Witam,
Swoją przygodę w szukaniu szczęścia za progiem zaczęłam tu tyle lat temu, będzie około 6 (matko, jak to leci!) - wspaniałe czasy Szalonych Proteinek, 13 Dukana itp. Waga pięknie poleciała wtedy w dól, bo jakieś 20 kg. Wyglądało to tak:
Kto mnie pamięta, będzie pamiętał jak to wtedy było fajnie(niewiedzących odsyłam tutaj: Szczęście za progiem,ale...)
Swoje szczęście znalazłam, wyszłam za mąż, mam ślicznego synka. Wszystko było by pięknie i sielankowo gdyby nie ta wstrętna waga, która mi po ciąży została i nie chce sobie nigdzie iść. Kilka razy się przymierzałam do niej, żeby ją spakować i wysłać w siną dal - katowałam się dietą, ostrymi ćwiczeniami i... NIC.... więc głupia odpuściłam. I tak minął kolejny rok. A mnie jest więcej niż te 6 lat temu tutaj ;/
A że syn marnotrawny mi dobrze znany, więc i ja córa marnotrawna wracam z podkulonym ogonem i chęcią walki o lepsze ja i o kolejne szczęście - tym razem siebie samą. Chyba dobra motywacja, co nie?
Czy mam jakiś plan? Na pewno coś tam mam w głowie wykreowane. Dieta + ćwiczenia, ale bez zarzynania się nie wiem jak.
Walkę dzielę na 4 etapy:
Etap I: zejście do wagi 98 kg
Etap II: zejście do wagi 84 kg
Etap III: zejście do wagi 70
Etap IV: dobicie do wagi 67,2 i może mniej, ale utrzymanie sie głównie na niej.
Czemu takie etapy? Bo to są progi poszczególnych stopni: obecnie mam otyłość II stopnia, więc kolejno zejście na otyłość I stopnia, nadwagę, wagę prawidłową i dobicie do idealnej optymalnej dla mojej budowy ciała i wzrostu wagi.
Co do dietki - mam PCOS, więc wskazana jest dla mnie dieta o niskim IG i tą będę się starała zachowywać, ale też bez większego przesadyzmu, żeby nie popaść w rutynę - chcę się nauczyć nowych zdrowych nawyków żywieniowych.
To chyba tyle na teraz :] Miłego wieczoru wszystkim życzę :]
EV