Dzień Dobry, jestem z kobry. Albo z grzechotnika, co jest bardziej prawdopodobne, patrząc po okularach na moim nosie. Te okulary to sprzęt taki więcej zabytkowy, bo mają już o-ho-ho, albo i więcej lat. Pewnie z 8, co przy biegu czasu tylko w jedną stronę, do przodu, i odwrotnie proporcjonalnym postępie poprawie wzroku – z -3,5 do -1,5 (niestety tylko z bliska) powoduje, ze wyczyniam karkołomne sztuczki przy pomocy głowy i szyi. No to teraz parę słów wyjaśnienia. Mam okulary progresywne, które pozwalają mi patrzeć , przepraszam, paczeć w dal i widzicie oraz paczeć na książkę i też widzieć, bez konieczności ciągłego podnoszenia rzeczonych szkieł przy paczeniu blisko i opuszczania ich na nos przy paczeniu dalej niż 2 metry. Jednakże w przeciwieństwie do postępującej poprawy wzroku – mogę już czytać bez okularów! - dioptrie w moich szkłach nie zmieniają się, a więc stad te karkołomne sztuczki.
No dobrze. Wystarczy tej przydługiej dygresji – wracam do tematu.
Nie jestem tu nowa. Byłam już tu kiedyś i to nawet z sukcesami. Odeszłam, bo… Zresztą nieważne. Do tej pory nie rozumiem, dlaczego tak się zadziało i pewnie już nie zrozumiem, ale co było, minęło. Długo myślałam, czy nie zmienić nicka i wejść ponownie całkiem anonimowo, ale po pierwsze wydawało mi się to nieuczciwe, a po drugie, myślę, ze mam jeszcze na tym forum paru przyjaciół, którzy mnie nie zawiedli i jak będą chcieli, to mnie znajdą.
Teraz tradycyjnie parę słów o sobie. Mam lat ho-ho-ho… Ludzie tak długo nie żyją. 3 lata temu odchudzałam się dieta Dukana i, nie powiem, schudłam 40 kilo. Potem, śladem innych nierozsądnych i mało konsekwentnych, nie przeszłam na III fazę, rzuciłam palenie, i przytyłam 20 kilo. Bilans jest niezły, w sumie 20 kilo na minusie, ale co z tego, jak nie mieszczę się w odchudzona garderobę?
Od dłuższego czasu utrzymuje wagę oscylującą koło 90 kg. Ale robie to beznadziejnie, to znaczy – żrę bez opamiętania, tyje 5 kilo, przechodzę na dziwna dietę (raz białko, raz warzywa, których nawiasem mówiąc nie cierpię) i chudnę 5 kilo. Teraz dojrzałam do planu i jak na razie od jutra zaczynam diet light z torebek, Przetestowałam ja 2 miesiące temu i ,nie powiem, efekty były. Wiem już też, co mi z tej diety smakuje, a czego absolutnie nie powinna kupować, bo mnie cofa. Znam siebie i wiem, ze muszę choć jeden raz dziennie zjeść coś, co powali moje kubki smakowe na kolana. A w tej diecie jest takie cóś, co nazywa się zupa o smaku kurczaka (!) i jak nie da się za dużo wody do niej to ma to jakiś znośny smak (na mój gust dość odległy od smaku kurczaka). Smakuje mi też koktajl czekoladowy, który przyrządzany podobnie jak zupa, tworzy coś w rodzaju kremu czekoladowo-bananowego. Mam jeszcze koktajl truskawkowy – bleee, ale jak się ma w perspektywie papkę kurczakową i krem na deser, to można przełknąć. Zdecydowanie do gustu nie przypadł mi koktajl mocca, a więc go nie zamówiłam.
A więc od jutra zaczynam. Będę tu wchodzić codziennie i pisać, pisać, pisać, bo tego mi brakowało. Jutro trochę o historii, czyli o zeszłym roku, chyba najgorszym w moim życiu. Muszę się wyżalić, bo chcę, żeby to było pożegnanie z tym, co złe i przywitanie lepszego. Taki rodzaj katharsis.
A więc do jutra. Albo do wieczora. Zobaczę