To jest kontynuacja wątku: [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
To jest kontynuacja wątku: [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Witam serdecznie wszystkie użytkowniczki portalu! Najpierw może nakreślę ogólnie dziewczynom, które jeszcze mnie nie znają, z kim potencjalnie(w przypadku wytrzymywania potoku słów z mojej strony) zetkną się podczas podróży po moim wątku.
Mam na imię Agata, choć rzadko ktokolwiek tak do mnie mówi, najczęstsza forma to jednak ta nickowa, jednak to, jak chcecie się do mnie zwracać oczywiście pozostanie sprawą otwartą. Aktualnie mieszkam w Poznaniu, gdzie spędzam większość czasu, jednak pochodzę z zupełnie innego miejsca, a mianowicie dość znanego miasta, również na terenach pięknej Wielkopolski. Czym się życiowo zajmuję? Głównie mój czas wypełnia studiowanie, gdyż aktualnie przymierzam się do szybkiego zakończenia 3 roku ekonomii (przymierzam się- mam tutaj na myśli płodzenie dzieła literackiego, powszechnie zwanego licencjatem, co nie idzie mi zdecydowanie w takim tempie jak pisanie notek na forum). Studiuję jeszcze drugi kierunek, a mianowicie Gospodarkę turystyczną, na roku 2(tak, wytrzymałam i z wieloma sukcesami ciągnę to dalej- dla dziewczyn, które wiedzą, jak na początku było mi ciężko z pogodzeniem dwóch kierunków studiowania w trybie dziennym). Wiele osób pyta mnie dlaczego, początkowo było to zupełnie dla przyjemności, teraz już chyba dlatego, że muszę czymś wypełnić chmarę wolnego czasu oraz dlatego, że jestem osobą, która jak coś zacznie, to nie może tego zostawić i chce zostawić do końca :)
Lat mam już prawie 22, nie no, w sumie, zostanę już przy tych 21 i to zdecydowanie i tak jedna z niewielu liczb, którymi mogę się pochwalić.
Moja historia odchudzania na portalu zaczyna się w roku 2009, kiedy to w sierpniu pewnego dnia obudziłam się i powiedziałam sobie: Zrobię to! Ni z gruszki ni z pietruszki zaczęłam się odchudzać, startując z wagą początkową 92 kg(wcześniej było nawet 93, przy wzroście 173 cm). Nikt z mojego najbliższego otoczenia o tym nie wiedział, zorientowali się chyba po stracie pierwszych 5 kilogramów, ale nie wierzyli, że po licznych próbach mogę odnieść jakikolwiek sukces. NIKT, absolutnie NIKT. I tak z Waszą i Bożą pomocą, z przerwami większymi i mniejszymi w sierpniu następnego roku, z boleścią mniejszą i większą( jak teraz to wspominam, nawet mniejszą), ważyłam już piękne 71 kg. Jak to robiłam? Większego ruchu nawet nie stosowałam, teoretycznie była to dieta 1200-1400 kalorii, ale miałam podczas niej tyle upadków i ataków obżarstwa, że to chyba był cud, że mogło mi tak pięknie pójść. Ale chyba właśnie o to w diecie chodzi, nie ważne, co było wczoraj, potykasz się, to wstajesz i idziesz dalej. Mając te 71 kg narzekałam, chciałam mniej, ciągle czułam się gruba i mi coś nie pasowało, ale nigdy poniżej tej wagi i tak już nie zeszłam. Przyszła jesień, przyszła zima i pięknej figury już ni ma :( Na dieta.pl jeszcze sobie potem trochę rezydowałam, z różnymi skutkami, teraz z przerażeniem spojrzałam, że kilka chwil i rok by minął od mojego regularnego Was molestowania tymi notatkami na nieskończenie wiele znaków. Latem następnego roku, czyli już 2011, zakochałam się w ruchu i dieta miała już dla mnie mniejsze znaczenie, bo 30 kilometrowe spacerki lub później 50 km trasy rowerkowe pięknie działały, tłuszczyk spalały i latem umiałam utrzymać się w granicach 73 kg, wyglądało to całkiem nieźle.
Lato 2012 przyniosło pewne zmiany. Musicie wiedzieć, że jestem okazem zdrowia, wszyscy chorują, kichają i tak dalej a mnie nigdy nic nie bierze, ale wówczas miałam ogromnego pecha, bo na jego finiszu miałam właściwie 1,5 miesiąca wyłączenia diety i sportu z życiorysu, bo najpierw złapałam potworne zapalenie spojówek, potem roztrzaskałam się antybiotykiem i jakby tego było mało, chwilę po cudownym ozdrowieniu, skręciłam sobie kostkę i wówczas moje dalsze szalone eskapady ruchowe zostały bezpowrotnie zakończone. Choć nie powiem, że nie chciałabym do tego wrócić, szalenie bym chciała! Do aktywności, czerpania z tego pasji, endorfinek.
I właśnie od tego czasu nie miałam już nawet jednej chwili, w której wytrzymałabym na diecie dłużej niż kilka dni, z wielu powodów. Byłam leniwa, zajadałam inne problemy(jeden dość istotny, który obżarłam niesamowicie, został zlikwidowany, a obżarstwo zostało :P ), spotykając się dużo bardziej aktywnie niż wcześniej z przyjaciółmi: a to się mykało do Maca ( mój Boże, nigdy więcej kuponów na te zestawiki), a to robiło małe imprezki z żarciem i morzem alkoholu… I w ten sposób dochodzimy do konkluzji, a mianowicie pięknego dnia środowego, gdzie Agatka stanęła na wadze i ujrzała tam znowu 84 kg. (Tak, pół roku i można sobie przytyć 10 kg, czemuż by nie). Ona oczywiście doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jest skandalicznie źle, przecież na 8 par spodni w szafie tylko w 2 aktualnie jest w stanie się zmieścić. Ale NIC z tym nie chciało się robić, bo przecież obżeranie się, użalanie jest dużo wygodniejsze niż walka…
Liczę więc na to, że jakąkolwiek motywację uzyskam od Was :) Oczywiście, sama też muszę z siebie wiele dać, wiem, że mogę, bo nie raz tak się działo, ale jakoś, ze startem mam olbrzymi problem. Dieta, którą zamierzam stosować, to ponownie około 1400 kalorii, bez jakichś większych ograniczeń pod tytułem: zjem coś słodkiego to się zabiję, poddam, nie wiadomo co. Z czasem, jak już opanuję i przyzwyczaję się do nie wyżerania, będzie to dieta racjonalna, oparta na moim przystosowanym umyśle, bez żadnych większych wyliczeń, które, było nie było, są męczące. Ale na start konieczny jest bacik. Co do ruchu, niewątpliwie go wdrożę, teraz niszczę na razie mój mit o niechorowaniu, bo znowu antybiotykuję, więc jest to wykluczone, jednak zaraz jak ta faza się skończy, ociepli się na dworku, Agata nie będzie próżnować. Tym bardziej, że wymówka pod tytułem nie mam czasu naprawdę przestała mnie dotyczyć. Naprawdę, mam dużo czasu!
Kiedy zaczynam? Najlepiej niby zaczyna się od poniedziałku, ale nie, nie ma takich, jutro ładnie z rana startujemy.
Na razie tyle, znając mnie w formie pewnie jeszcze szybciutko coś doskrobię, najpierw muszę przekopać się po wątkach moich ukochanych i zapomnianych wspierających, mam nadzieję, że się tu odnajdę, w tych nowych porządkach.
Zapraszam serdecznie do wspólnej walki, sama chętnie będę Was odwiedzać!
Pozdrawiam, Agusia :)
Oj, oj trochę mnie tu nie było, a Aguś z powodu obrony zniknęła!! Aguśku Kochany będę trzymać kciuki w czwartek z całych sił!! Obrona to FORMALNOŚĆ, chociaż wiem że stres tak czy siak jest!! ale trzeba się nastawić pozytywnie i będzie dobrze!!
mnie tez to niedługo czeka...
powodzenia!!!!!
na pewno pięknie zdasz
Aguś kochana! 3mam za Ciebie MOCNIUTKO KCIUKI!!!!! DASZ RADĘ BĘDZIE SUPER OCENA NA ORBONIE)
zostawiam wtorkowe pozdrowionka przy kawusiu i życzę UDANEJ RESZTY DNIA :*
Czy tylko mnie to tak denerwuje iż zamykany jest wątek po 50 stronach i otwierany kolejny ?! Grrrrrrrrrrrr!
Aguś miłej środy życzę
Triinu nie tylko Ciebie
Aguś:* buziaki zostawiam i kawkę i czekam na MEGA NOTKĘ KOLEJNĄ
Aguś, trzymam kciuki za obronę, formalną czy nie formalną, chociaż to pewnie 'strata kciuków', bo jesteś świetnie przygotowana i zabobony Ci nie potrzebne no i czekam na notkę czwartkową, tyle już u Ciebie przegapiłam...
Before all else, be armed. Niccolo Machiavelli
moje zmagania: czas i tak upłynie...
Haha, jak Agusia znika to proszę, ileż osób się rozhulało, aż mi szalenie miło, nie mówiąc o tym, że to już nowy domek, w którym serdecznie witam
Bajeczko- starałam się nie rozpraszać komputerem, jeśli podczas nauki miałam wyłączonego facebooka to wyraźny znak, że naprawdę jest ostro xD
Szczerze? Ja się w ogóle tym faktem mało stresowałam, ostatnio trochę się uodporniłam na stresujące sytuacje, nie odczuwam go w taki sposób I słysząc opinie osób, które broniły się wcześniej, naprawdę podchodziłam na start optymistycznie, na co nawet komisja zwróciła uwagę, że jako jedyna weszłam do środka z uśmiechem
Aless- takie właśnie koleżanki potrafią baaardzo wiele zniszczyć. Sama mam w najbliższym otoczeniu takową, A. koleżanka: przesympatyczna osobna, A. student, makabra, kompletnie nie można się z nią dogadać :/
Noo, na moje 40 pytań 4 dni okazały się akurat, więc pewnie i Tobie tyle samo starczy
CałaPrawda- tak jak mówiłam, teraz ja będę za Was trzymać kciuki. To naprawdę nic złego
Aniu- do oceny szczęścia to i nie miałam, ale no... Na te warunki, jakie mnie napotkały zrealizowałam niemal plan maksimum! A mega notka już się pisze
Triinu- dokładnie tak! Szczególnie, gdy się pamięta czasy starego forum, otwieram sobie mój stary wątek, 300 coś stron i czytam od czasu do czasu, ech... sentymenty!
Chimerko- każde kciuki mi się naprawdę przydały Może nie byłam przygotowana wspaniale, choć jak na moje leniwe ostatnie czasy naprawdę bardzo dobrze! Dlatego Agusia zachęca, co by wpadać częściej Nie tylko tu, ale i do siebie!
Noo, moje Kochane, tak więc jak już część z Was widziała na facebooku, obronę mam za sobą, o godzinie 10 zostałam licencjatem ekonomii Obrona u mnie polega na tym, że mieliśmy po 20 pytań, kierunkowych, ogólnych, losowało się po 1 z 2 zestawów, 3 pytanie dostawało się do pracy. Oczywiście, Agusia dostała kosę na sam start. Nie, nie w postaci pytań, lecz w postaci komisji. Pominę miliard problemów z moją promotorką, o których pisałam, noo nie polubię jej, zawsze utrudniała. A to na semestr nie dam 5 tylko 4, na poczet tego, że ktoś może pracy nie napisać. A to termin miliard razy przekładany, a to problemy ze sfinalizowaniem pracy, koszmar. Jako drugą osobę, recenzenta miałam mieć szefa mojej katedry, który generalnie prac nie czyta, jedynie wstęp i zakończenie, przekartkuje, zadaje proste pytania, do wyboru był też drugi profesor, ten co pisałam, że jakkolwiek nie nauczę się na ustny egzamin dostaję zawsze 3,5, bo zadaje tragiczne pytania dodatkowe. Tydzień przed faktem dowiedziałam się, że będziemy mieć tego drugiego, który niestety prace już czyta, a jak pytanie zada, to pożal się Boże :/
U tamtego szefa katedry jak ludzie opowiadali po obronach cieszyli się jak nie wiem, bo a to nie słuchał ich odpowiedzi, a to zadawał banalne pytania, a większość osób wychodziło z 5 z pracy i 5 z obrony samej...
A u nas co? Na sam start okazało się, że z prac nie ma ani jednej 5, są same czwóry. Wątpię, żeby to oznaczało, co by prace były słabe... Dobra, moja nie była szczytem geniuszu, ale domyślam się, że 2/3 tych piątkowych też nie... A jak jeszcze pomyślę, że prace mające 45 stron dostawały 5, a moja 95 np 4, toooo trzęsło mnie lekko :P
Na obronie był standardowy system, jak na tych ustnych egzaminach wcześniej. Czepianie się, zadawanie dodatkowych brzydkich pytań o totalne szczegóły... Skończyło się tym, że w mojej grupie też nie było żadnej 5, były 2 x 4,5, no i w tym właśnie ocena Agusina Trochę ten pech i niesprawiedliwość mnie dobiły, ale no... Pytania wylosowałam łatwe, odpowiedzi na nie bardzo dobrze znałam, jedno pytanie było z prawa, wyrecytowałam odpowiedź niemal, drugie z polityki społecznej, też sobie poradziłam... Przy innej komisji na 100% skończyłoby się to piątką...
Normalnie byłabym wkurzona, ale z takim utęsknieniem czekałam na czas, kiedy to się wszystko skończy, że naprawdę, jest mi wszystko jedno!!
Ostatnio miałam epizody niejedzenia, od poniedziałku do środy jadłam po 2 posiłki, śniadanie i obiad, dlatego, że nie miałam ani czasu, ani ochoty przy tej pogodzie i zaangażowaniu w naukę no i chciałam się zmieścić w sukienkę, co z pomocą gumomajtek okazało się sukcesem
Na razie muszę uciekać, bo wychodzę za 10 minut z domku, ale później, może jutro, wpadnę jeszcze na ciąg dalszy notki.
Miłego!