w sumie należy chyba im zazdrościć, bo takie jak ja czy ta opisywana Agata nigdy nie poczują się tak na pewno "ładne".
Nie chce zapeszyć i dostać np półpasca, ale bez tych Katowic , w sobotę(2 marca) chętnie poznam twoje koty i Dusię.
Artykuł to nie był tylko kilka fotografii pozycji jogi , które mogą pomóc odcinkowi szyjnemu kręgosłupa.Bardzo łatwe pozycje, takie wręcz cwiczenia rehabilitacyjne.
Ja bym jeszcze dodała pracując na 2 i 1/2 etatu. No bo Maniusia to żeby utrzymac siebie, wykształcić córkę pracuje na pełny etat, obskakuje kilka firm dodatkowych i ma mame po udarze.
Prawdę powiedziawszy jak porównać jej pracowitość i częstość załamań nastroju to bym powiedziała, że są to wartości odwrotnie proporcjonalne.Maniusia to taki dzielny mały żołnierzyk, co to nie dzieli włosa na czworo tylko walczy na I linii frontu o los swój i swojego dziecka.Przede wszystkim dziecka bo swoje potrzeby terapi , wakacji, wyjazdów postawiła na dalszym planie. Teraz jest do odchowania pisklę potem może przyjdzie czas na mamę.Maniusia![]()
Ostatnio edytowane przez TinnGO ; 14-02-2019 o 15:46
Tereskotak się cieszę!
Jak ładnie o Maniusi napisałaś, cmok za to :***
Dziś kawa tak wcześnie, bo wczorajsza wizyta u dentysty zakończona leczeniem kanałowym, zaowocowała okropnym bólem, którego nie uśmierzają nawet najsilniejsze leki i ten ból, choć już słabszy obudził mnie przed chwilą. Wzięłam tabletki i czekając aż zaczną działać, chcę sobie posiedzieć w Kurniku, mogę więc się z wami przywitać. Na szczęście mam ferie i mogę sobie pozwolić na zarwanie nocy. Dziś mam w planach fryzjera i znów dentystę. Ale nie narzekam, tylko cieszę się, że mam na to w końcu czas.
Tak więc Maniusiu, zostałaś sama na placu boju z wo, bo ja musiałam przerwać ze względu na leki. Ale Tobie kibicuję i trzymam kciuki
pobrane (10).jpg
Nie uda siędo maja mają skończyć jakąś robotę i z trudem udało mi się wycisnąć z niego wyjazd na Wielkanoc. Nie dałam się ugiąć, bo on sam nawet nie wie, jak bardzo potrzebny jest mu odpoczynek. Tak więc wyjazd świąteczny i letni do Norwegii, są zapłacone i nieodwołalne. Następny będę wymuszała wojną podjazdową może na listopad
Czuję, że tabletki działają, więc idę się jeszcze zdrzemnąć
Udanego piątku![]()
Agnieszko alez miałaś noc!!!
Mam nadzieję, że teraz sobie znacznie śpisz![]()