Dzięki za życzenia zdrowia, powolutku idzie ku lepszemu, ale słabam strasznie.
Mus jednak było wyjść na zakupy bo kolejne wolne dni się zbliżają, a ja w dodatku z zapasów nakupionych słabo mogę korzystać z chorym i podrażnionym układem żołądkowo-jelitowym.Kupiłam sobie włoszczyzny i porcje rosołową, szare renety do prużenia z ryżem i brokuła.No i sucharki , żeby leżały w domu na okoliczność popsowania się brzucha.
Niby w sklepach wszystko jest , ale po pierwsze nasz rząd ograniczył czas handlu, no i jak człek tak fest zesłabnie to nawet do bliskiego sklepu droga się wydaje strasznie daleka i ciężka.
No jednak koty szklanki herbaty nie zrobią i angielki w sklepie nie kupią.Dziecko własne niestety nie jest u mnie dostępne i mus sobie radzić samej.
Zapisałam się na przyszły tydzień do mojej lekarki, bo mam komplet wyników jakie mi zleciła w listopadzie( mocz,krew i USG jamy brzusznej).
Dzisiaj rozmawiałam Aniu z Kasią w kwestii Kołobrzegu, podejmujemy kroki zaradcze(ustaliłyśmy kolejnośc wariantów ratunkowych, się kuma nie troska).
Kasia nawkładała mi w głowę o konieczności zapobiegania infekcjom u mnie, mam się nie odchudzać(wcale nie zamierzam bo stan z uwagi na jelitówkę i poprzedzający go okres braku apetytu powoduje, że ważę 69,6 kg więc w zasadzie mam do zrzucenia najwyżej 2 kg) i nie pchać do Jasia i Antosia z uwagi na te właśnie dzieciece wirusy i bakterie.
Ale ty sama Aniu wiesz jak to jest odmówić jak proszą o opiekę.Człowiek idzie chociaż wie, że zaraz złapie coś paskudnego.
Zaś znowu zapada zmrok, a ja niewiele co zrobiłam.Straszny dzionek, kolejny taki ponury i smutno-chory.