Łeno, moje odchudania wraz z III i IV fazą będzie trwało 2 lataNo ale wymarzona chwila w ktorej osiągnę 68 kg musi nastąpić do końca roku.
Co do zup, nie gotuję. Robiłam na PW rosołek i bigos. Może zrób kapuśniak? Ja uwielbiam. Chyba też sobie zrobię na weekend.
Ostatnio edytowane przez Voyager ; 02-02-2010 o 14:08
Czołem,
Jeśli to nie kłopot, chciałabym na stałe uczestniczyć w życiu tego wątku, traktując go jak - po części - swój. Nie zakładam własnego, bo tyle tu tematów, pamiętników, rozbudowanych wątków, więc kolejny nie ma sensu, a "40 kg mniej - To musi się udać !" brzmi jak coś w sam raz dla mnie
Odchudzam się od 07.10.2009, z przerwą na święta i "po świętach" - trochę diety zgodnej z grupą krwi, trochę Dukana, trochę Montignaca. Od 12 stycznia jestem na czymś w rodzaju Dukana (wprowadziłam kilka modyfikacji, gdy rozbolały mnie nerki) i muszę się pochwalić, że ani razu nie odstąpiłam od swoich założeń. Serio, ani razu - pękam z dumy!To najdłuższy od 2-3 lat okres, kiedy wytrwałam bez wieczornego / nocnego objadania się.
Nie wolno mi nic jeść po 20:30 (w praktyce ostatni posiłek jem najczęściej o 17:00), nie wolno mi tknąć niczego, co zostało wypieczone z mąki pszennej (w rzeczywistości z węglowodanów jem tylko warzywa) lub zawiera cukier. To są żelazne zasady, których przestrzegam niemal ortodoksyjnie. Specjalnie ustawiłam wytyczne diety na "spory luz", żeby oszukać swoją psyche wieloletniego obżartucha: "Przecież to tylko kilka zasad, prawie jak bez zakazów!". Dzięki temu udaje mi się wprowadzać dodatkowe rygory - niemal nie używam tłuszczu, czasem odrobinę oliwy, np. do jajecznicy (rzadko!), najpierw jadłam co 2 godziny, teraz spokojnie wystarcza zjedzenie 3-4 posiłków dziennie, nie jadłam jeszcze strączkowych, nie sięgam po makaron, żaden rodzaj pieczywa (nawet dozwolonego), ryż, warzywa zawierające cukry (kukurydza, buraki), wszystko gotuję na parze, duszę lub piekę na grillu. Aczkolwiek nie wykluczam, że - gdy zacznie mi brakować składników odżywczych - wprowadzę ryż brązowy, soczewicę i inne dozwolone na diecie Montignaca. Do Dukana podchodzę z rezerwą, trochę boję się zakwaszenia organizmu i niedoborów, ale póki co najważniejsze, że zrzucam sadło i opanowałam uzależnienie od jedzeniaJeśli będzie się działo źle - wprowadzę jakieś zmiany i już.
Stosuję wersję 1/1, tj. 1 dzień samych białek, 1 dzień mieszany. Dziś mam same białka, czyli:
śniadanie - pół dużego jogurtu
drugie śniadanie - drugie pół jogurtu naturalnego 1,5%. Nie znoszę tego papierowego smaku nabiału 0%. Jem naturalne jogurty do 1,5%, maks 2%. To jedna z moich modyfikacji
obiad - 2 dzwonka łososia "smażonego" (patelnia, 2 cm wody i jedziemy), tylko sól, pieprz i sok z cytryny.
kolacja - zjem albo trzecie dzwonko łososia albo zgrilluję na suchy wiór 2-3 kabanosy drobiowe (rarytas, z wędlin jadam najczęściej mortadelę z Lidl, bo składa się głównie z białka i przypraw).
Staram się nie katować, ale jeśli czuję, że jestem syta, nie opróżniam na siłę talerza. Czasem nie czuję głodu i jem mało, czasem mam nieco bardziej "obfite" dni. Ważę sporo i czeka mnie co najmniej rok na diecie, więc żeby nie załamać się już na początku, staram się być dla siebie łagodna i wyrozumiała. Co ciekawe - im mniej zakazów sobie daję, tym bardziej "nabożnie" się odzywiam.
Widać rogata we mnie dusza, a anarchizm najlepiej zwalczać swobodą praw obywatelskich)
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i proszę o przyzwolenie na obecność w tym wątku
PS Ważę się we wtorki - dziś było 99,9 kg. Pierwszy raz od daaaawna poniżej setki!
Witam serdecznie kluska_dzikuska
Będzie mi bardzo miło, jeśli zadomowisz się u mnieTym bardziej, że mamy z sobą wiele wspólnego. Podobną wagę początkową i niemal identyczną wagę obecną. Ja wczoraj zeszłam poniżej setki i rzeczywiście ten fakt niesamowicie mnie uradował. Poczułam się jakby ubyło mnie połowę
Ja od dawna nie stosowałam żadnej diety i chyba dlatego mam strasznie rozepchany żołądek. Jem bardzo dużo, ale dopóki chudnę, nie wymagam od siebie więcej... Kocham słodycze i jest to moja słabość. Nie potrafię się powstrzymać od słodzika i kakao. Szkoda, bo przypuszczam, że słodycze spowolnią mój proces chudnięcia, ale nie daję inaczej rady funkcjonować
Jadam tak jak Ty, do ok. godz 20 i koniec. Ważę się codziennie - podobno tak jest lepiej obserwować swój organizm. Co do wagi 60 kg, ja też planowałam wpisać taką wagę końcową, ale w końcu doszłam do wniosku, że 68 kg osiągnę do końca II fazy, a ostatnie kilka kg postaram się zgubić na fazie III i IV (podobno wtedy również się chudnie).
Bardzo się cieszę, że jesteś tu ze mną. Pozdrawiam Cię i życzę sukcesów.
Dziękuję za ciepłe przyjęcie
Z nadwagą borykam się od wielu lat i w tym czasie zdążyłam wypróbować kilka diet (polecam jedynie Montignaca, o Dukanie jeszcze nic nie powiem, bo za krótko stosuję). Gdyby nie namiętność do jedzenia i uzależnienie od niego (kompulsywnie zajadam negatywne emocje), pewnie któraś z diet okazałaby się trwale skuteczna. A tak - zawsze wracałam do złego sposobu odżywiania się i zaliczałam jo-jo.
W każdym razie przez te parę lat walki z tłuszczem udało mi się odkryć kilka sposobów radzenia sobie z największymi pokusamiNa słodycze znalazłam takie rozwiązanie: odstawić całkowicie.
Zauważyłam po prostu, że dopóki pozwalam sobie na słodki grzeszek od czasu do czasu, ba!, nawet na coś co tylko ma słodki smak (np. ze słodzikiem), dopóty nie mogę się uwolnić od słodyczy. I jeśli całkowicie je odstawiam, po jakimś czasie - kilku dniach, może tygodniu lub dwóch - przestaję mieć ochotę na słodkości.
No i wolę ważyć się co tydzień, a najlepiej jeszcze rzadziej. Kilka razy zdarzyło mi się, że po spektakularnych poczatkach waga przestała spadać i wtedy przychodziło załamanie, a wraz z nim obżarstwo. "Skoro i tak nie chudnę, to przecież jeden szalony wieczór przy lodówce nic nie zmieni" - mówiłam sobie. A z jednego wieczoru robiło się 60...
Tak to u mnie jest.
Z innej beczki: na kolację poszły 2 krótkie kabanoski i dzwonko łososia
Oby do jutra. Każdy wieczór jest tak naprawdę walką, a każdy poranek, gdy przypominam sobie, że poprzedniego dnia ZNOWU się nie obżarłam, zwycięstwem.
Mocno trzymam kciuki za Twoje odchudzanie, Voyager![]()
Kompulsywne jedzenie to również mój problem. Jem gdy się cieszę, jem gdy mam zmartwienie, jem gdy przypadkowo schudnę - z radości i gdy tyję też jem - z rozpaczy, jem gdy się nudzę... oj długo by wymieniaćBłędne koło.
Zazdroszczę Ci, że nie jadasz słodkości. Na razie nie potrafię, ale może z czasem uda mi się ograniczyć sobie jedzenie słodkiego tylko do weekendów. To już byłby dla mnie ogromny sukces. Będę próbowała...
Doieta Dukana poprawiła moje samopoczucie. Dzięki niej uwierzyłam, że odmienię siebie, bo zauważyłam, że ostatnio przestałam szanować siebie za to, że jestem nieatrakcyjna i że nie umiem opanować napadów jedzenia. Przestałam dbać o wygląd, naprawdę "zapuściłam się", bo doszłam do wniosku że skoro jestem tak bardzo gruba, to nic mi już nie pomoże.... Poza tym otyłość mnie strasznie rozleniwiła. Ciężko jest dbać o ciało, włosy, cerę, paznokcie (oj ten pedicure) , gdy ciąży na człowieku 50 kg zbędnego tłuszczu...
Chcę schudnąć i dbać o siebie. Chcę chodzić po górach, bo gdy ostatnio tam byłam, strasznie ciężko dyszałam i nie mogłam wydusić z siebie słowa, gdy weszłam na maleńką górkę...Było mi wstyd przed znajomymi.
Założyłam sobie schudnięcie 40 kg, niedługo 1/4 za mną. Jestem bardzo szczęśliwa. Nie mogę doczekać się porannego ważenia. Byłam bardzo grzeczna więc liczę choćby na spadek 200 g w nagrodę
---------- Wiadomość dodana 03-02-2010 o 07:33 ---------- Poprzednia wiadomość dodana 02-02-2010 o 23:21 ----------
Jeszcze tylko 100 gram i 10 kilosów z głowy, a właściwie z brzuchaDzisiejszy spadek 700g bardzo poprawił mi humor, mimo ze wczoraj obiecałam sobie, że bedę chudła powoli i spokojnie, dla dobra mojej skóry.
Dzisiejsze menu:
- placki otrębowe
- serek wiejski
- 3 pałki z kurczaka
- kawa z mlekiem
- pół makreli
- szklanka serka z kakao
- marynowany śledź
Ostatnio edytowane przez Voyager ; 14-02-2010 o 23:11
Też tak mam. Muszę sobie wymyślić jakieś zajęcia na weekendy, bo mam zbyt wielką ochotę na podjadanie wtedy. Jeszcze na studiach, zresztą skutecznie stosowane także w pracy, posiłek to była "konieczna" przerwa w nauce, teraz w pracy. Im więcej przer, tym mniej pracy... i więcej pochłoniętego jedzenia.
Także coś w tym sensie... Ale po bardzo szerokich ubraniach, przerzuciłam się na te bardziej ... kobiece. Szczerze mówiąc czuję się w nich dużo lepiej. Pod warunkiem, że sadło nie wylewa się zza spodni, co niestety jest trudne do ukrycia. Największy problem mam z włosami. Mam je wyjątkowo niesforne i szade, co gdy są rozpuszczone, sprawia że wydaję się jeszcze większa, gdy są wyprostowane, bardziej podkreślają okrągłą, jak księżyc w pełni, twarz...
A o pazurki... przynajmniej te przy rękachdbać lubię
długie, pomalowane zazwyczaj na ciemny kolor, własne! Dobrze się z tym czuję. Gorzej z tymi na dole... brzuch utrudnia ich pielęgnację :/
Voyager, jak ja Cię doskonale rozumiem. Jazda na rowerze... 5 km i twarz czerwona od zmęczenia i pot zalewający oczy i całe ciało.
Małe wzniesienie i mam wrażenie za chwilę płuca wypluję. Nawet daleki spacer, a bluzka cała mokra... o upałach nie wspominając.
No i ten widok na plaży... Kilka lat temu zrezygnowałam z jednoczęściowych kostiumów kąpielowych. Przecież i tak grubo wyglądam, więc co za różnica... a tak przynajmniej mam chociaż brzuch gruby i opalony, zawsze wygląda lepiej niż bladyAle móc poleżeć na plaży i nie wyglądać jak młoda orka wyrzucona na brzeg...
U mnie waga od soboty stoi uparcie na 101 kg i nic. Troszkę się tym martwię, bo mój organizm lubi takie sztuki odstawiać, co powoduje, że gdy przez tyg waga się nie rusza, ja się poddaję i nie kontynuuję diety.
Wiesz Bonna, ja się niby nie pocę, ale dzwiganie tych lilkudzisięciu zbędnych kilogramów wykańcza mnie, a szczególnie mój kręgosłup - biedny nie radzi sobie juz zupelnie, boooli...
A co do ciuchów, waga ponad 100 kg doprowadziła mnie do takiego zaniedbania. Gdy ważę do 90 kg, widzę sens w dbaniu o siebie, ale gdy jestem tęższa, załamuje się i daje sobie spokój ze wszystkimi prawie zabiegami. Robię wokół siebie tylko to co muszę... jakbym chciała siebie ukarać za to, co sobie zrobiłam
---------- Wiadomość dodana o 09:55 ---------- Poprzednia wiadomość dodana o 09:49 ----------
Etam, wcale się nie przejmuj tym przestojem wagi. Ja w zeszłym tygodniu przytyłam 700 g a kilka dni pozniej schudłam to 700 i dodatkowe 1,200 kg. Wiocznie tak wygląda proces naszego odchudzania się. czytałam, że inne dziewczyny mają dokładnie tak samo.