Od lat borykam się z nadwagą. Pod koniec listopada zaczęłam (namówiona przez przyjaciółkę doktorkę) stosować dietę PROTAL. Powiedziała mi "nie zasłaniaj się mężem, masz za grubą d..e i szukasz wytłumaczenia. Nie opowiadaj mi, ze jest ci z tym dobrze, bo nie uwierzę"
Trafiła w 10. Co prawda mój ślubny faktycznie ciągle zapewniał, ze mu się podobam, a synek przed laty dołożył swoje jak przytulił się do mnie ze słowami " mamuś jak dobrze, ze jesteś taka mięciutka i cieplutka, nie tak jak mama Svena, to zwykły szkieletor". Teraz syn już dorosły, a ja o dobre 20 kilo cieplejsza. Zapracowałam sobie ciężko na nadciśnienie, skrzypiące kolana i bóle krzyża. Jednak jak w ostatnim czasie zaczęły mi się rozłazić kostki w palcach u lewej reki i ból był niedowytrzymania, powiedziałam dość, a moja przyjaciółka spadła mi jak z nieba.
Po naszej niedzielnej rozmowie telefonicznej bez odkładania do jutra czy po świętach, przystąpiłyśmy do walki. Startowałam od 132 kg. Dziś mniej mnie o prawie 20 kg. Do celu jeszcze dwa razy tyle. To moja ostatnia szansa, nie mam zamiaru jej zmarnować.