Witam, mam na imię Klaudia
Forum odwiedzam regularnie już od dosyć długiego czasu, nigdy nie zmobilizowałam się, aby dołączyć do dyskusji. W końcu nadszedł ten moment.
Różnie to ze mną bywało... Gdy byłam całkiem młodziutka miałam unormowaną wagę, nie byłam pulchnym dzieckiem. Z latami waga rosła, ale nie do stopnia, który mógłby wywołać jakiś szczególny niepokój. Nie zwracałam na to uwagi... Z czasem w moim życiu się pokomplikowało i przez załamanie przestałam jeść - nie potrafiłam wziąć niczego do ust doprowadzając się do bardzo niskiej wagi. Gdy poprzednie problemy zostały zażegnane wszystko zaczęło wracać do normy- moje życie się uspokoiło. Waga zaczęła wracać na swoje miejsce. Świetnie czułam się w swoim ciele, moja figura bardzo mi się podobała. Zmieniłam otoczenie i na samym początku w mojej głowie była jedna myśl: jest wspaniale. Czas zweryfikował moje poglądy - nowe miejsce mi nie sprzyjało, a ludzie z dnia na dzień coraz negatywniej byli do mnie nastawieni. Sytuacja sprawiła, że zaczęłam zamykać się we własnym domu. Odrzucona przez środowisko w którym żyłam czułam się niepotrzebna. Po powrocie do domu ciągle w jednym miejscu - w moim pokoju. Sen, jedzenie, szkoła. Tak w kółko. Taki tryb życia nie wpłynął korzystnie na mój wygląd. Przybyło mi sporo ciałka.
Po roku pojawiła się nadzieja na wyrwanie się z tego koszmaru. Wtedy pomyślałam: jak mam wrócić do mojego ukochanego miasta? Jak mam się pokazać moim znajomym w takim stanie?
Wzięłam się za siebie i pozbyłam się jakichś 15 kg. Nawet nie wiem kiedy to ze mnie zleciało.
Nie byłam nadal do końca zadowolona z siebie, nadal uważałam, że mojej figurze wiele brakuje, potrafiłam się z tym jednak pogodzić.
Pojawiło się jojo, waga znowu wzrosła. Rok później znowu zmobilizowałam się do zrzucenia zbędnych kilogramów. Udało się, jednak nie na długo. Efekt utrzymał się kilka miesięcy, a potem było tylko gorzej.
W międzyczasie stworzyłam związek... Nie był trwały, szybko się zakończyło. Po tym obiecałam sobie, że wezmę się za siebie i będę wyglądać świetnie.
Dobrałam się do blogów pro-ana. Zaczęłam żyć ich ideologiami. Potrafiłam nic nie jeść, a potem nadrobić z nawiązką. Oczywiście zawsze były próby wyrzucenia tego z siebie - wymioty, tabletki przeczyszczające... Krok po kroku się wykańczałam, a efektów nie było widać. Regularnie pojawiały się większe motywacje, gdzie udawało się obniżyć wagę ale na krótko. W pewnym momencie zauważyłam, że moje starania nie mają sensu i się poddałam.
Nie trudno się domyśleć co było dalej - moja waga urosła do przerażającej liczby.
Patrzę teraz w lustro z niedowierzaniem: gdzie dawna ja, z szczupłymi nogami, fajnym wcięciem w talii i zarysowanymi kośćmi policzkowymi?
Teraz widzę tłustego potwora z pyzatą twarzą. Potwora, którego z całego serca nienawidzę i chcę go pożegnać na zawsze.
Odkąd pamiętam staralam się walczyć z tym sama, nikt mnie nie pilnował, więc bez problemu mogłam skończyć. Jestem tu i liczę na Waszą pomoc. Mam nadzieję, że przypilnujecie mnie i zasadzicie mocnego kopa, gdy będę chciała zrezygnować. Sama sobie nie poradzę, wiem jak to się skończy.
Chcę ujrzeć swoje szczupłe ja, udowodnić sobie, że jednak potrafię.
Nie chcę tracić swojego czasu, młodości przez otyłość, która znacznie mnie ogranicza.
Najwyższa pora coś z tym zrobić.
Uff... rozpisałam się niemiłosiernie, przepraszam najmocniej
Plan jest prosty - obecnie trenuję sztuki walki. Zawsze marzyłam o silnych i ładnie wyrzeźbionych ramionach oraz o wygimnastykowanym ciałku
Zatem: wystrzegam się niezdrowych rzeczy- słodycze, słone przekąski. Słodkich i gazowanych napojów nie piję- już od dawna piję tylko wodę. Herbaty nie słodzę. Muszę jakoś opanować się i nie podjadać między posiłkami- a to często jest silniejsze ode mnie. Teraz muszę się zmusić do zrezygnowania z soli, której uwielbiam wszędzie dodawać, a z którą wiem, że przesadzam. Będę jeść 5 regularnych, niewielkich posiłków dziennie. W miarę możliwości postaram się rezygnować z smażonych potraw oraz niezdrowych dodatków do nich - np. majonez. Muszę również wyrzucić ze swojego jadłospisu białe pieczywo.
Jeśli chodzi o ćwiczenia to tak jak wcześniej wspomniałam - moje treningi. W domu planuję ćwiczyć na orbitreku (myślicie, że godzina na początek będzie ok?) w dni w które nie mam treningów oraz na twisterze (zacznę od 15min), do tego rozciąganie się, pompki i podnoszenie moich ukochanych hantelków. Od jutra zacznę chyba też A6W, o ile nie pojawi się u mnie- jak kiedyś - ból kręgosłupa z którym nie wiedziałam jak sobie poradzić.
Chcę też w końcu potrafić zrobić szpagat i mostek, który nigdy mi nie wychodził.
No i jest jeszcze wf w szkole. Na razie nic innego nie przychodzi mi do głowy.
Mam nadzieję, że w końcu będzie idealnie i sukcesywnie zgubię te przeklęte 31kg, żeby zobaczyć na wadze wymarzone 52
Zatem na start!![]()