Moniko, to nie dietetyk, tylko diabetolog (od cukru), ale mam nadzieję, że o diecie też porozmawiamy.
W poniedziałek lecę robić rano badania, po południu z mężem do neurologa.
W trakcie zamówić termin na gastroskopię.
Na wtorek usg męża.
Środa - odebrać moje wyniki.
Czwartek - diabetolog.
Piątek - na razie wolny od lekarzy, chyba że uda się załatwić badania męża, to wtedy z wynikami do rodzinnego.
Biorąc pod uwagę, że mieszkam na wsi, wiąże się to z wyjazdami do różnych miast, niestety.
Z zatokami już dobrze, została lekka chrypka tylko.
W całym tym pędzie staram się jeść rozsądnie. Ale chyba za mało się staram, bo waga nie współpracuje. Porcje zmniejszone. Słodyczy nie tykam, co jest o tyle łatwiejsze, że rodzina wspiera i nie kupuje nic słodkiego. Niestety, ja sama okazałam się sabotażystką i kupiłam lody podczas zakupów w makro. Po prostu zaatakowały mnie znienacka manhattany i kilka pudełek wylądowało w zamrażalniku. A trochę w moim żołądku. Ale przeszłam bohatersko przez alejki z ulubionymi ciastkami i nie wzięłam absolutnie NIC. Jestem z tego bardzo dumna. Za lody mi wstyd.
Dzisiaj jest pięknie - i na dworze, i żywieniowo.
Ale w planach grill wieczorem. Bez żadnego objadania się, ale waga swoje będzie wiedziała. Pogoda taka piękna na koniec wakacji, że żal by było nie wykorzystać tego, w dodatku syn właśnie wrócił z dwutygodniowego wyjazdu, więc ten grill taki trochę na cześć jego szczęśliwego powrotu, a trochę na pożegnanie lata. No i w tym roku to dopiero drugi grill będzie
Miłego wieczoru Wam życzę!