Witam Wszystkich!
Wielu z Nas boryka się z problemem otyłości czy próbą zrzucenia choć kilku zbędnych kilogramów, wiem coś o tym, gdyż sama należałam raczej do małych grubasków niż grupy pań o idealnych wymiarach. W krytycznym momencie przy wzroście 179 cm ważyłam 83 kg, co było dla mnie koszmarem.
Od dziecka byłam puszysta, z różnych powodów, głównie zdrowotnych najpierw nie mogłam żyć zbyt intensywnie, a potem juz nie chciałam się pokazywać ludziom na oczy, bo byłam gruba i tak tyłam dalej. Nie miałam wielu znajomych, bo wpajałam sobie, że i tak nikt nie będzie chciał sie przyjaźnić z takim "potworkiem"...
Odchudzanie zaczęło od pewnej wizyty u lekarza internisty, gdzie poszłam z prawdopodobieństwem zapalenia płuc... lekarz zbadał mnie, po czym zapytał czy nie pomyślałam nigdy o odchudzaniu - oburzyłam się i stwierdziłam, wbrew prawdzie, że dobrze mi tak jak jest. To był jednak przełom. Od tego momentu ograniczyłam słodycze, stopniowo eliminując nawet cukier z herbaty (za to bardzo lubiłam czekoladę i czasem podjadałam, ale już rozsądnie) i dużo ćwiczyłam. Kupiłam sobie sprzęt do ćwiczeń i właśnie mija około 3,5 roku jak co dzień (staram się nie opuszczać żadnego dnia) biegam na bieżni lub ćwiczę na Orbitreku, Leg Magic czy robię brzuszki. Codzienny trening po pracy to od godziny do 90 min. I udało się! Z wagi początkowych 83 kg w wieku 20 lat i wzroście 179 cm, zeszłam do prawie 58 kg... Jasne, mam się z czego cieszyć... idę do sklepu, biorę rozmiar 36, a ekspedientki zachwycają się jak dobrze wyglądam... Tyle, że ja nie do końca to dostrzegam... Nie widzę siebie takiej jaką jestem. Cały czas ćwiczę, jest mnie coraz mniej, a ja wciąż nie jestem zadowolona... Ostatnio nie mogę już nawet pomysleć, co dopiero zjeść, niczego niezdrowego: naleśników czy kawałka ciasta z bitą śmietaną, bo mnie skręca w brzuchu, mam mdłości nawet po ukochanej czekoladzie, której też juz nie jem, właściwie to w ogóle nie mogę zjeść nic, zanim nie przeliczę tego na kalorie... I wierzcie mi, źle mi z tym... znajomi mówią, żeby zwyczajnie zrobić sobie kanapkę, a na obiad kotleta z surówką, bo przecież to mi nie zaszkodzi, ale niestety... ja juz nie potrafię się przestawić... od dawna nie jem tłuszczów, a jeżeli już to wszystko w wersji light, maksymalnie ograniczam tez cukry... a powiem Wam szczerze, że chciałabym móc usiąść do obiadu i bez picia litra wody czy zjedzenia całej miski warzyw z kawałkiem łososia (bo ma mało kalorii) czy ryżem, bez wyrzutów zjeść pół pizzy... tyle, że już nie potrafię...
Czekolandia