Jestem tu! I to na pewno nie przypadkowo! To moje drugie podejście na diety.pl
Mam nadzieję, że tym razem mi się uda!
W końcu nie jestem sama, prawda???
Jestem tu! I to na pewno nie przypadkowo! To moje drugie podejście na diety.pl
Mam nadzieję, że tym razem mi się uda!
W końcu nie jestem sama, prawda???
Ostatnio edytowane przez aszakasza ; 01-09-2008 o 15:40
Oczywiście , że nie jesteś sama!!!
Jest nas tu całkim sporo i całkiem nieźle się bawimy
Powiedz coś więcej o sobie.
TUTAJ JESTEM
https://forum.jestemfit.pl/xxl-20-kg-i-wiecej/541-50kg-idealu.html
BMI: 38,5/ZDJĘCIA NA STR. 13 ,14 i 24
No co jak co ale sama z problemem na pewno tu nie jestes
No i ja trzymam kciuki zeby Ci sie udalo...bede zagladac i kibicowac
Przylaczam sie do prosby zebys napisala cos o sobie, o diecie i wogole
Pozdrawiam serdecznie!
hahaha no bawimy się wyśmienicie
opowiedz nam cos o sobie, zeby nie było że TYLKO się bawimy
Jestem tu! I to na pewno nie przypadkowo! To moje drugie podejście na diety.pl a do odchudzania... juz nawet nie pamiętam... zresztą, kto by to nawet liczył...
Mam nadzieję, że tym razem mi się uda! W końcu nie jestem sama, prawda???!!!
Teraz moze trochę o mnie i co tu tak naprawde robie! I dlaczego Was potrzebuję...
Odkąd sięgam pamięcią zawsze było mnie więcej niż moich koleżanek... najbardziej utkwił mi moment z 2kl podstawówki jak obok naszej szkoły oworzyli sklepik a ja poznałam smak draży i to był pierwszy krok do PIEKŁA...
Zawsze wszyscy się ze mnie wyśmiewali, jaka jestem gruba... w szkole, na koloniach, na rodzinnych przyjęciach, w domu... to ostatnie chyba najbardziej boli... na szczeście mam silny charakter - niestety nie na tyle, żeby schudnąć, ale na tyle, żeby postawić czoła tym co mi uprzykrzali życie... jakby i bez tego nie było ono wystarczająco trudne... ale...
W chyba 6kl poszłam do lekarza... okazało się że mam tarczycę i duużą nadwagę... Pani doktor przepisała mi dietę i tableki na tarczyce i kazała chodzić na kontrolę co pół roku... czas leciał, waga również, ale niestety nie w dół tylko w górę... pamiętam jaka byłam przetrażona tym, że mam wrócić do Pani doktor i wejść na wagę, któa pokarze, że znowu przytyłam... ale nikt z tym niczego nie zrobił... Pani doktor odpuściła, a raczej skupiła się na tarczycy a nie na diecie (a może to były tkaie czasy, gdzie nikt jeszcze nie słyszał o dietach dla dzieci...), rodzice odpuścili, ja nawet za zaczełam z tym walczyć - w końcu wreszcie wszyscy dali mi święty spokój - przynajmniej w kwestii odchudzania...
W liceum, koleżanki i koledzy byli bardziej wyrozumiali, ale rodzina niesety nie... zaczełąm odczuwać, że moja wartość = wyglad = ilość kilogramów... zresztą mam wrażenie, że do dziś mi to zostało... zaczełam stosować diety... różne... najbardziej drastyczna=efektywna... przez 2 tyg pić wywar zwarzyw... genialne! schudał chyba 6-8kg! co z tego, skoro po miesiącu wszystko wróciło i to z dodatkowym prezentem 3 kg... spróbowałam ponownie, ale się już nie udało... koniec liceum = kolejne kilogramy
Na studia wyjechałąm daleko, bardzo daleko, zagranicę... CEL: będąc Panią swojego czasu, uda mi się schudnąć! I udało się straciłam 2 kg... ale później wróciły w twarzystwie dodatkowych dwóch... Nie poddawałam się... Wyjechałam na kolejne studia... tam już było o wiele ciężej... nie miałam zbyt dużo pieniędzy, studiowałam i pracowałam, więc i jedzenia było mniej... udało się, straciłam 10kg! Ależ byłam szczęsliwa! Obroniłam dwa dyplomy i nareszcie ładnie wygłądałam! Nareszcie zaczeli się za mną oglądać mężczyźni... Nareszcie rodzina była zadowolona! Kolejne studia, kolejne 3 kg stracone i to bez żadnej diety! - Chyba mi nauka służy ale tu się dobra passa skończyła...
Wyjechałam do pracy (znowu inny kraj) początkowe nastwienie: kolejne 10 w dół! )) niestety... podobno nic w przyrodzie nie ginie... przytyłam 20kg! tak, 20kg i to w 10 miesięcy... załamałam się... poszła do lekarza... powiedział, że to pewnie reakcja na stress (którego akurat mi nie brakowało)... W pracy czułam się jak owieczka w jaskini wilka (pulchniutka owieczka), jak przyjeżdzałam do domu, to jedyne co słyszałam... ale ty jesteś gruba... ale brzydko wyglądasz!... weź zrób coś z sobą...
wszyscy krytykowali, ale nikt nie pomógł... a sama nie miałam już siły... nie miałam juz siły walczyć z kolejną dietą, z kolejnymi wyrzeczeniami... poddałam się... doszło kolejne 8kg.. I wtedy się przeraziłam... WYNIK: Szokujący!!! 108kg!! i tysiące pytań... Co? 108kg? Ale jak to? Ja? Dlaczego?? Wielkie poruszenie i wielka decyzja! Trzeba iść do lekarza! Powiedziałam lekarzowi, że w rok przytyłam prawie 28kg i coś chyba jest nie tak! Lekarz zrobił badania... wszytsko w normie... rozłożył ręce i powiedział, że oni mi nie pomorze... byłam zła! Byłam wściakła! 108kg! i lekarz nic nie może zrobić?!?! wrrr poprosiłam o skierowanie do dietetyka! (bo on, a raczej ona na to nie wpadła...)
Pani dietetyk przeanalizowała mój jadłospis, styl życia... powiedziała, że bardzo dziwne dlaczego tak przytyłam, że generlanie nie jest źle... zaproponowała dietę, zasugerowała tabletki i powiedziała "Do widzenia"... czyli radz sobie sama, ja swoje zadanie wykonałam... wrrr znowu złość! znowu rozżalenie! jak ja mam sobie sama poradzić z tyki 108kg?!?!?!? coż wykupiłam tabletki, zaczełam się trochę bardziej pilnować... w 5 miesięcy udało mi się stracić ok 15kg... postanowiła odstawić chemikalia...po dwóch miesiącach waga zaczęła rosnąć... a ja zaczełam być coraz bardziej przybita... niewartościowa... nic nie warta... jedyne co miałąm to dodatkowe kg...
waga rosła, i rosła... aż do dzisja jak weszłam na wagę i zobaczyłam magiczne 101kg!
I znowu zimny prysznic! STOP! Znowu?!? Znowu mam się odchudzać?! TAK! ale tym razem będzie inaczej... bo jestem tutaj... a tuaj na pewno nie będę sama...
Wiem, że zawsze najłatwiej zrzucić winę na innych... na rodziców, na lekarzy, na otoczenie aniżeli na samego siebie... ale wiem, że gdyby oni mnie wtedy nie zostawili, dziś nie było by mnie tutaj... Dziś wiem, czego potrzebuję, żeby się udało! Potrzebuję WSPARCIA! MOTYWACJI! i świadomości, że nie jestem z tymmi 101kg sama...
PS> przepraszam za taki żaląco-smętny ton... ale musiałam to z siebie wyrzucić...
Nie przepraszaj
Czasami każda/y musi powiedzieć co myśli i czuje
Fajnie, że znami jesteś , tym razem napewno Ci się uda
Ile masz wrostu?
Ile chciala byś ważyć?
Jaką dietę preferujesz? To znaczy jakąś konkretną czy poprostu chciała byś ograniczyć kal?
Jaka ja się konkretna robie Ale to z racji tego iż rok szkolny niebawem się rozpocznie ( nareszcie )
Głowa do góry.Chyba każda z nas zna smak upokorzenia czy docinków.Tutaj chyba nikt nie czuje sie sam.Właściwie to ja tutaj jestem od 2 tygodni, a czuje się jakbym bez tych forumowych wariatek żyć nie mogła Napisz coś o tym jaki masz plan odchudzania, jaką dietę i jak byś chciała,żeby to wyglądało
obiecuje zaglądać i wspierać.I troszkę wiary w siebie dziewczyno! To,że jesteś gruba nie skreśla Cie z listy ludziChudniesz przecież dla siebie, a nie dla ludzi.
Pozdrawiam cieplo.
czesc
przyszłam wspierac nie pozwolimy Ci odejsc hihi
zobaczysz ze wsparciem napewno dasz rade
Minął własnie 3 dzień samokontroli ))
I chyba nawet nie jest aż tak źle no pierrwsze dwa dnia były baaardzo trudne, ale...
Dzięwczyny, dziękuę za słowa wsparcia! Jesteście cudowne!
Jeszcze nie zdecydowałam się na żadną dietę, ale chyba wybiorę dietę niskowęglowodanową tylko będę się musiała nauczyc liczyć te wszytskie spożywane węglowodany mam nadzieję, że przyszły tygdzień będę mogła rozpocząc juz z pełnym planem zajęć tj. jadłospisem oraz ćwiczeniami ale póki co, to musze jeszcze trochę poczytać
Tak więc, głowa do góry, podkasać rękawy i do roboty ))
całusy dla wszytskich
Właśnie minął pierwszy tydzień mojej diety I jeste z siebie dumna ponieważ straciłam 1kg!! HURRAAA!!!! oby tak dalej!
Poziom motywacji: 5 na 5
kg stracone: 1
kg do stracenia: 9