3 dni po Twoim poście taką właśnie operację w Gdańsku miał mój ojciec.
Przygotowywany był od jesieni. W tym czasie schudł 13kg.
BMI miał 47 i cukrzycę. Mama go prosiła i groziła aby nie robił tej operacji. Ale on się uparł jak osioł. Mówił że 40 lat jest kaleką przez otyłość (tu go rozumiem), nie może sobie butów włożyć i łyka tonę leków na cukrzycę, sapie,poci się itd...
Operacja przebiegła planowo, szybko ojca wypisali. I wtedy się zaczęło.
Ból, wzdęcia, wycie że tego nie wytrzyma, że po co sobie to zrobił.
2 pobyt w szpitalu. Rurką przez nos mu wyciągali z żołądka zalegające i gnijące resztki kleików. Mówili że to jego wina, że za szybko zaczął jeść. A to nieprawda.Był bardzo zdyscyplinowany. Sprawdzali szczelność i było OK, ale treść pokarmowa nie przechodziła do jelit.
PO 2 tyg męki wypisali go.
3 dni wycia w domu z bólu.
W nocy karetka go zabrała i 4 dni temu miał 2 operację. Tymrazem rozpruli mu brzuch pionowo od mostka aż pod pępek. Miał jakieś poplątane jelita i zrosty, a jelita całe zawalone treścią gnijącego jedzednia.
Wczoraj go wypisali.
Leży w domu i płacze z bólu, przerażenia i bezsilności.
Boi się. Rana jest straszna,jelita dalej nie pracują.Nie odeszły mu gazy. Codziennie mama musi mu robić lewatywę.
Torbę ma zapakowaną na następną wizytę w szpitalu. Zdjął obrączkę i głównie opowiada gdzie ma jakie lokaty i co mamy robić.
Ma myśli depresyjne.
Waży już 30kilo mniej.
ALe co z tego.