Kiedyś byłam obecna na forum jako Vienne. Ponieważ jednak nie umiem aktywować go ponownie, wracam jako Oliwka. Czarna, bo ma więcej kalorii i czarna, bo na głowie mam szopę tego właśnie koloru.
Odchudzam się... od zawszeI już chyba na zawsze, bo z odchudzaniem jest tak, że to neverending story. Mogłoby się wydawać, że jak się osiągnie wagę idealną, to już nam wszystko wolno.. a tu skucha, bo wystarczy chwila nieuwagi, by wrócić do starych rozmiarów, i okazuje się, że ciuchy trzymane w szafie "ku przestrodze" znów okazują się dobre.
Nie popadam w przesadę - noszę 38, co kiedyś wydawało mi się szczytem marzeń. A jednak... zawsze jest jakieś ale.
Cel? 5 kilo mniej. I ładnie wyrzeźbiona sylwetka. Taka o, Jessica Alba albo choćby powracająca na tron Britney. Albo Rihanna
Problem polega na dziwnej nieregularności mojej budowy. U góry zdarza się ujrzeć sterczące żeberko, a poniżej - wystająca fałdka na brzuchu. I boczki, mój koszmar największy. Z nóg jestem ogólnie zadowolona, choć górna partia ud mogłaby być chudsza...
Uwielbiam warzywa, owoce i jogurt naturalny. Rzadko jadam rzeczy smażone, w ogóle nie jem białego pieczywa. Uwielbiam ruch, staram się minimum dwa razy w tygodniu lądować na siłowni (tak pi razy oko na 1h 40 min), codziennie też ćwiczę minimum pół godziny przed snem. Piję dużo wody, herbata - czerwona. Lub mięta
I to wszystko właśnie robię a nie mam dopiero w zamiarach.
Ale...
Cukiereczek się zdarza. I porcja płatków nadprogramowa, i tu sobie skubnę, tam uszczknę. Nie mam złudzeń, na pewno przekraczam ten magiczny tysiączek...
Pamiętam, że ten x czasu temu odnajdowałam tu masę wsparcia i było mi najzwyczajniej w świecie głupio podjadać, oddać obżarstwu... Bo wtedy dostawałam reprymendę
Dlatego powracam, by zwalczyć nieproporcjonalności i nabrać nieco smukłości...
Pomożecie?