Jestem otyła. Ciężko przyznać się do tego, a już najtrudniej przed sobą...
W mojej rodzinie nadwaga dotyczy/dotyczyła chyba wszystkich. Ale Oni walczą - no i jużnie mają problemu. Ja mam i to ogromny. Walczę od 5 dni i mam nadzieję, że tym razem skutecznie. Narzuciłam sobie limit kalorii i nie mam zamiaru się ograniczać - jak będę miała ochotę na ciastko to zjem, ale kosztem czego innego. Jak się ograniczałam to póki było samozaparcie to wytrzymywałam, jak powoli zapał się wyciszał to musiałam nażreć się wszystkiego co wcześniej sobie odmawiał. Z tym koniec.
Jem mniej, staram się więcej ruszać. Wypijam dużo płynów - no staram się jak mogę.
w brzuchu ssie, ale już po tych 5 dniach to ssanie daje satysfakcję - bo dałam radę i teraz już nie chcę stracić tych 5 dni.
Jak mi się uda to chciałabym 2 razy w tygodniu robić sobie głodówki (tak do 500kcal), podobno jest to genialne na metabolizm. Chciałabym też podstawowy jadłospis oprzeć na rzeczach zdrowych.
No i postanowiłam systematycznie oddawać za duże ciuchy. Znajdę organizację, która z ubrań skorzysta - a ja nie będę miała odwrotu. Musi się udać, bo w chwili obecnej już nie walczę o wygląd, walczę o zdrowie... Cukrzyca, nadciśnienie, miażdżyca i cała masa innych już stoją za drzwiami. Jak pójdę dalej tą drogą to niestety wiem jak skończę, muszę więc wytrwać na nowej drodze. Muszę.