Heeeej...
Niestety jestem kolejną z wielu, a myślałam, że mnie to jednak nie dopadnie...
Szło mi bardzo fajnie, z wagi +/- 135 kg zeszłam do 101-102 (było też i w pewnym momencie 97!) ale - jak to ja - ładnie wszystko spieprzyłam...
Jeszcze rok temu trzymałam się ładnie przy wadze ok. 102 kg, nie chudłam, ale też i nie tyłam, po prostu była sobie Hefka ze swoim 102 i tyle. Po wakacjach w zeszłym roku(a właściwie w ich trakcie) dowiedziałam się, że najukochańsza osoba w moim życiu ma raka mózgu...
No i się zaczęło... Zajadanie stresów(jeszcze studia się zaczęły... ciężkie studia), brak czasu na regularne posiłki, brak czasu na ruch, bo pierwszy semestr studiów to masakra, ciągłe kucie, siedzenie czasem i do 18 na uczelni... po uczelni zjedzenie byle czego w szybkim tempie i biegiem do babci(osoba leżąca, którą trzeba się było zajmować dość często...) i tak wyglądał każdy mój dzień: wcześnie rano(7-8) do babci, potem biegiem na tramwaj na studia, ciągłe stresy, przyjście do domu po często 10-11h, zjedzenie byle czego, co zostało z obiadu i znów do babci, potem kucie do późna(1-2 minimum) i tak wyglądał każdy mój dzień...
Moje życie towarzyskie umarło, rzadko kiedy widywałam się z kimkolwiek bo zwyczajnie nie miałam siły ani czasu...
Aż w końcu w marcu ta osoba zmarła... Wtedy było kolejne załamanie, z jednej strony więcej czasu, z drugiej - cholerny brak babci doskwierał... No i waga wskazywała już nieszczęsne 120+ kg(nie odważyłam się wejść na wagę...)
W czerwcu udało mi się załatwić pracę wakacyjną nad morzem. Myślałam, że jakoś tam mi się uda coś niecoś zrzucić, ale dupa... 2 posiłki dziennie, jeden o 10 drugi koło 18:30, cały dzień w pracy...
To było coś na zasadzie 'najeść się, żeby mieć energię na resztę dnia) waga przed wyjazdem wskazywała jakieś 127 kg.. po przyjeździe ujrzałam 124,5. Niewiele, ale zawsze jakiś początek.Powiedziałam: dość! Chcę znów czuć się komfortowo, móc usiąść na fotelu bez wkurzania się na tłuszcz sterczący mi z każdej ze stron... Póki co staram się mniej jeść i mniej obficie, nie mam konkretnego planu diety, jednak pierwszym razem polubiłam Montiego i pasuje mi taki sposób odżywiania (tzn. warzywka + tłuszcze/warzywka + węgle)
Zobaczymy co z tego wyjdzie, póki co na wadze 120,7...![]()