-
Odp: Lepiej, lepiej, coraz lepiej. Chudnę!
No właśnie mam ubrania, w które kiedyś się bez problemu mieściłam [wtedy też wydawało mi się, że jestem strasznie gruba ah.] ... a teraz mogę jedynie na nie popatrzeć ;( w sumie w niczym nie czuję się dobrze, chyba, że w jakimś dresie ;p
Wszystko przez to, że zjadam smutki, stresy, wszystkie emocje. A jak widzę siebie taką jaka jestem teraz to od razu mi smutno, więc bezsilna zaczynałam jeść. błędne koło. Muszę to zatrzymać. Zacisnąć zęby i jakoś przetrwać, zwłaszcza te pierwsze kilogramy... może jak zobaczę jakiś spadek to mnie to zmotywuje do dalszej walki.
Dziś cały dzień w kuchni... tak na pokuszenie. Upiekłam sernik i przede mna jeszcze drożdżowe babki. Pięknie pachnie, ale to dość trudne przeżycie dla mnie ^^ To straszne, że mimo wszystko święta kręcą się wokół jedzenia. Samo jedzenie jest spoko, ale w umiarze... Ja sobie zakazuję wszystko (nie powinnam nawet patrzeć na to jedzenie), a potem jak się złamię to już nie ma granic... Brr. Dlatego uważam siebie za słabą i beznadziejną.
Dlatego chcę wszystko zmienić.
-
Odp: Lepiej, lepiej, coraz lepiej. Chudnę!
Nie można tak mówić, trzeba się zaprzeć i walczyć! Nie jesteś ani słaba, ani bezsilna! Zbuduj w sobie silną wolę, święta to mimo wszystko bardzo trudny czas, ale jak już je przetrwasz - przetrwasz wszystko!
Jest na to dobry sposób - robisz się głodna, wyjdź na spacer. Jeśli nie masz czasu na spacer, śpiewaj, tańcz, zajmij czymś ręce. Mi pomagało, mam nadzieję, że Tobie też pomoże. No i dużo wody pij, niegazowanej, to jest super rzecz.
-
Odp: Lepiej, lepiej, coraz lepiej. Chudnę!
Tylko, czy przetrwam te święta... To niby tylko kilka dni.
Dzisiejszy jadłospis nie był wybitny.
Śniadanie: kawa z mlekiem, płatki owsiane z mlekiem, 2ł. twarożku
2 śniadanie: trochę serka do sernika, kruche ciastko
Obiad: bułeczka (tak, pieczywo, ale pieczone w domu, nie mogłam się oprzeć ), twarożek
Kolacja: kawa zbożowa z mlekiem, bułeczka z masłem
i pare rodzynek, i gotowana marchewka^^
czyli około 1200-1300 kalorii. Trochę nijakie te posiłki, wszystko się rozlazło... Ale jak dla mnie i tak można powiedzieć- sukces. Nie przejadłam się, chociaż cały dzień spędziłam w kuchni, aż nogi mnie bolą. Teraz przydałby się spacer, albo marsz... i może jakieś brzuszki
może jutro stanę na wadze. tak, żebym wiedziała z czym muszę się zmierzyć...
---------- Wiadomość dodana o 21:25 ---------- Poprzednia wiadomość dodana o 18:32 ----------
Kuszenie. Już było tak blisko. A jednak jakoś się powstrzymałam przed rzuceniem się na słodycze. Mimo że się nie poddałam, wcale nie czuję się silniejsza, wręcz przeciwnie widzę wyraźnie jak będzie trudno, wszędzie czyhają pokusy...
-
Odp: Lepiej, lepiej, coraz lepiej. Chudnę!
Ja się dziś nie popisałam, no ale nie poddaję się, jestem dobrej myśli! Jutro będzie nowy dzień, pełen siły i zapału do dalszej pracy!
-
Odp: Lepiej, lepiej, coraz lepiej. Chudnę!
Nie wolno się poddawać. A potknięcia zawsze sie zdarzają. Byleby nie upaść całkiem. Całe moje życie kręci się wokół jedzenia. Już od kilku lat się męczę. Aż mi wstyd. Dziwię się sobie. Inni nie mają takich problemów. Jakoś potrafią jeść normalnie, nie wymyślają, czują się ze sobą dobrze. A ja... mam chyba obsesję. Jestem paskudnym łakomczuchem. Ile tak można żyć? To dziwne, że nie umiem panować nad czymś tak zwyczajnym jak jedzenie.
Byłam na krótkim spacerze, zrobiłam kilkadziesiąt brzuszków.
Mały krok do przodu.
---------- Wiadomość dodana 23-04-2011 o 07:21 ---------- Poprzednia wiadomość dodana 22-04-2011 o 21:50 ----------
Sobota. Weszłam na wagę. I zobaczyłam coś okropnego.
Pierwsze pytanie: Jak mogłam doprowadzić się do takiego stanu? Ja, która myślą ciągle o tym co jem, jak jem i liczę te durne kalorie... jak to się stało, że trafiłam na takie bagno? eh. Wiem, że 73,5 to nie koniec świata, ale to dla mnie coś strasznego. Źle się czuję. Już nie chcę tyć.
Dobrze, że mogę tu się wyżalić, bo tak to bym dusiła wszystko w sobie.
Koniec z zaburzeniami żywienia. Muszę się zdyscyplinować i jakoś zrzucić te pierwsze 6kg, jak najszybciej i jak najzdrowiej. Potem może pójdzie już łatwiej. Nie mogę tak dlużej żyć. Chcę lubić siebie, a nie nienawidzić.
-
Odp: Lepiej, lepiej, coraz lepiej. Chudnę!
Witam!
Ja też ostatnio zaczęłam.Na początku miało być liczenie kalorii,ale już kilka razy jak i tak zaczynałam,liczyłam i się poddawałam.
Ustaliłam sobie,że będę jeść regularnie i w miarę zdrowo 4 posiłki dziennie.
Staram się kontrolować to co jem.Zdarzały mi się grzeszki itp. Mam nadzieje,ze z czasem je wyeliminuje i moze bardziej bede kontrolowac wartosc kaloryczna mojego jedzenia.
Poki co po 2tygodniach udalo sie schudnac 0,8 kg.Malo,ale mam nadzieje,ze bedzie lepiej.
Tez sie boje swiat, zwlaszcza,ze w swieta moj tata ma urodziny ( i to 50-te!!!!).
Och,musimy byc silne
Powodzonka))
-
Odp: Lepiej, lepiej, coraz lepiej. Chudnę!
an apple - dzięki za odwiedziny!
Trudno, że czas nieco niesprzyjający diecie, ale odkładanie nie służy, gdybym odłożyła dietę pewnie byłabym po tych świętach jeszcze cięższa i jeszcze bardziej zrezygnowana.
Ja staram się nie liczyć kalorii... to uzależnia ;p ewentualnie na koniec dnia sobie podliczę, dla ciekawości. Wolę nie ustalać konkretnych limitów, chciałabym jeść z głową, wsłuchać się w siebie, rozróżnić kiedy jestem naprawdę głodna a kiedy nie...
Dużo zależy od nas samych. Jedzenie to tylko jedzenie, skąd więc jego moc przyciągania? Ja chyba sama nadałam mu takie znaczenie... prawie jak talizman, sposób na smutki, samotność, złe samopoczucie...
Musimy dać radę
-
Odp: Lepiej, lepiej, coraz lepiej. Chudnę!
Kochana, a może wybierz się do dietetyka? Podstawowy problem leży w głowie, nie zrozum tego źle. Po prostu jeżeli jedzenie jest dla ciebie remedium na wszelkie smutki, to może dobry dietetyk pomoże ci się z tym uporać, wskaże drogę czy coś takiego. Może jakoś zaradzi temu, co jest nie tak... Powiem ci, że ja tylko raz byłam u dietetyczki - pomogła mi kobieta, powiedziała, że szybko nie znaczy dobrze, że trzeba wierzyć w siebie itd. Banały niby, ale wypowiedziane z ust kogoś kto się na rzeczy zna pomogły bardzo! Poza tym trzeba mieć przyjaciół, z kim pogadać, wyjść gdzieś, wypłakać się. Forum jest super, ale nie ma to jak żywy człowiek, rozumiejący nasze potrzeby. Może jest u ciebie w mieście jakiś klub czy stowarzyszenie osób o podobnych problemach? Może poszukaj, pojeździj, porozmawiaj. Razem raźniej.
-
Odp: Lepiej, lepiej, coraz lepiej. Chudnę!
Szczerze mówiąc trochę brakuje mi odwagi... Zdaję sobie sprawę, że to chodzi o emocje. Ciągle mam nadzieję, że poradzę sobie z tym sama...Muszę zrobić wewnętrzne przemeblowanie. Wziąć się w garść. Przecież kiedyś było normalnie.
W gruncie rzeczy nie mam się komu z tego zwierzać. Jestem dość skryta. Wstyd mi się przyznać, że mam taki problem. ah. Może jak teraz nie dam rady to pójdę do dietetyka... ale może teraz wyjdę na prostą. Może zacznę rozumieć siebie.
---------- Wiadomość dodana o 14:24 ---------- Poprzednia wiadomość dodana o 13:25 ----------
Mój tragiczny węglowodanowy jadłospis:
śniadanie: kawa z mlekiem, płatki owsiane z mlekiem
2śniadanie: bułka z ziarenkami z masłem, mała drożdżowa babeczka,kruche ciasteczko
Obiad: bułka z pasztetem, 3/4 rogalika, 2 kosteczki czekolady, łyżka masy orzechowo-czekoladowej;
---------- Wiadomość dodana o 18:45 ---------- Poprzednia wiadomość dodana o 14:24 ----------
Słodko popłynęłam przez to dekorowanie mazurków... ah. Ale jeśli dziś juz nic nie zjem, to będzie można uznać, że dzień minął jako tako; na szczęście próbowałam się kontrolować i jakoś to przeszło, chociaż i tak mogłam się bardziej postarać.
Myślę, że miałam koło 1800 kcal dziś, głównie przez degustowanie tych słodkości.
Ciekawe jak będzie jutro i pojutrze. To tylko dwa dni. Muszę dać radę.
To głupie, że święta, które powinny być wypełnione radosnym przeżywaniem, budzą we mnie obawy, strach... Myślenie 'a jakoś przeżyję te dwa dni' 'byle by to przetrwać' zabija ideę świat. Trzeba się cieszyć, że jest się z rodziną, trzeba się cieszyc piękną pogodą i kwitnącymi roślinami. To wszystko powinno napawać nadzieją, szczęściem, wiarą w lepsze jutro, a stanowczo nie powinno sprawiać przykrości.
A ja cześciowo bardzo się cieszę, ale myślę też o tym jedzeniu, o tym, że źle wyglądam i że chciałabym, żeby było dużo lepiej.
Może na następne święta?
---------- Wiadomość dodana o 20:28 ---------- Poprzednia wiadomość dodana o 18:45 ----------
Wieczór średnio zjadłam pół czekolady, chociaż nie miałam wcale ochoty i wcale mi nie smakowała, była po prostu słodka i nic więcej. a zjadłam ją dlatego, że leżała naczęta. pff. czyli mam dziś ponad 2tys. ;/ i to prawie same cukry.
Chciałabym nie widzieć jedzenia. Nie chcieć go. Nie czuć. Jeść tylko tyle ile trzeba, żeby odżywić organizm.
Przetrwać kolejne dni bez rzucania się na jedzenie! Bez jedzenia na siłę. Mówię sobie 'przecież wiesz, że jedzenie nie uszcześliwia... wbij sobie to do głowy!'
-
Odp: Lepiej, lepiej, coraz lepiej. Chudnę!
słuchaj uważam, ze warto iść do dietetyka. Ja byłam, ale jestem głupia i się nie stosuję do jego rad-to już inna sprawa co prawda mam zamiar powrócić do tej diety , bo naprawdę działała. W tydzień , przy codziennym ruchu schudłam 1,5 kg... a dietę mam zaplanowaną na 1800 kcal, baardzo dużo jak na moje. Mimo tego , że wydaje mi się to trochę dużo, to jednak to skutkowało bardziej niż moje obecne 1000-1200 kcal, na których od miesiąca stoi mi waga, przy codziennym wysiłku. Także jak na moje najlepiej idź do dietetyka, on Ci racjonalnie wszystko ustali , no i będziesz miała pewną motywację , bo jednak wizyta kosztuje .
powodzenia
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum