Nie podoba mi sie to…No bo co ja tu robie, jezeli udalo mi sie schudnac.
Znaczy teraz na dzień dzisiejszy ale nie wiem co dalej będzie. Jakby nie było – jestem już siedem miesięcy na tej mojej diecie – nie diecie i jakos szczęście mi dopisuje. Jestem relatywnie nowa u Was ale sobie mysle, ze chyba po to tutaj wszystkie jesteśmy : zebysmy nie czuly się samotne w tej naszej walce. Gdybyśmy wszystkie miały same sukcesy to chyba byłoby mniej doswiadczen,prawda ?
I tak, kiedy jedna napad głodu zaliczyla i polknela kilo czekoladowych pralinek to znajdzie się jakas druga i powie : „Tez tak miałam …ale potem mi przeszlo „ Niestety większość z nas nie ma tego komfortu nie zwracania uwagi na to co się je. U nas pewnie będzie już tak do…usra…ej śmierci.
Zreszta kazda doświadczone dietowiczka wie, ze na diecie jest się do końca zycia i nie można powiedzieć, ze teraz skonczylam diete i wszystko mi wolno. Na moim przykładzie to chyba najlepiej widać, niby bardzo zadowolona jestem z mojego wyniku ale jednak gdzies w zakamarkach ciagle pojawia się myśl – nie jedz tego ciasta bo jutro będziesz mieć kilo więcej. Z jednej strony dobrze a jednak trochę do dooopy. I chociaż moja dieta wcale restrykcyjna nie jest to jednak schemat pozostal :mnie np. w glowie kliknelo i trzyma do dzisiaj : nie ma jajecznicy na bekonie na sniadanie, wieczornej bagietki ociekającej masłem bo teraz jestem w takim punkcie, ze mi tych siedmiu miesięcy zal.
W niedziele zjadłam moje ultra – nie – dietetyczne – ciasto i wiedziałam, ze przecież od jednego kawalka nie utyje przez jedna noc dwa kilo a jednak w poniedziałek z rana od razu poleciałam na wage. Nic się nie stało ale już zaczelam przerabiac przepis, żeby ciasto nie było baba kaloryczna.
Dziewczyny, nie poddawajcie sie. Wszystko jedno jaka metoda, U mnie wystarczylo klikniecie, moze inna potrzebuje dietetyczki albo WW ale zrobny to dla siebie, dla wlasnego zdrowia i jakosci zycia. I trzymajmy sie razem. Chcialam pisac dzisiaj na moim watku a rozpisalam sie u Was. Buziaki wysylam.