No więc, w końcu przyszła kolej i na mnie...
Dużo stresów, mało ruchu i brak dbałości o to, czym się żywię. Wszystko razem w ciągu półtora roku - dwóch lat dobiło moją wagę do prawie 75 kg bez paru gram (a pewnie i z paroma, gdyby ważyć się po południu).
Walkę podjęłam już jakiś czas temu, z sukcesami i porażkami. Obecnie, wreszcie, po wielu tygodniach, sukcesy zaczynają dominować nad porażkami.
Na początku ważyłam 75 kg z wachnięciami, niektórzy powiedzą, że nie jest to duża waga. Jestem po prostu niska - ledwo ponad 150 cm, w tej wysokości musi się pomieścić sporo co już dawno mi ciążyło, a nawet organizm zaprotestował zimą. Przez większość dorosłego życia ważyłam do 50 kg, więc różnica jest znaczna - przytyłam ponad 25 kg. Spadek odporności, siły, problemy ze stawami, nerwowość, kiepski sen, problemy ze skórą - trądzik po trzydziestce ;(
Trzy tygodnie temu wredna waga stanęła na granicy 72,3/72,4 i nie chce spadać dalej...Założyłam sobie spadek wagi do 70kg do końca lutego (pod koniec stycznia było 73), trzy kilo do zrzucenia w 5 tygodni to całkiem rozsądne założenie. Niestety... Jak stanęło, tak stanęło.
Drugie założenie, na którego realizację jeszcze mam czas, to spaść do 60 do początku lipca (na wakacje), resztę balastu do końca roku.
Najgorzej jest z motywacją, pilnowaniem się. Kiedy walczę, to rodzinka wisi nade mną dlaczego nie odchudzam się, zupełnie jakby własny wysiłek nie był widoczny. Naprawdę deprymujące. Albo dni, gdy bez powodu waga wskaże nagle dwa kilo więcej. Moja głowa to problem.
Nie mam ułożonej diety, nie przestrzegam diet typu dukan, SB, kapuściana, etc. Do grudnia w zasadzie powstrzymywałam przybieranie na wadze, od końca grudnia chudnę. Wreszcie
Mam kilka zasad, których pilnowanie przyniosło sporo korzyści ale też nie katuję się nie wiadomo jak. Żyć też trzeba, nie ma potrzeby podnosić poziomu stresu
Najważniejsza zasada: Jak najmniej przetworzonej żywności lub typowych szkodników.
Dla przykładu, ograniczyłam mięso typu kurczak z marketu (chociaż pewnie trudno nazwać to mięsem, mimo że tyle diet odchudzających zaleta kurczaka...) i mleka, zauważyłam bowiem iż przy zwiększonym ich spożyciu mam problem ze skórą. Nie kupuję gotowych dań tzw. garmażerki, zupek chińskich i tym podobnych wynalazków. Co z tego, że cola light ma prawie żadnych kalorii jak to jest środek którym z powodzeniem można czyścić sanitariaty... Zawsze przypominam sobie ten fakt, gdy najdzie mnie ochota na jakieś mocno przetworzone napoje.
Przygotować zawczasu jedzenie. Często wychodzę rano i wracam późno, albo wyjeżdżam (w podróży to dopiero dramat ze znalezieniem sensownego jedzenia...). Jeśli nie mam czasu albo siły przygotować czegoś wcześniej, mam duży problem. "Sypie" mi się cała regularność posiłków i na pewno to był jeden z problemów przez które wcześniej przytyłam. O ile w wakacje można posiłkować się warzywami i owocami w przelocie na jakimś stoisku, o tyle zimą znacznie gorzej. Organizm woła "tłusto i kalorycznie"...
Z utęsknieniem czekam na temperatury koło 10st. by móc wrócić na rower i wliczyć ruch jako stały element zamiast dodatkowego. Nabawiłam się problemów ze stawami, najwyraźniej nie podoba im się ciężar który zmuszone są nosić. Rower wydaje się idealny, do pracy i z powrotem to kilkanaście km 5 dni w tygodniu, po drodze kilka solidnych górek. Z czasem dodatkowym na siłownię bywa różnie, zdarzyła się 1 wizyta w tygodniu, w innym 4 porcje solidnego wysiłku. Zaznaczam, że ćwiczenia układała mi trenerka na siłowni i widzę że przynoszą efekty nawet w postaci lepszego samopoczucia... lecz do finału daleko.
Potrzebuję czegoś regularnego, bo brak regularności to największa wada która zaprowadziła mnie po 5 latach od rejestracji do założenia w końcu swojego wątku... trzeba się zmotywować, bo to we własnej głowie widzę największego wroga.