No właśnie tak zaczynam znowu, ale biorąc pod uwagę moje zmiany nastroju i to jak czasem potrafię być zdołowana, nie jestem pewna ile potrwa ta moja dieta. Cieszę się, że na razie nie wracają te dni, gdy rzucam się na wszystko, że nie myślę o jedzeniu nom stop. Niestety, energii mam mało i do wszystkiego co robię się zmuszam. Ciężko mi jakoś tak z werwą spojrzeć przed siebie. Czasem się zastanawiam czy wizyta u jakiegoś specjalisty by mi się nie przydała...Wiem, że w życiu każdej osoby zdarzają się momenty zwątpienia itp. ale u mnie to na prawdę przybiera dość intensywną barwę. Tłumacze sobie, że muszę coś ze sobą zrobić, że jak się poddam to utknę z tymi swoimi troskami na całego, więc na prawdę staram się jakoś wziąć w garść. Całe moje małżeństwo to jakaś porażka i nie umiem sobie z tym jakoś poradzić... Nie bardzo widzę wyjście dla siebie z tej sytuacji. Oszukiwać się (że jest dobrze) nie chcę, bo nie tędy droga a na odejście chyba nie jestem jeszcze gotowa.. Nie lubię takich dni, jakie ostatnio mam. Czekam na lepsze, kiedy po uporaniu się ze sobą troszkę jaśniej będę na wszystko patrzeć.
Zjadłam:
- omlet z 2 jaj i papryki
- jabłko
- (łącznie)200g spaghetti z mięskiem domowej roboty