Witam, moje Słoneczka!
Wracam z podkulonym ogonkiem i strasznie mi wstyd, że tak Was zaniedbałam... Miałam już dosyć diety, a raczej nie diety, tylko samej siebie, swoich słabości, braku konsekwencji i porażek. No bo diety wielkiej nie miałam - ciągle się oszukiwałam i zaczynałam od początku. Wkurzało mnie to moje ciągłe pierniczenie: "od jutra", pobłażanie sobie i to, jaka byłam w tym wszystkim żałosna. Niestety oderwanie się od tego oznaczało również oderwanie się od forum, bo to w końcu tutaj te wszystkie pojękiwania zostawiałam, strzępiłam sobie język, a następny dzień rozpoczynałam pożeraniem jakichś świństw. Usunęłam konto, bo potrzebowałam restartu, nie tylko w głowie, ale i tutaj. Musiałam na chwilę odciąć się od ciągłego gadania o jedzeniu, piciu wody, ćwiczeniach, wskakiwaniu na wagę, nowych ciuchach... żeby wszystko sobie poukładać.
No a teraz, kiedy powietrze pachnie wilgotną ziemią i wiosną, we mnie wstąpiła nowa energia. Zajrzałam tutaj i aż łzy mi stanęły w oczach, kiedy Was uźrzałam! Trochę mi głupio, ale przecież nie wyskoczę z jakimś innym nickiem i nie zacznę od nowa mojej przygody z forum, bo to mija się z celem - w końcu to na Was i Waszym wsparciu najbardziej mi zależy. Nie sądziłam, że aż tak można się przywiązać do wirtualnych towarzyszek doli i niedoli - tak za Wami tęsknić.
Witam również nowe osoby!
Mam 23 lata, 164 cm. wzrostu i ponad 90 kg. Mieszkam poza miastem, więc moimi ulubionymi aktywnościami są spacery, marsze, marszobiegi i jeżdżenie na rowerze po okolicznych wsiach i lasach, ale ciężko mi się do tego zmobilizować... Może piękna, wiosenna pogoda pomoże. Niestety przez tę lokalizację ciężko mi się wybrać na basen (który również uwielbiam), siłownię, czy inne zajęcia, więc o regularnej aktywności w tego typu przybytkach raczej nie mam co marzyć
.
Więcej dowiecie się na moim starym wątku: Zapiekanka? Ok, zacznę od poniedziałku...![]()
Co zamierzam? Jestem świeżo po lekturze książki Jillian Michaels (tej amerykańskiej trenerki, m.in. z "The Biggest Loser") "Opanuj swój metabolizm". Zasady Jillian są dość surowe, a raczej trudne do wprowadzenia w mojej sytuacji (nie stać mnie na kupowanie wyłącznie żywności ekologicznej i nawet nie bardzo wiem, gdzie miałabym szukać mięsa zwierząt karmionych wyłącznie trawą), ale będę się starała łączyć je ze wszystkimi dietetycznymi mądrościami, które do tej pory przyswoiłam. To oznacza 3 główne posiłki i jedną przekąskę, regularnie co 4 godziny (podobno częstsze jedzenie oznacza za wysoki poziom insuliny, a przez to nawet insulinooporność). Pierwszy posiłek najpóźniej godzinę po przebudzeniu, a ostatni trzy godziny przed snem. Dowiedziałam się mnóstwa ciekawych rzeczy o moich hormonach, o tym, jak je ustabilizować, usprawnić, co jeść, czego nie jeść, bo to przecież hormony są naszą przemianą materii. No i nowa, najważniejsza, zasada: żadnych barwników, słodzików, tłuszczów trans i chemii! Kończę raz na zawsze z popijaniem Pepsi light, cappuccino, niskosłodzonymi dżemami (które tak naprawdę naszpikowane są słodzikiem), bo to największe trucizny zamulające nasz organizm i sprawiające, że hormony w nadmiernej ilości krążą, nie rozpoznają w tym syfie jedzenia i nie wiedzą, co robić, jak trawić, jak spalać, tylko odkładają tłuszcz i generalnie wyniszczają organizm, doprowadzają do problemów i chorób. Do tego oczywiście ruch, jak najwięcej ruchu... postaram się. Zawsze hołdowałam aerobom, ale ostatnio zrozumiałam, jak ważne są ćwiczenia siłowe i budowanie tkanki mięśniowej. Może nawet ważniejsze od aerobów. To w końcu mięśnie spalają naszą energię! Niby wiedziałam o tym od dawna, ale dopiero niedawno przeczytałam, o jakim procencie spalania jest mowa. Teraz niestety nie przytoczę tych liczb, ale jedno jest pewne - przekonały mnie do zadbania o swoje mięśnie.
No i to tyle na początek... Nie martwcie się, nie wstąpiłam do sekty Jillian Michaels i nie będę zatruwała Wam życia wywodami o hormonach. Ale cieszę się, że mam jakieś nowe spojrzenie... może pozwoli mi ono zawalczyć o siebie z nową energią
. Nie chcę już ciągłego zaczynania od jutra... TERAZ, ALBO NIGDY!!!
Jak się potknę, to nie będzie żadnego: "No nic, jutro będzie lepiej..." Wezmę to na klatę i zaakceptuję, że dałam dupy, że to niedopuszczalne i żadne jutro tego ze mnie nie zmyje. Muszę być dla siebie surowsza, bo do tej pory cieszenie japy z faktu, że zeżarłam paczkę ciastek i mi z tym cudownie, jakoś się nie sprawdzało
.
No to dobra... Uff... Zaczynam. Mam nadzieję, że o mnie nie zapomniałyście Pięknoty i wybaczycie mi wszystko...
Coby powrócić do tradycji, zostawiam Wam na powitanie muzyczkę:
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Wasza Eklerka.