Witajcie,
Nie wiem który to już raz powracam w progi diety. Być może piąty lub szósty... Zawsze kończy się tak samo. Myślę, że jestem mądrzejsza i silniejsza i znowu okazuję się, że wracam do punktu wyjścia. Ciągłe krążenie jest okropnym uczuciem.
Od końca sierpnia z wieloma wpadkami po drodze, powoli chudnę. Chciałam osiągnąć cel szybko (jak zwykle) ale zrozumiałam, że nie w tym rzecz.
Moja dieta nie jest z góry określona. Staram się wykorzystać całe doświadczenie zdobyte podczas wszystkich prób utraty wagi. Mój bilans kaloryczny oscyluje w granicach 1000-1200 kalorii ale liczę je raczej 'na oko'. Całkowicie porzuciłam pieczywo i węglowodany proste. Mój największy problem to pozbycie się kawy z codziennego menu. Jestem wielkim kawoszem i choć ze sobą walczę to trzy razy dziennie funduję sobie insulinowy skok po kubku naładowanym kofeiną...
Odwrócona kolejność co prawda ale czas się przedstawić.
Jestem Róża, mam 20 lat, 179 cm. wzrostu.