Podjęłam decyzję. Dlaczego?
Kupiłam w sierpniu super dzinsy. Chciałam je założyć do pracy... Nie założyłam. Z prostego powodu. Po prostu się w nie nie zmieściłam... Złapałam za inne dzinsy, w których dawno nie chodziłam. Zapięłam. Ale widok był okropny... To jakby słonia ubrać w stringi z kokardką... Otworzyłam szafę, gdzie trzymałam ubrania, które bardzo lubiłam, ale które znalazły się tam z racji na to, że zrobiły się za wielkie... Zostawiłam je nie ze względu na to, że może kiedyś przytyje (Boże broń!), tylko z myślą o zaniesieniu do krawcowej. Dupa. Do tego blada... Spodnie wciągnęłam i były w sam raz... Ech...
To nie będzie łatwe... Nie raz już próbowałam... Jak znienawidzić pizze...? Albo inne kuszące zapiekanki, lasagne, spagetti...
Was okłamywać nie muszę, siebie też już powinnam przestać, że może samo zniknie, albo standardowo "od poniedziałku wezmę się za siebie". Tylko te poniedziałki przychodzą i nic się nie dzieje...
Mam dość mojego brzucha, który trzęsie się jak galareta... Mam dosyć moich pośladków, które już zapomniały co znaczy być jędrnymi, mam dość swoich ud, na których pojawił się celulit, choć nigdy go tam nie było... Mam dość siebie takiej. Poprawiałam sobie humor tym, że jak już tyje, to przynajmniej piersi będę miała większe. Guzik prawda... Oponki co raz większe a piersi ani drgną...! Dość tego.
I jak nie mówić, że szczupli mają lepiej w życiu...? Przynajmniej nie patrzą na każdą chudą kobietę na ulicy z zazdrością... Nie wiem, nie potrafię pokochać swojego ciała... Każda kobieta - szczupła rzecz jasna - stanowi dla mnie zagrożenie. Wiem, że tylko w mojej głowie, ale przez to wszystko zrobiłam sie strasznie zaborcza w stosunku do mojego narzeczonego... Ja wiem, że mnie kocha, jestem tego pewna, ale tracę grunt pod nogami kiedy tylko wspomni o jakiejś koleżance ze szkoły czy z pracy... No koszmar... Czy któraś z was ma podobnie...?
Potrzebne mi wsparcie, potrzebny mi ktoś, kto mi powie, że dam radę. Bo gdybym tak naprawdę, do końca w siebie wierzyła, nie zostawiłabym tu tego wpisu z myślą o pozostawieniu jutro podobnego...
Pozdrawiam wytrwałych czytaczy.
Aha, co zamierzam..? Przegłodzić się na początek... Oduczyć samą siebie, że każda pora jest dobra na przekąszenie czegoś małego a czasem i słodkiego... Ciężko będzie, szczególnie w pracy, gdzie nie mam czasu na robienie sobie zupek, koktajli czy wsuwanie sałaty. Nie łatwo będzie też z facetem. "Co dziś na obiad? Zabieram Cię na pizze, ok?" Nie, nie ok. Jemu mogę robić jedzenie, sama mogę nie jeść, ale nie zniosę widoku jego zajadającego się moją ulubioną pizzą...