Jeszcze pomacham tylko Sonce a Kasi zyczę udanych wakacji.
Kasiu,dobrze,że będziecie miały z przyjaciółką czas na pogaduchy i takie chwile bez facetów,to zawsze dobrze robi na różne chwilowe i dłuższe smutki i bolaki.
Jeszcze pomacham tylko Sonce a Kasi zyczę udanych wakacji.
Kasiu,dobrze,że będziecie miały z przyjaciółką czas na pogaduchy i takie chwile bez facetów,to zawsze dobrze robi na różne chwilowe i dłuższe smutki i bolaki.
Nowa wiosna- nowe zadanie
Zaciskanie paska - na początek 6 cm.
Docelowo 20cm do zgubienia
http://www.jestemfit.pl/forum/tylko-...izacja-42.html
Napisałam się i...własnoręcznie skasowałam.
Odma****ąc gruschce dodam tylko, że z Nią łączy mnie słabość do sukienek i spódnic, może tylko nieco słabsza bo kijki, wypady za miasto, nieraz grzyby, to jednak spodnie.
krysiu-pysiu..o wspólnych z Tinn lekturach być może pisałyśmy kiedyś na innym wątku. A mój czas wolny........poza ogarnianiem domu co pewnie jest wolniejsze niż kiedyś, odwiedzam wnusie miejscową i pozamiejscowe, tv, internet, kijki , wyjazdy na ryby..........tam leżę na leżaczku z kawą i czytam sobie, a bywa, że na miejsce dochodzę pieszo jak wczoraj -prawie 6 km.
Agnieszko....jeszcze Dwie ścieżki czasu, Szukając gdzie indziej, Stangret jaśnie pani.........decyzja bohatera zmusza do zastanowienia. Dziękuję.
Witajcie!
Tereniu, oczywiście, że należą Ci się brawa. Pomysł z powtarzaniem dietki raz w miesiącu bardzo dobry. Dąbrowska też zaleca. Pomysł z chodzeniem równie przedni, zwłaszcza, że o wiele lepiej chodzi się do konkretnego celu. Trzymam kciuki za wszystko. A aronia to coś dla mojej siostry - zajada to to garściami i nawet się nie skrzywi
.
Maniusiu, dla Ciebie też brawa za te kilometry i za optymizm. Natomiast, jeżeli chodzi o badania, to faktycznie chyba dobrze, żebyś zrobiła to wszystko, o czym pisze Terenia. O dietce i przerwach się nie wypowiadam, bo przecież cały czas jakąś robiłaś. Może więc bardziej będzie chodziło o konkretne dopasowanie dietki do tego, co wyjdzie w badaniach.
To TRE mam nadzieję, że kiedyś przećwiczysz z nami?
Wydaje mi się, że Politechnika to całkiem niezły plan dodatkowy, bo rozszerzyłby się możliwości zawodowe Marty. Mądra dziewczynka. A to nowe mieszkanie będzie miała w dobrym punkcie?
Gruszko, widzę, że wracają paczki studenckie. Zastanawiam się nad tym qigong. Są filmiki, może spróbuję. Chociażby po to, żeby zobaczyć, jak zareagują moje ręce. Bo mam i zawsze miałam je bardzo słabe. Nigdy nie udało mi się z ich powodu stanąć chociażby na rękach. O ruchu pisz ile chcesz. Zawsze to jakiś nadzieja, że też się zmotywujemy. Co do moich pieszych wycieczek, to niestety trudno dorwać się do tych pięknych widoków, o których wspominasz. Oczywiście nie znaczy to, że ich nie ma, ale dojście oznacza najpierw przebijanie się przez ruchliwe i smrodliwe ulice, co jest raczej mało zachęcające. Co do przerw jedzeniowych, to ostatnio również wyczytałam, że mogą dotyczyć one też cukrzycy. Więc może jednak nie taka herezja? Jeżeli chodzi o leworęczność, to odbieram trochę z przymrużeniem oka różne publikacje - rezygnacja z przestawiania dzieci na siłę to dopiero niedawne czasy, czyli jeszcze dalej dużo przetrwałych urazów.
Oczywiście zaintrygowałaś mnie Hawkinsem, więc czekam na ciąg dalszy. Czy to ma jakieś odniesienie do tego?
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Agnieszko, napisałaś, że Kuba myśli o wyjeździe do Norwegii. Chyba na razie bierzecie to po prostu za jeden z jego pomysłów? Ale jeżeli już, to dlaczego akurat tam?
Sonko, o książkach pewnie rzeczywiście rozmawiałyście z Terenia na innych wątkach. Ale swego czasu miałyśmy też dosyć ożywioną dyskusję na apce i stąd powinnam więcej pamiętać![]()
A jeszcze tak a propos róży – stoi sobie u nas taka jedna, od dwóch tygodni, oczywiście ścięta, w wazonie. I przez cały czas jest taka sama. Nic a nic nie więdnie.
Czekamy Kasiu...
Kawka śliczna, choć u mnie tak zimno dzisiaj że nie ciesze się jesienią, ale dziś wyszlam z domu przed szóstą i na młyn pojechałam popracować
Krysiu mieszkanie tylko ulice dalej od poprzedniego w centrum blisko uczelni a w kieszeni zostanie 200 zł bo teraz będzie w dwójce mieszkac, no tak chciała tak ma
biorę się do roboty bo kolejny dzień cięzki i intensywny sie szykuje
Tak sobie czytam o operacjach stawu barkowego bo się dzisiaj dowiedziałam, że czeka mnie cyt"rozległy zabieg operacyjny". No mam zerwanie stożka rotatorów, dokładniej naderwanie na dwóch ścięgnach.
Na razie znowu steryd w staw, ale przecież idę po linii NFZ to dzisiaj dostałam receptę, a na zastrzyk zapisałam sie dopiero na pierwszy wolny termin czyli 22 października.
Nie będę się wyrażać.Pytam się doktora, a co z operacją? Pan doktor mi na to powiem w stosownym czasie.Myślę, że trzeba usunąć obrzęk kaletki i stan zapalny (mam płyn w miejscu zerwania). Nie zadałam pytania kiedy nastąpi stosowny czas.
No, płaci za mnie NFZ i jak by pan doktor kazał mi obrócić do apteki i do niego to by nie miał zapłacone za drugą wizytę tylko za jedną na dwie raty, no więc pacjent potrzebujący zastrzyku poczeka miesiąc.Chyba, że wykupi prywatna wizytę.
No i w ten sposób kiedy i czy w jakimś sensownym terminie ma być ta operacja nie wiem.
No nie sądziłam, że w tym barku to tak nieciekawie mam.
Z rzeczy weselszych upichciłam dzisiaj Sabinkowe kotlety gołąbkopodobne. Nie jadłam oryginalnych, więc nie wiem jak mi wyszły.
Dwie rzeczy poprawię mocniej przyprawię mięso i ryż i zrobię mniejsze rozmiarowo.
No i w piekarniku mi ostygły, bo byłam u lekarza i wciągnęły sos, zrobiły się takie paćkowate i musiałam dorobić drugi sos z kostki bulionowej i doprawić przecierem pomidorowym.
Ale w smaku dobre.Takie delikatne.
Złożyłam kociastym nowy drapak używając elementów dokupionych (słupek) i elementów wymontowanych z obydwu drapaków.
Pierwsza Brownie zajęła legowisko na szczycie, a teraz Szarlotuś położył się pod budką.
Szarlotuś mniej dokucza Brownie niż Kasi, ale też ja czasem gryzie.
Jako kocięta Szarlotek i Brownie trzymały się razem, ogrzewały podczas snu, lizały sobie nawzajem uszki, jak Szarlotek wracał od weterynarza Brownie pomagała mu się pozbyć "wrażego zapachu" i intensywnie go całego wylizywała.
Kasia za to jest kompanem do polować na ćmy, dżdżownice itp. Brownie jest cywilizowana i preferuje jedzenie z miseczki, nie lubi chrupek i nigdy nie uganiała się za laserkiem. Patrzy z wyrozumiałością czy pogardą jak rodzeństwo wskakuje na drzwi, ściany, rozbija się na wirazach.Ja sie trochę mało bawię i może dlatego one szukają ujścia instynktów walki we wzajemnych sporach. Muszę wymienić baterię w laserku i kupić ze dwa nowe centymetry. Moje najbardziej lubią gonic i gryźć centymetr krawiecki no i nadal ukochaną zdobyczą jest rybka od Agnieszki.
Po zacerowaniu rozprutego brzuszka służy im wyśmienicie. Najbardziej dziewczynom, Szarlotek bawi się gołębimi piórkami , które przynoszę do domu, kocha małe strączki od fasolki szparagowej i patyczki do uszu.
Z kocim pozdrowieniem i wagą 72,1 (czyli od piątkowego zakończenia diety wróciło 0,6 kg) życzę dobrego wtorku.
PS Post pisałam wieczorem, ale zasnęłam i wysłałam dopiero rano dlatego pomieszanie wczoraj z dzisiaj.
Ostatnio edytowane przez TinnGO ; 24-09-2019 o 09:43
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Ciekawy ten artykuł Maniusiu. Przeczytałam z zainteresowaniem.
Nie mam akurat własnych traum wyniesionych z wieku dziecięcego.Ja się władowałam w złą relację z partnerem uzależnionym, który był dla mnie jak ten jednoręki bandyta dla hazardzisty, ciagle wrzucałam kolejna monetę chociaż trzeźwo analizując szansę zmiany zachowania było minimalne prawdopodobieństwo zmiany zachowania z jego strony tj wytrzeźwienie i życie ze mną długo i szczęśliwie.
Moi rodzice nie byli zbyt świadomi, że dzieci trzeba kształtować, wspierać itd ale czułam się przez nich kochana i powiem tak wychowywali jak umieli no i bardzo wcześnie mnie opuścili , zmarli.
Zmarłych się traktuje z większą dozą wyrozumiałości.
Uważam, że w sumie miałam szczęście. Nie noszę w sercu jakiegoś żalu do rodziców, mam bardzo dobre relacje z siostrą. Jesteśmy dla siebie bardzo ważne i zawsze mogę na nią liczyć.
Nie jestem podejrzliwa, może za dużo planuję i zamartwiam się o przyszłośc zwlaszcza w kontekście choroby. No może ta śmierć mojej siostry o 1,5 roku starszej była jedynym złym doświadczeniem , które mnie obciązyło w dzieciństwie. Mama panicznie bała się o moje zdrowie i ja to wchłonęłam. Ale jest we mnie zrozumienie dla niej, współczucie tak jak to było nazwane w artykule, na współczuciu można wiele zbudować.
No a przede wszystkim nie pielęgnować żalu do rodzica, który nie umiał dlatego nie wyposażył mnie w więcej na drogę życia.
Ale dorosłam, wzięłam odpowiedzialność za siebie w swoje ręce i późno, ale jeszcze w porę żeby trochę umieć cieszyć się równowagą życiową, homeostazą przepracowałam to w sobie.
No zdecydowałam się na pomoc specjalistów, ale też wiele zawdzięczam sobie, własnym lekturom, własnym przemyśleniom, własnej mądrości. Tak , ja się czuję mądra , kompleks miałam na tle ciała i urody, na punkcie inteligencji nigdy.
Może nie mam zdolności do języków, ale mam tyle innych talentów, że czuję się bogata. I absolutnie pieniądz do tych odczuć nie jest mi niezbędny.
Ot Maniusiu kochana skierowałaś mnie na drogę wspomnień i autorefleksji.
Ale ta umiejętność wyrozumiałości dla własnego rodzica czy rodziców(czasami jedno było toksyczne, a drugie samo tonąc ciągnęło dziecko za sobą zamiast je chronić) to wydaje mi się kluczowa z rozliczeniu się ze wspomnieniami.
Nienawiść, poczucie krzywdy i żalu nie są po mojemu konstruktywne. One nam nie pozwalają iść naprzód.
Pielęgnowanie w sobie myśli, ze jestem ofiarą to tkwienie , uwikłanie to duszenie się z braku powietrza.
Gdy mnie coś takiego otoczy, przygniecie, spęta staram się jak z głębi wody, odkopnąć, wybić, wypłynąć do światła i tlenu.
Dzień dobry
Dzisiaj pięknie świeci słońce ale zimno dosyć. Ale jak już świeci to nie jest źle. Wczorajsze prognozy i telewizyjne i internetowe zapowiadały słońce ale przez cały dzień nie było go nawet na chwilę. Ja tak o słońcu bo jesień idzie a nawet przyszła już kalendarzowa a ja nie lubię jak jest pochmurno, deszczowo i wietrznie do tego. Za to niedzielę było pięknie i pojechaliśmy nad morze. Co prawda dopiero po obiedzie i po odstawieniu na pociąg córki J. bo akurat była i byliśmy nad tym morzem około 17 ale było pięknie, bezwietrznie i kupa ludzi wszędzie. Nie aż tak jak w sezonie bo wtedy w zasadzie nie jeździmy do Mielna bo te dzikie tłumy wszędzie nas przerażają. Ale i w niedzielę było tłoczno i korek bo droga do Mielna jest jednocześnie drogą do Kołobrzegu i nie tylko więc robi się bardzo tłoczno. A droga wąska, jednopasmowa. Kto był ten wie.
Tereniu jak się czyta o twoich przygodach z lekarzami i służbą zdrowia to nóż w kieszeni się otwiera. Czyli operacja jednak ale nie wiadomo kiedy a na zastrzyk musisz czekać prawie miesiąc. Oj nieciekawie. Ale mam wrażenie, że jesteś trochę zaskoczona, że aż tak źle z tym barkiem? Chyba już trochę się przyzwyczaiłaś, że boli.
A kotlety gołąbkowe bardzo lubię i jak twierdzą dziewczyny robię je smaczne ale strasznie dużo ich wychodzi z pół kg mięsa mielonego, jak dla pułku wojska a ja jestem sama, no czasem z J. a mrożonego jedzenia nie lubię, takie mam czasem fanaberie. Twoje na pewno tez będą dobre
No te twoje kociaste to maja u ciebie dobrze. Gdzie by miały lepiej. Nowy – stary drapak, zabawki, czas im poświęcony, smakołyki przede wszystkim wiele miłości.
Gratulacje z powodu spadku na wadze. Ile by nie było za zawsze coś a twoja waga i tak jest fajna. Oj co ja bym dała za taką.
Ja dwa tygodnie trwałam na niskich węglowodanach a właściwie na takim ni to paleo, ni to keto lub bardziej lchf. W intrenecie jest mnóstwo informacji na ten temat i cała masa przepisów. Wystarczy np. wpisać „ bułki lchf” i już są odpowiednie przepisy. Te bułki też zrobiłam i są całkiem dobre. Trzymałam się dzielnie i zgubiłam około 2 kg, w każdym razie pożegnałam na pewno tę 9 ( tak tak!!!) z przodu. Było sporo białka , dużo tłuszczu, warzywa też oczywiście. Dobrze się czułam, nie chodziłam głodna, nie ciągnęło mnie do wrzucania w siebie byle czego byle szybko jak normalnie. Powiedziałam sobie wtedy, że albo chcę wyglądać i nie mieć tylu kilogramów na karku i nie móc założyć butów bo brzuszysko przeszkadza albo będę gruba i pewnie jeszcze grubsza ale będę jeść to co mi sprawia frajdę czyli węglowodany proste i to w wielkim nadmiarze.
Ale niestety złamałam i popłynęłam...No i wtedy zaczęło się – desery, lody, bułki ( nie lchf), chlebek, i wiele innych niepotrzepanych rzeczy… I to trwa. Nastrój mam wtedy do doooopy bo kolejny raz zawaliłam.
A to nie nastraja do pisania.
Maniusiu no prawdziwy pracuś z ciebie, wyszłaś dziś z domu przed szóstą i przed właściwą pracą etatową jeszcze inne prace ogarniasz. I po pracy często też.
Też myślę, że warto by zrobić badania, Terenia chyba dobrze ci radzi jakie, bo naprawdę tyle wysiłku ile ty wkładasz w to co robisz ( dieta, sport) a efekty w zasadzie prawie żadne to aż dziwne. To znaczy efekty na pewno masz bo sprawność na pewno ci się zwiększyła, gibkość, wytrzymałość i takie tam sprawy ale z wagą cały czas nie tak jak byś chciała i jak należałoby się spodziewać.
I super, że zajęłaś się i zajmujesz swoją psyche, na pewno ci to pomoże inaczej odbierać świat.
Mądrą masz tę córkę, wie co robi dziewczyna i dobrze. I mądre plany ma na przyszłość, wie czego chce i na pewno to osiągnie.
Pięknie to opisałaś Tereniu, często żałuję że tak późno zaczęłam rozumieć pewne rzeczy i tyle czasu przez to straciłam, ale potem sobie myślę że nie ma co żałować wszystko dzieje się po coś. A przede mna jeszcze sporo do przeżycia mam nadzieję
Wybaczanie ma sens, bardzo mnie cieszy że moja córka potrafiła przestac nienawidzić ojca, bo widze jak to dobrze na nią wpłynęło. Ja też staram się pokonac te złe wspomnienia i zyć dalej, ale to prawda łatwiej wybaczyć nieżyjącym...