wiek: 20
wzrost: 167
waga: 68kg
Tyle tytułem wstępu - tyle mówią liczby, a co poza tym?
Wiele razy wchodziłam na wojenną ścieżkę z przeciwnikiem zwanym nadwagą. Odchudzam się chyba przez całe życie. No, pół życia. Różnie mi to wychodziło. Różnymi sposobami. Zaczęłam w podstawówce i ciągnie się to za mną do dzisiaj. Z tym, że teraz czuję, że jest inaczej. Nieraz przechodziłam fazy od niejedzenia - do kompusywnego objadania się, z wagi 77kg na 52, by wrócić na 86-7. Zbyt dużo łez wylałam przez swoją bezradność, głupotę, patrząc jak tyję, bezsilnie usiłując to jakoś zahamować.
Od ponad roku utrzymuję ciągle tendencję spadkową. Zrozumiałam, że moje schudnięcie nie jest celem samym w sobie, że to tylko część procesu, który muszę przejść. Przestałam maniakalnie liczyć kcal i ważyć każdą rzodkiewkę, którą mam zamiar zjeść.
Od zeszłego roku - dokładniej od września, zleciało mi jakieś 18kg. I co najlepsze dla mnie - bez zbędnego wysiłku, bez walki z samą sobą, powoli - i mam nadzieję, że skutecznie.
Każdy ma swój sposób na schudnięcie, ja znalazłam swój - nowe podejście do jedzenia. Chyba nauczyłam się jeść, chociaż różnie mi to jeszcze wychodzi. Zauważyłam, że nawet jedząc więcej, nie mam efektu jojo i waga trzyma się na tym samym poziomie, co tym bardziej utrzymuje mnie w przekonaniu, że dobrze wybrałam.
Mam nadzieję, że uda mi się tym sposobem schudnąć jeszcze 10kg. Nie mam określonego terminu, nie chcę nic planować. Nigdzie mi się nie spieszy. Już nie mam ambicji na 20kg w 3 miesiące, Chcę osiągnąć cel, chociaż miałabym do niego dążyć żółwim tempem - ważne, że do przodu. I na całe życie.