Strona 1 z 10 1 2 3 ... OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 10 z 99

Wątek: Jestem jak skała

  1. #1
    Awatar Kefa
    Kefa jest nieaktywny Znany na forum
    Dołączył
    01-07-2006
    Mieszka w
    Wielka Wieś
    Posty
    108

    Smile Jestem jak skała

    Witam wszystkich, jestem Kefa, latek obecnie 39. Kiedyś, za czasów starego forum, miałam tutaj swój nieduży wątek, było to 4 czy nawet 5 lat temu. Temat wątku, co prawda niedorzeczny, zostawiłam prawie niezmieniony, bo mi się nie chce wymyślać nowego.
    Na razie nikogo tu nie znam, nie wiem jak się poruszać, gdzie są "buźki", gdzie suwaczki?? Nie czytałam prawie żadnych wątków, niby ten sam adres, ale forum zupełnie już inne

    Trudno, jakoś to będzie. Gdy zalogowałam się tu pierwszy raz po paru latach, na przywitanie wyskoczyła mi moja "aktualna" - była waga: 106 kg (wzrost 160cm). To aż tyle ważyłam? Przez ostatnie 3 lata ważę ok 87-90kg, co uważam za moją porażkę, ale zapomniałam, że tych kilogramów było o wiele więcej kiedyś... Tak naprawdę to dla mnie sukces, utrzymać w czasie zmniejszoną wagę, zwykle, kiedyś, co schudłam, nadrabiałam z nawiązką...

    Przez te lata, kiedy odeszłam od forum, przeszłam wiele dróżek dietetycznych, fascynacji różnymi ideami żywieniowymi, poczytałam i w niewielkim stopniu uczestniczyłam w paru forach o "jedynie słusznym modelu żywienia", i, koniec końców, zatoczyłam koło i powróciłam tutaj Jako doping, motywator, miejsce wymian doświadczeń i "pomarudnik" to forum najlepiej spełnia swoją funkcję.

    Jestem więc, zaczynam od Nowego Roku (no, od drugiego stycznia) nowe podejście do moich upartych, wiernych całe dorosłe życie kilogramów.

    Program diety to koktajl tego i owego, za dużo mam w głowie, aby z tego nie skorzystać. Jednak, w myśl zasady "najprostsze rozwiązania są najlepsze", sięgnełam po, jako starter, metodę uczestniczki starego forum, króra osiągnęła pełen sukces, Devoree (schudła bodajże 50kg). Opisała ona bardzo konkretne wytyczne swojego sukcesu, i, zamierzam je skopiować w pewnym zakresie.

    Na dzisiaj kończę ten wstępny post, jutro sobie popiszę więcej o szczegółach .

    Pozdrowienia dla wszystkich.
    Kefa

  2. #2
    gruuuba84 Guest

    Domyślnie Odp: Jestem jak skała

    witam!
    ...hmmm no to czekamy na te szczegóły...

    miłego dnia!

  3. #3
    Awatar Kefa
    Kefa jest nieaktywny Znany na forum
    Dołączył
    01-07-2006
    Mieszka w
    Wielka Wieś
    Posty
    108

    Domyślnie Odp: Jestem jak skała

    No więc tak:
    Nigdy nie interesowałam się dietami typu, Dukana, MM(?), zbyt rozsądne dla mnie były . Za mięsem, nabiałem, jajkami średnio przepadałam, więc gdy czytałam przykładowe jadłospisy, nie wydawały mi się atrakcyjne. Za to dieta typu półgłodówkowego, to tak, to mi grało. Szybki efekt, mały głód, samopoczucie jak "na haju". Tak było, gdy dwa razy w życiu udało mi się schudnąć jedząc same owoce i warzywa (dieta Dąbrowskiej). Inne, w moich oczach "skuteczne" próby diet, to dieta surowa wegetariańska (prawie to samo co Dąbrowska + orzechy i banany), albo dieta trochę typu kopenhaska, czyli jajko na twardo + ogórek. Oczywiście bardzo "skutecznie" odchudzałam się także na diecie 1000kcal, polegającej na tym, że kurczyłam te kalorie nawet do 500, jak miałam dobry dzień, ciesząc się, że szybciej schudnę...

    Przemierzałam także internetowe "naukowe" fora, diety według grupy krwi, genotypu, diety łowcy-zbieracza, w tym surowego łowcy, Kwaśniewski, no, czego tam nie było . Nawet po parę dni próbowałam elementów tych diet, np jajecznicę pływającą w tłuszczu, kawałek surowego mięsa (ciężko było), ograniczyłam nabiał do zera bo to niezdrowe dla grupy krwi 0, nie jadłam zbóż, bo to neolityczny produkt, więc organizm ludzki nie zdążył się do niego przystosować... Jednym słowem, miałam (i mam zresztą dalej) w głowie dietową dyskotekę

    Powoli uświadamiałam sobie, że czynnikiem powodującym nieskutecznośc tych moich eksperymentów dietetycznych jest ich wysoka nienaturalność (w moim odczuciu), i, najzwyczajniejsza w świecie wzbierająca z biegiem czasu tęsknota " kiedy ja będę mogła w końcu normalnie jeść", i psychiczne i emocjonalne zmęczenie (fizyczne nie, ja teoretyk, większość tych odkryć studiowałam z pełną buzią )
    Kiedy się odchudzamy, wręcz nieuchronna jest narastająca niecierpliwość, przychodząca wraz z kolejnymi sukcesami, "kiedy wreszcie koniec diety" oraz "jaka jeszcze długa droga przede mną".
    A czy myślimy o tym, co będzie po zakończeniu diety? Ja bynajmniej nie, jak już będę ważyła te 50 parę kilo, to wtedy będę się tym zajmować. Schudłam kiedyś do 58, i pierwsze, co zrobiłam, to rzuciłam się na rzeczy, krórych nie jadłam od miesięcy, za każdym razem sobie mówiąc, że to już ostatni dzień takiej wolności... Na skutek długo nie czekałam..

    Podsumowując ten przydługi wywód, przypomniałam sobie wątek forumowiczki, o której wspomniałam w pierwszym poście, i jej najważniejsze dla mnie stwierdzenie:

    "PRZED PODJĘCIEM DIETY ZAPYTAJ SIEBIE, CZY JESTŚ W STANIE JEŚĆ W TAKI SPOSÓB DO KOŃCA ŻYCIA"? JEŻELI NIE, TA DIETA NIE JEST DLA CIEBIE."

    To zdanie jest dla mnie osobiście drogowskazem w ułożeniu obecnego planu chudnięcia. Nie jest problemem utrzymanie diety, "nie sztuka schudnąć parę kilo, sztuka utrzymać". A dlaczego? Dlatego, że moim problemem jest sposób podejścia do jedzenia, miejsce jedzenia w moim codziennym życiu (jedno z pierwszych miejsc...), całkowity brak kontroli nad tym, co jem, zerowa kultura i systematyczność w jedzeniu. Moje jedzenie jest przede wszystkim psychiczne, ja już zapomniałam, że człowiek odżywia się po to, żeby dostarczyć niezbędnych do funkcjonowania składników, że jedzenie jest paliwem po prostu.

    Dlatego, w obecnym podejściu, chcę się przede wszystkim nauczyć odpowiedniego podejścia do odżywiania, ułożyć jadłspis tak, abym prawie nie czuła, że jest to dieta, abym nie czekała końca. Bardzo chcę przestać być uzależniona od jedzenia, przeorganizować w głowie schematy, wyrobić nowe nawyki. Schudnięcie mam zamiar traktować jako SKUTEK UBOCZNY. Tak, tak. Bo przecież nadwaga też nie jest przyczyną, jest skutkiem.

    Na razie koniec, szczegóły w następnym poście :P, gratulacje dla tych, którym udało się przeczytać całość wywodu

    ---------- Wiadomość dodana o 13:29 ---------- Poprzednia wiadomość dodana o 11:23 ----------

    Czy mogę poprosić o instrukcję jak wkleić link do mojego wątku w podpisie? Bom już zapomniała jak to się robi
    Tak było trzy lata temu
    A to teraźniejszość
    Jestem jak skała - Grupy Wsparcia Dieta.pl

  4. #4
    gruuuba84 Guest

    Domyślnie Odp: Jestem jak skała

    całkiem rozasadne wydaje mi sie to co piszesz!

    fakt, nie sukcesem jest schudnac a sukcesem jest utrzymać wagę!!!
    odchudzanie to nie kwestia zmiany jedzenia ale przedewszystkim podejscia do jedzenia!!!


    miłego dnia

  5. #5
    Awatar Kefa
    Kefa jest nieaktywny Znany na forum
    Dołączył
    01-07-2006
    Mieszka w
    Wielka Wieś
    Posty
    108

    Domyślnie Odp: Jestem jak skała

    Dodałam sobie jeszcze jeden suwaczek. Co prawda 106 kilo ważyłam 3 lata temu, ale sukcesy nigdy się nie deaktualizują, więc co mam sobie oszczędzać pięknego suwaczka i nie pamiętać, że przecież jestem już 15 kg chudsza!

    Postanowiłam ważyć się raz w miesiącu, tak tak! Taki eksperyment sobie zrobię. Zawsze ten sam dzień, kilka dni po @ (bo waga jest wtedy najniższa, co sobie będę żałować lepszego wyniku), więc na pierwszy oficjalny pomiar muszę jeszcze troszkę poczekać. Ważenie codzienne, czy nawet raz w tygodniu, nie jest obiektywne, chudniemy w różnym czasie w różnym tempie, a po miesiącu kilkukiloramowy spadek będzie zawsze cieszył i motywował.
    Chcę także uniezależnić mój styl jedzenia od efektów wagowych, żeby utrwalać sobie nawyk "ja tak po prostu jem, to mój styl" a wyrzucić mechanizm "jem tak, bo muszę zobaczyć ubytek na wadze, a jak spadku nie zobaczę, to na co się męczę".
    Moim marzeniem jest, aby po dojściu do upragnionej "piątki" z przodu jedyną modyfikacją w jedzeniu będzie zwiększenie puli kalorii, przy niezmienionych składowych (czyli nie ma "żegnajcie warzywka, witaj bułeczko")

    Na razie nie jadam chleba, makaronów, nawet ziemniaków. Boję się ich panicznie, bo zamieniają mnie w wampira łaknącego więcej i więcej węglowej krwi. Kupienie i trzymanie chleba w domu, nawet takiego zdrowego wieloziarnistego, jest ponad moje siły. Że w momentach słabości pożrę w godzinę rozplanowane na cały tydzień kawałki...

    W ogóle moją metodą na gorsze momenty jest przygotowywanie posiłków z produktów surowych, nawet zamrożonych oraz wymagających obróbki termicznej. Jak sobie rozmrożę i ugotuję porcję kurczaka, zjem go, i mam ochotę na więcej, to musiałabym wyciągnąć następny kawałek, rozmrozić, ugotować... Nie chce się, a głodek pomału mija... I tak udaje mi się zapanować nad rzuceniem się na ponadplanowe jedzonko, bo po prostu nie mam na co. Dlatego też z węgli wybrałam kasze i ryż brązowy, a pieczywo i makaron omijam z daleka.

    Dla mnie niebezpieczne jest wszystko, co gładko i szybko wchodzi, wszelkie jogurty owocowe, twarożki, płatki, papki, musy, smoothie, makarony, chlebki miękkie - to wszytsko zjadam zanim do mózgu dotrze info że najedzony, i dalej jestem głodna. I przeciwnie, im dłużej i dokładniej musze gryźć, tym czas jedzenia się wydłuża i już w jego trakcie zaczynam odczuwać sytość.

    No dobra, co zjadłam wczoraj:

    śniadanie: kawa z mlekiem, jajka z majonezem i zieloną pietruszką

    przegryzka: brzoskwinia i 3 orzechy laskowe

    obiad: ryba typu dorsz ze szpinakiem i ogórkiem konserwowym

    podwieczorek w pracy: gruszka i banan

    mała kolacyjka w pracy: garść krewetek

    Kalorii 942
    Tak było trzy lata temu
    A to teraźniejszość
    Jestem jak skała - Grupy Wsparcia Dieta.pl

  6. #6
    Awatar Juma
    Juma jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    18-04-2005
    Mieszka w
    Warszawa
    Posty
    58

    Talking Odp: Jestem jak skała

    Cytat Zamieszczone przez Kefa Zobacz posta
    No dobra, co zjadłam wczoraj:

    śniadanie: kawa z mlekiem, jajka z majonezem i zieloną pietruszką

    przegryzka: brzoskwinia i 3 orzechy laskowe

    obiad: ryba typu dorsz ze szpinakiem i ogórkiem konserwowym

    podwieczorek w pracy: gruszka i banan

    mała kolacyjka w pracy: garść krewetek

    Kalorii 942
    942? Wiesz, ja uważam, że odchudzanie na wariata bywa imponujące i fajne, ale nie dla osoby po tylu dietach, co my... Przemyśl to raz jeszcze, bo jeśli teraz zjadasz 942kcal, to co za te 2-3 miesiące, kiedy metabolizm Ci zwolni jak cholera? Zejdziesz do 842? do 742?
    Na pewno wiesz, o czym piszę, bo widzę, że masz ogromną wiedzę na temat diet różnego kalibru, wiesz też, że potrafisz rzucić się na jedzenie - a to nie wynika z Twojego usposobienia, tylko moim zdaniem z za małych porcji. Być może czujesz się pełna, ale Twój organizm odczuwa różnicę nie tylko jakościową, bo i ilościową tego, co zjadasz. Zdrowy jadłospis - jak najbardziej kibicuję. Ale też w nie za małych ilościach kalorycznych, bo jak rozwścieczysz swoje ciało, to ono się zemści.
    Ja w pewnym momencie, cała w skowronkach, ważyłam już 63kg i zamiast powoli wracać do wyższych racji, ponownie ograniczyłam kalorie, jeszcze bardziej, bo nie mogłam już chudnąć. I jak poszło? Jak krew z nosa, dosłownie Chłopak mnie ciągnął do lekarza, prawił morały, truł, że już pięknie wyglądam, żebym dała sobie spokój, a wymęczony 800 a później 700kcal organizm mu przytakiwał i teraz sama możesz zobaczyć rezultaty na suwaczku... I choć schudłam wtedy około 20kg w 1,5m-ca, to i równie szybko wróciłam z nadwyżką.
    Piszesz, że nie chcesz odczuwać znacznej różnicy między dietą a niedietą: ja wierzę, że choć nie do końca to możliwe, by windą zamiast schodami dało się do sukcesu dotrzeć, to gdzieś tam jest ten złoty środek. I na pewno łapie się na niego miejsce, w którym zjadasz 1200, czy nawet 1000kcal dziennie, zastępując produkty tłustsze produktami light, w których różnica jest prawie niewyczuwalna (widzę np., że jadłaś jajko z majonezem i dobrze, jeśli lubisz, ale niech to będzie majonez light, bo różnicę naprawdę ciężko odczuć ).
    Tak, czy inaczej, zazdroszczę Ci wytrwałości, naprawdę! W miarę możliwości i mojej kulawej pamięci, będę tu zaglądać, bo widzę, że masz plan, który naprawdę mi się podoba i wykonanie też na pewno pięknie w końcu dopracujesz. Jestem o tym przekonana! Powodzenia!

    P.S. Wiesz, ze w niektórych dobrych piekarniach można kupić chleb na kromki? Mówisz np, że chcesz 6, z czego 3 mrozisz, a 3 przeznaczasz na dzień bieżący i problem "pożarcia w godzinę" masz z głowy
    Ostatnio edytowane przez Juma ; 14-01-2011 o 13:00
    JA nie dam rady?


  7. #7
    Awatar Kefa
    Kefa jest nieaktywny Znany na forum
    Dołączył
    01-07-2006
    Mieszka w
    Wielka Wieś
    Posty
    108

    Domyślnie Odp: Jestem jak skała

    Zgadzam się z tobą Juma, jak najbardziej. Tylko że, ja nie zamierzam absolutnie schodzić poniżej 1000kcal. Czasami po prostu jest taki dzien, że niechcący zje się mniej, czasem zjem też więcej (przedwczoraj bylo 1050). Cały czas obserwuję siebie, i jeżeli stwierdzę, że przy tym pułapie będę chodzić głodna, blada, a razem z kilogramami będą uciekać także moje włosy i paznokcie, przejdę na 1200. Pamiętam, jeszcze na starym forum, jak dziewczyny żaliły się, że jedzą grzecznie 1000kcal, a waga stoi jak zaklęta, przy tym jakoś źle się czują... Po paru ochrzanach przez mądrzejsze forumki przeszły na 1200, metabolizm ruszył, i zaczęły ładnie chudnąć. Ale były i też takie, które osiągnęły pełen sukces jedząc z żelazną dyscypliną 1000 przez całe kilkanaście miesięcy odchudzania, mało tego, gdy po zakończeniu diety ostrożnie podnosiły pułap kalorii do 1200, 1300, 1400, dalej chudły! Tak im się mechanizm spalania własnego tłuszczu rozpędził, że nie chciał zahamować

    Myślę też, że 1000 dla niskiej, o małej masie mięśniowej i drobnym kościu, spokojnej kobietce to to samo co 1200 dla wysokiej, "ubitej", pełnej energii i wigoru babki. Ja należę do tych pierwszych

    Dzięki ci za ten post, bo uświadomił mi, jak należy uważać, żeby nie zjeść za mało. To się zawsze później zemści.

    Majonezu light, jak i innych produktów light nie zamierzam używać. Spokojnie dodałam łyżeczkę do jajek, 90kcal, tłuszczu się nie boję.

    Chleba w kromkach tu nigdzie nie widziałam, mieszkam w Anglii. Na razie nie jadam, nie tęsknię, a jak zatęsknię, to zacznę od takich z łamanego ziarna, w plasterkach, w paczkach o długim terminie ważności, bo tylko taki nie powoduje zwiększonego apetytu.

    Pozdrawiam i lecę do pracki
    Kefa
    Tak było trzy lata temu
    A to teraźniejszość
    Jestem jak skała - Grupy Wsparcia Dieta.pl

  8. #8
    Awatar Juma
    Juma jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    18-04-2005
    Mieszka w
    Warszawa
    Posty
    58

    Domyślnie Odp: Jestem jak skała

    Cytat Zamieszczone przez Kefa Zobacz posta
    Pamiętam, jeszcze na starym forum, jak dziewczyny żaliły się, że jedzą grzecznie 1000kcal, a waga stoi jak zaklęta, przy tym jakoś źle się czują... Po paru ochrzanach przez mądrzejsze forumki przeszły na 1200, metabolizm ruszył, i zaczęły ładnie chudnąć. Ale były i też takie, które osiągnęły pełen sukces jedząc z żelazną dyscypliną 1000 przez całe kilkanaście miesięcy odchudzania, mało tego, gdy po zakończeniu diety ostrożnie podnosiły pułap kalorii do 1200, 1300, 1400, dalej chudły! Tak im się mechanizm spalania własnego tłuszczu rozpędził, że nie chciał zahamować

    Myślę też, że 1000 dla niskiej, o małej masie mięśniowej i drobnym kościu, spokojnej kobietce to to samo co 1200 dla wysokiej, "ubitej", pełnej energii i wigoru babki. Ja należę do tych pierwszych
    Kefa
    I ja byłam wśród tych dziewczyn (od 2005r. tu jestem ), którym wyhamował metabolizm i nie chciał drgnąć, tylko głupia, zamiast trochę zwiększyć ilość, to ja i tak małe porcje, drastycznie jeszcze ucięłam.
    Masz rację z tym, że dla niskiej i ogólnie "małej" osoby 1000kcal, to optymalna dieta, ale weź pod uwagę, że Ty do tego pracujesz (nie wiem, jak, ale jeśli to Anglia, to duża szansa, że fizycznie?) i że Twój organizm już nosi piętno "głodzono mnie", więc siłą rzeczy trudniej Ci chudnąć, a łatwiej tyć, tak samo zresztą, jak i mi... Dlatego właśnie przestrzegam, żebyś się pilnowała i jak zjesz te 940, to dopij jeszcze sokiem warzywnym, czy pomarańczowym, żby nie schodzić poniżej, bo po co?
    Tak, czy inaczej, to Ty najlpiej znasz swoje ciało, ja mogę tylko dać kopniaka, gdybyś za bardzo je głodziła, ale i tak tylko od Ciebie zależy, czy weźmiesz kopniaka na klatę!
    Miłej pracy życzę!

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
    JA nie dam rady?


  9. #9
    Awatar RodzynkaRo
    RodzynkaRo jest nieaktywny Znany na forum
    Dołączył
    08-08-2010
    Mieszka w
    Warszawa
    Posty
    524

    Domyślnie Odp: Jestem jak skała

    Witaj, Kefo Twój wątek skojarzył mi się z piosenką Kayah, widzę, że ktoś Ci ją już wkleił Też mam za sobą kopenhaskie, głodówkowe i nierealne marzenia o błyskawicznym zrzuceniu kilkudziesięciu kilogramów Mam podobne nastawienie - staram się jeść tak, jak już będę jeść zawsze. Przy tymczasowym wykluczeniu pewnych rzeczy, ktore sobie powoli wprowadzę Będę zaglądać Pozdrawiam!
    Tańcząc do celu

    Znajdziecie mnie tu --> Rodzynka

  10. #10
    Awatar Kefa
    Kefa jest nieaktywny Znany na forum
    Dołączył
    01-07-2006
    Mieszka w
    Wielka Wieś
    Posty
    108

    Domyślnie Odp: Jestem jak skała



    Obiadek!
    W sumie to chciałam tylko sprawdzić, czy umiem wklejać obrazki
    Trochę duży wyszedł.

    ---------- Wiadomość dodana o 22:43 ---------- Poprzednia wiadomość dodana o 19:25 ----------

    Luma, dzięki za piosenkę Kayah, nie znałam jej, nie śledzę polskiej fonografii, obejrzałam, posłuchałam, no i stwierdziłam, że nawet do mnie pasuje

    A tytuł mojego wątku na starym forum brzmiał "Będę jak skała", to na nowym, aby coś zmienić, wstawiłam zamiast "będę" - "jestem", bo niby ja już teraz mam być taka niezłomna w postanowieniu, a nie dopiero być Mam nadzieję, że Kayah nie upomni się o prawa autorskie

    Dziś zjadłam:

    śniadanie: kawa z mlekiem, jedna biała kiełbaska niemiecka (oj kaloryczna)

    obiad: zupa dyniowa z kurczakiem

    kolacja: zupa dyniowa z kurczakiem

    Posiłków pośrednich brak. Zupa dwa razy, bo ugotowałam za dużo, a nie zostwiam potraw na odgrzanie następnego dnia. Zresztą, jest niedziela, i miałam ochotę być trochę niegrzeczna

    Kalorie: 1037

    ---------- Wiadomość dodana o 22:15 ---------- Poprzednia wiadomość dodana o 21:43 ----------

    Jeszcze jedno, zauważyłam coś bardzo istotnego w tej diecie, co różni ją od poprzednich. Mianowicie NIE JEST MI ZIMNO. To cos niesamowitego. Zawsze już od drugiego dnia diety czułam stałe wewnętrzne niedogrzanie ( metabolizm w dół jakby go ktoś na schodach kopnął). Tym razem nic, wręcz mam wrażenie, że jest mi cieplej niż zawsze o tej porze roku. Nie rozumiałam zjawiska, aż, łażac sobie po różnych dietetycznych stronkach, nie przeczytałam, że jedzenie dużej ilości białka, w stosunku także do zmniejszonej podaży tłuszczów i węgli, powoduje większe spalanie. Dlatego, że białka spalają się trudno, i organizm potrzebuje więcej energii na rozłożenie i przyswojenie białek. Stąd uczucie ciepła. Stąd też skuteczność diety Dukana.

    A ja na obecnej diecie jem więcej białka niż kiedykolwiek. I wcale mi się to nie podoba. Czuję się na razie jak nie w swojej skórze. Śniadanie jajka albo ser, obiad mięso, kolacja rybka. Jakby mi kiedyś ktoś powiedział, że tak będę jadała... To nie moja bajka przecież. Zawsze z inklinacjami wegetariańskimi, wegańskimi nawet.

    No cóż, cały czas szukam własnej drogi. Parę kroków już przeszłam, już coś wiem:
    Moją zgubą i wrogiem jest mąka i cukier i tych produktów unikam.
    Cukier w owocach natomiast mi nie szkodzi.
    Mleczne idą zaraz za mąką i cukrem.
    Na diecie z przewagą warzyw i owoców czuję się najlepiej.

    To jakaś baza jest. Teraz testuję białko.
    Ostatnio edytowane przez Kefa ; 16-01-2011 o 21:47
    Tak było trzy lata temu
    A to teraźniejszość
    Jestem jak skała - Grupy Wsparcia Dieta.pl

Strona 1 z 10 1 2 3 ... OstatniOstatni

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •